Rząd zdecydował o wakacjach kredytowych na 2024 rok

Na dzisiejszym posiedzeniu rząd przyjął projekt przedłużenia do końca roku tzw. wakacji kredytowych. Nowe rozwiązania przewidują możliwość zawieszenia spłaty raty kredytu hipotecznego na okres dwóch miesięcy od 1 maja do 30 czerwca, a dla kolejnych kwartałów – jeden miesiąc w każdym kwartale. Dodatkowo, zwiększone zostanie wsparcie dla kredytobiorców.

Zawieszenie spłaty kredytu będzie możliwe, jeżeli jego wartość nie przekracza 1,2 mln zł, a minimalny stosunek raty kredytu mieszkaniowego do dochodu wynosi 30 proc. Dochód gospodarstwa domowego będzie liczony jako średnia za poprzednie trzy miesiące. Ten warunek nie musi być spełniony, jeśli kredytobiorca ma na utrzymaniu co najmniej troje dzieci.

Premier podczas konferencji prasowej wyjaśnił:
– Zeszliśmy z 35 proc. do 30 proc., aby objąć wakacjami większą grupę ludzi. Nie będzie ograniczeń w przypadku rodzin z trójką i więcej dzieci.

Zmiany w Funduszu Wsparcia Kredytobiorców

Rząd przyjął także projekt ustawy o zmianach w Funduszu Wsparcia Kredytobiorców (FWK), który umożliwia czasowy brak spłaty rat kredytu. Pomoc ta będzie dostępna dla kredytobiorców, których rata przekracza 40 proc. dochodu gospodarstwa domowego. Wskaźnik ten wynosi obecnie 50 proc.

Nowe przepisy przewidują podniesienie wartości maksymalnego wsparcia z 2 tys. zł do 3 tys. zł oraz wydłużenie okresu pomocy z 36 miesięcy do 40 miesięcy. Ponadto, okres zwrotu wsparcia zostanie wydłużony do 200 rat zamiast 144. Dzięki zaproponowanym rozwiązaniom, maksymalna wysokość pożyczki na spłatę zadłużenia wynosić będzie 120 tys. zł.

Nowe przepisy mają wejść w życie 1 maja 2024 roku i zmieniać będą dwie ustawy: o wsparciu kredytobiorców oraz o finansowaniu społecznościowym dla przedsięwzięć gospodarczych i pomocy kredytobiorcom.

Koszt dla banków

Związek Banków Polskich szacuje koszt przedłużenia wakacji kredytowych na 3,7 mld zł. „Szacujemy koszt dla banków na poziomie 3,7 mld zł przy partycypacji na poziomie poprzednich wakacji kredytowych. Jeśli partycypacja byłaby na poziomie 100 proc., to koszt wyniósłby 5,5 mld zł. Szacujemy, że z programu wakacji kredytowych uprawniona będzie połowa kredytów (licząc według ich wartości)” – powiedziała PAP Biznes Agnieszka Wachnicka, wiceprezeska Związku Banków Polskich.

fot.: pexels.com, Jakub Zerdzicki

Mieszkanie za remont – szansa na tanie lokum

1 marca w Krakowie ruszył program „Mieszkanie za remont„, który co roku cieszy się niesłabnącym zainteresowaniem również w innych gminach. Nic dziwnego – pozwala on na wynajęcie mieszkania na bardzo korzystnych warunkach finansowych. Gdzie jest haczyk? Remont mieszkania należy przeprowadzić na własny koszt.

Zasady programu

W ramach programu „Mieszkanie za remont” poszczególne gminy oferują wynajem lokali mieszkalnych, które wymagają generalnej renowacji. Najemcy zobowiązują się do wykonania jej na własny koszt i bez prawa do zwrotu poniesionych nakładów. W zamian otrzymują ulgi:
– brak czynszu podczas remontu,
– zwolnienie z kaucji mieszkaniowej,
– możliwość wykupu mieszkania po 5 latach na preferencyjnych warunkach.

Warunki uczestnictwa w programie „Mieszkanie za remont”

Program skierowany jest do osób, których sytuacja finansowa nie pozwala na zakup mieszkania lub wynajem na wolnym rynku. Aby wziąć w nim udział, należy spełnić następujące warunki:
– nie można być właścicielem innego lokalu mieszkalnego,
– należy spełnić kryterium dochodowe (ustalone przez daną gminę),
– nie można zalegać z czynszem z tytułu najmu aktualnie zajmowanego lokalu.

Gdzie złożyć wniosek do programu

Wnioski o udział w programie „Mieszkanie za remont” składa się w Urzędzie Gminy odpowiednim dla miejsca zamieszkania. Szczegółowe informacje na temat programu, kryteriów uczestnictwa oraz dostępne mieszkania można znaleźć na stronach internetowych gmin.

Przykłady realizacji programu programu „Mieszkanie za remont”

W Krakowie nabór wniosków trwa od 1 do 29 marca 2024 roku. Do programu mogą przystąpić osoby, których średni miesięczny dochód netto na jedną osobę w okresie trzech miesięcy poprzedzających datę złożenia wniosku wynosi:
– 150–350 proc. najniższej emerytury dla gospodarstwa jednoosobowego,
– 125–300 proc. najniższej emerytury dla gospodarstwa dwuosobowego,
– 100–250 proc. najniższej emerytury – w gospodarstwie wieloosobowym.

fot.: Image by Freepik

Biznesowy duet. Wywiad z Ewą Dąbrowską i Zuzanną Nowik – Strefa Nieruchomości

Ewa Dąbrowska zaprojektowała przez 30 lat ponad 6 tysięcy mieszkań, uzyskała 300 tys. mkw. pozwoleń na budowę. Architekt z ogromnym doświadczeniem, zdeterminowana, aby na każdym etapie prac wspierać swoich klientów. Zuzanna Nowik, która poszła w ślady mamy, dziś jest cenionym ekspertem w swojej branży, prelegentką na konferencjach nieruchomościowych, liderką biznesu. Jest dumna ze współpracy z mamą, która – jak mówi w wywiadzie – nauczyła ją wytrwałości w dążeniu do celu. Dziś prowadzą w Łodzi znane firmy architektoniczne, współpracują ze sobą, uzupełniając się kompetencjami i różnym zakresem działań. Obie podkreślają, że praca przy nieruchomościach wymaga bardzo dużej cierpliwości i bywa nieprzewidywalna. Jednak finalny efekt i ukończenie projektu daje ogromną satysfakcję i spełnienie.

Aneta Nagler: Wiele kobiet nie lubi pytania: „Czy jesteś podobna do swojej mamy?”. Ty wspominasz z dumą, że podpatrywałaś mamę przy pracy i sama marzyłaś, żeby zostać bizneswoman, tak jak ona. Czy z perspektywy czasu uważasz, że to była dobra droga? Zuzanna Nowik: Zostałam architektem, bo jako dziecko obserwowałam mamę przy pracy i patrzyłam z zafascynowaniem, jak tworzy kolejne projekty, które nabierały kształtów – od rozwiązań urbanistycznych po budynki i funkcje. To było imponujące i dawało mi taki obraz, że mama kształtuje rzeczywistość. Ukończyłam studia i przez 12 lat współpracowałam z mamą, zdobywając doświadczenie pod jej nadzorem. Oczywiście moja praca ewoluowała przez te lata i dziś wiem, co sprawia mi największą przyjemność w tym zawodzie. Czy to była dobra droga? Nie wyobrażam sobie pracować w innej branży. Spełniam się jako architekt i jako inwestorka. Moich dzisiejszych osiągnieć na polu zawodowym nie byłoby bez wsparcia mamy.

A.N.: Pani Ewo, jakie były Wasze początki współpracy? Dochodziło czasem do tarć na styku mistrz – uczeń?

Ewa Dąbrowska: Zuzanna chłonęła wiedzę. Od początku najlepiej czuła się w nawiązywaniu współpracy z inwestorami, nastawiona była na kreację deweloperską i na pozyskiwanie nowych projektów. Ja najbardziej lubię etap tworzenia koncepcji w ścisłej współpracy z inwestorem. Mogę podzielić się wieloletnim doświadczeniem, wesprzeć go w realizacji inwestycji, wyrazić swoją kreatywność w namacalny sposób, budując przestrzeń dla ludzi. Na pewno obie mamy ducha rywalizacji. Jesteśmy perfekcjonistkami. Zwłaszcza gdy robiłyśmy koncepcję równolegle, zdarzało nam się obstawać przy swoim zdaniu.

A.N.: Wypracowywałyście kompromis?

E.D.: Dochodziłyśmy do wniosku, że inwestor wybierze koncepcję, która będzie lepsza dla niego.

A.N.: Zuzanno, co było najcenniejszym doświadczeniem we współpracy z mamą?

Z.N.: Umiejętność, jak przeanalizować nieruchomości, na co zwrócić uwagę. Mama zawsze bardzo dbała o to, żeby zastosować ekonomiczne rozwiązania konstrukcyjne, czyli projektowanie w osiach, w modułach. Pokazała mi, że jeżeli się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B i zakończyć tę pracę, którą się zaczęło, mimo trudnych sytuacji. Praca przy nieruchomościach wymaga bardzo dużej cierpliwości. Jeśli ktoś liczy, że kupi nieruchomość i osiągnie czysty zysk, to może się zdziwić, ponieważ bywają bardzo trudne problemy do rozwiązania. I tu potrzebna jest ogromna praktyka, wiedza, jak rozmawiać z konserwatorem, z urzędem, z sąsiadami, jak rozwiązywać te skomplikowane sytuacje, które zawsze pojawiają się przy inwestycji.

A.N.: Obie podkreślacie, że na linii współpracy architekt – inwestor – deweloper ważne jest doświadczenie, terminowość i wzajemna współpraca.

Z.N.: To są kluczowe kwestie. Wykonawca w trakcie realizacji inwestycji, stając przed różnymi zagadnieniami budowlanymi, potrzebuje ścisłej współpracy z projektantami. Mama dba o sprawne rozwiązywanie problemów z dnia na dzień. Ta skrupulatność i ciągły kontakt z deweloperem, z podwykonawcami jest doceniany przez inwestorów.

E.D.: Niedawno miałam taką sytuację, gdzie wykonawca przygotował duży budynek do odbioru. Pojawiły się problemy z rzeczoznawcą ppoż. i z sanepidem. Dlaczego? Bo deweloper pozmieniał w międzyczasie wiele rzeczy bez dokumentacji. Zostałam poproszona o pomoc. To nie było takie proste, żeby uzyskać uzgodnienia z rzeczoznawcami. Nie mogłam powiedzieć, że mnie to nie interesuje. Moja rzetelność mi na to nie pozwalała.

A.N.: Pani Ewo, zaprojektowała Pani ponad 6000 mieszkań. Współpraca z doświadczonym architektem to gwarancja zakończenia inwestycji z sukcesem. A jednak często konkursy wygrywają młodzi architekci.

E.D.: Warto powiedzieć młodym inwestorom, którzy chcą wejść w inwestycje deweloperskie, że współpraca z architektem, który ma długoletnią praktykę, oznacza dużo większe prawdopodobieństwo ukończenia inwestycji zgodnie z planem, z dużo mniejszym ryzykiem problemów na budowie oraz przy sprzedaży mieszkań. Przygotowanie pełnobranżowego projektu budowlanego i wykonawczego wiąże się z szeregiem zagrożeń. Młodzi architekci, którzy mają ciekawe pomysły na bryłę, projektują piękne wizualizacje, ale bardzo często nie radzą sobie z problemami formalnymi, układami funkcjonalnymi i z kwestiami technicznymi. Bywało tak, że poprawiałam projekty po młodych architektach, gdzie siatka modularna garażu była zupełnie inna niż kondygnacji powtarzalnej. Jest cały szereg różnych błędów wynikających z braku doświadczenia. I tutaj doświadczenie w zawodzie, przewidzenie wielu zagrożeń, umiejętność szybkiego reagowania na zmiany pozwalają wygrać architektowi z praktyką.

A.N.: Pani Ewo, doświadczenie jest kluczowe w tym zawodzie. Jednak kreatywne podejście Zuzanny do pracy architekta otworzyło Wam nowe perspektywy. Jak współpraca z Zuzanną wpłynęła na Pani pracę?

E.D.: Przez lata współpracowałam z tą samą grupą deweloperów. Nie miałam czasu, żeby pozyskiwać kolejnych klientów, tak jak robi to dzisiaj Zuzanna. To były zupełnie inne czasy. Współpracowało się przez polecenia, a także konkursy, które nie zawsze były korzystne finansowo. Bywało tak, że deweloper robił konkurs i zgłaszało się kilkunastu architektów ze swoimi projektami, nad którymi trzeba było pracować pół roku bez zapłaty. Nigdy nie wiadomo było, z kim taki deweloper podpisze kontrakt. A niestety ogromne firmy deweloperskie wykorzystywały pracownie architektoniczne pod względem wiedzy, jak i koncepcji, nie płacąc za poświęcony czas. Uzupełniając swoje portfolio, wyliczyłam, że przez 30 lat pracy uzyskałam ponad 300 tys. mkw. pozwoleń na budowę.A ponad 100 tys. mkw. powierzchni to były darmowe koncepcje. To Zuzanna wypracowała zasadę płacenia za analizy i koncepcje, które wykonywałyśmy dla dewelopera. Nie było też możliwości, żeby się kreować na zewnątrz. Zuzanna po 2018 roku odłączyła się od mojej firmy i zaczęła działać niezależnie. Nastawiła się na kreowanie inwestycji deweloperskich i pozyskiwanie klientów. Bardzo mi imponował ten typ pracy i pokazywania się w social mediach,
które procentowały w jej marce i współpracy z deweloperami. Na pewno dziś jestem bardziej otwarta na nowe działania i pokazywanie się w mediach.

A.N.: Zuzanno, powiedziałaś w naszej rozmowie, że samolot nie może mieć dwóch głównych pilotów. Nie miałaś obaw, że z własną firmą architektoniczną będzie Ci trudniej na rynku?

Z.N.: Przez 12 lat pracy wspólnie przeszłyśmy przez kilkadziesiąt trudnych projektów, które spowodowały, że nabrałam bardzo dużego doświadczenia. I przede wszystkim wytrwałości w dążeniu do celu. Wiedziałam również, co sprawia mi największą przyjemność. Stworzyłam markę D+D, czyli Design plus Development, po to, żeby dalej się rozwijać i pokazywać moje osiągnięcia. Moja firma projektuje koncepcje, analizuje nieruchomości, oczywiście dalej przy współpracy z Grupą Pro na czele z mamą. Grupa Pro Design reprezentowana przez mamę prowadzi pełną obsługę inwestycyjną, od analiz, koncepcji, projektów budowlanych i wykonawczych aż po udział w odbiorach budynków.

E.D.: Niestety niewielu inwestorów zdaje sobie sprawę, ile trudu trzeba włożyć, żeby przygotować procesy formalne, aby taki grunt przygotować pod osiedle. A w dzisiejszych czasach ten proces uzyskiwania pozwolenia na budowę jest bardzo długi. Jeszcze parę lat temu było to od 3 do 4 miesięcy, a w tej chwili to jest okres oczekiwania do 1,5 roku.

Z.N.: Na szczęście zmienia się podejście deweloperów. Dziś coraz bardziej doceniają pracę architekta i to, że możemy dostarczyć grunty z pozwoleniem na budowę.

A.N.: Zuzanno, Ty dostrzegłaś niszę w tym, że deweloperzy preferują działki, które mają prawomocne pozwolenie na budowę.

Z.N.: Proces uzyskiwania pozwolenia na budowę w tej chwili jest nieprzewidywalny. Ja skracam czas inwestycji dewelopera i jako land development specjalizuję się w wyszukiwaniu działek oraz przygotowywaniu całego procesu formalnego. Często razem z inwestorem nabywam grunty, a następnie wraz z mamą przygotowujemy je jako gotowca inwestycyjnego. Mam również pomysł, żeby w najbliższej przyszłości wykorzystać swoją wiedzę architektoniczną i zacząć budować.

A.N.: Grupa Pro Design i D+D Design Development jako zgrany duet biznesowy?

Z.N.: Tak, jak najbardziej. Żeby robić pełnobranżowe projekty budowlane i wykonawcze, trzeba mieć szereg godnych zaufania osób do współpracy. W Grupie Pro jest doświadczony zespół projektantów, instalatorów i sprawdzonych konstruktorów. Moja praca polega na skoordynowaniu
wszystkich procesów, żeby efekt finalny był satysfakcjonujący dla wszystkich stron. Dlatego myślę, że współpraca naszych obu firm i uzupełnianie naszych umiejętności – jest kluczem do wspólnego sukcesu.

Ewa Dąbrowska – z zawodu architekt z ponad 30-letnim doświadczeniem. Prowadzi biuro Grupa Pro Design. Specjalizuje się w projektowaniu zabudowy mieszkaniowej wielorodzinnej i usługowej. Z sukcesem zaprojektowała wiele osiedli mieszkalnych w całej Polsce, m.in. w Warszawie. Poza pracą udziela się towarzysko, uwielbia wyjazdy. Jej pasją jest moda, szycie, a także rozwój duchowy.

Zuzanna Nowik – architekt z ponad 16-letnim doświadczeniem w projektowaniu i przygotowywaniu inwestycji mieszkaniowych oraz usługowych. Obecnie zajmuje się land developmentem, czyli formalnym przygotowaniem gruntów pod inwestycje deweloperskie. Słynie z tego, że niestraszne są jej trudne do przygotowania
działki. Inwestorzy przy współpracy doceniają jej kreatywność oraz rzetelność.

Łączę nieruchomości i inwestorów. Wywiad z Wojtkiem Orzechowskim – Strefa Nieruchomości

Wojtek Orzechowski to nie tylko ekspert w dziedzinie nieruchomości, ale i źródło inspiracji dla tych, którzy chcą osiągnąć
sukces w świecie nieruchomości. Poprowadził przez inwestycyjne labirynty ponad 2000 absolwentów na warsztatach WIWN®, stając się dla nich źródłem motywacji. Jego filozofia inwestycyjna jest prosta, ale niezwykle skuteczna: „Spraw, aby nieruchomości szukały Ciebie, a nie Ty nieruchomości”. Wierzy, że w inwestycjach kluczowa jest wiedza, ale równie istotne są determinacja, umiejętność budowania relacji oraz zdolność do rywalizacji na konkurencyjnym rynku.

A.N.: W ramach Warsztatów Inwestowania w Nieruchomości – WIWN® przeszkoliłeś ponad 2 tys. osób, które po Twoim szkoleniu rozpoczynają swoją przygodę z flipowaniem. Jesteś w stanie ocenić, kto ma szansę na sukces, a kto tak naprawdę nie nadaje się do tego biznesu?

W.O.: Zauważam, że na warsztaty przyjeżdżają ludzie o różnym pochodzeniu zawodowym i wykształceniu. Od spawaczy przez kucharzy, nauczycieli, lekarzy, przedsiębiorców aż po pośredników, a ostatnio pojawił się nawet ksiądz. Na sali wszyscy mają równe szanse. Wiedza to jedno, ale kluczowe znaczenie mają: działanie, determinacja, kontakty i umiejętność konkurowania. Po szkoleniu stacjonarnym każdy z nas powinien przekształcić zdobytą wiedzę w czyny. To niezbędne, ponieważ inwestowanie to nie tylko zdobywanie wiedzy, ale też umiejętność wykorzystania jej w praktyce. Trzeba zbadać rynek, nawiązać relacje z wartościowymi dostawcami i inwestorami, a następnie działać. Jeżeli zatem ktoś ma te wszystkie cechy i jest zdeterminowany, to na pewno osiągnie sukces. Nasi absolwenci i liderzy odnotowują spektakularne zyski, czym inspirują innych.

A.N.: Oprócz warsztatów WIWN® stworzyłeś społeczność, która wzajemnie się wspiera i motywuje.

W.O.: W naszej społeczności rozwijamy zdolności zdobyte na warsztatach. Regularnie organizujemy spotkania regionalne, na których dzielimy się doświadczeniami, informacjami i kontaktami. Dzięki naszym liderom, którzy oferują wsparcie, jesteśmy w stanie osiągnąć więcej – działamy wspólnie, a nie w pojedynkę. Nasza siła tkwi w kooperacji, a nie konkurencji. Na przykład jeden z naszych absolwentów umożliwił nam spotkanie z pewnym deweloperem. Dzięki temu mogę pojechać na spotkanie i rozmawiać o konkretnych inwestycjach. Wspólne działania: moje, uczestników i absolwentów Warsztatów WIWN® pozwalają realizować więcej flipów, niż sam byłbym w stanie zrobić. Mamy ambitne plany. To pokazuje, jak cenna może być ta współpraca. Moje przewodnie, autorskie motto, brzmi: „Spraw, aby nieruchomości szukały Ciebie, a nie Ty nieruchomości”. Teraz, łącząc świat nieruchomości i inwestorów, zarabiamy i rozwijamy nasz kapitał, co stanowi wyjątkowe doświadczenie.

AN:. Czy swoją teorię, którą z sukcesem wdrażasz na warsztatach WIWN®, i cały proces inwestycyjny dopasowujesz do nowej sytuacji na rynku?

W.O.: Rynek nieruchomości ciągle ewoluuje, a ja w swoich warsztatach dostosowuję się do zmian. Wprowadzam do programu szkoleń uprawomocnione prawnie nowe regulacje podatkowe, prawne czy zagadnienia dotyczące flipowania na rynku pierwotnym. Ponadto staram się utrzymywać
dobre relacje z deweloperami, negocjować korzystne warunki i zdobywać ich zaufanie, aby mogli dostarczać nam atrakcyjne nieruchomości, które potem trafiają do naszych absolwentów Warsztatów WIWN®.

A.N.: Rząd od 1 lipca br. wprowadził zakaz handlu cesjami dla zarobku. Co będzie dalej z cesjami na rynku pierwotnym nieruchomości?

W.O.: Myślę, że rząd chciał pokazać, że robi porządek we wszystkich obszarach: uszczelnia VAT, łapie zorganizowane grupy przestępcze, a teraz dobiera się do inwestorów i fliperów. Przepis będzie raczej martwy. Osoby prywatne nie mogą dokonywać tych cesji, ale firmy mają taką możliwość. Dlatego każdy przedsiębiorca, posiadający firmę, ma uprawnienie do przeprowadzenia takiej cesji. Obecnie nie stanowi to nawet problemu dla osób fizycznych, ponieważ ustawodawca wprowadził tę formę cesji jedynie dla deweloperów działających na podstawie nowej ustawy deweloperskiej. Warto zaznaczyć, że większość obecnych budynków wciąż opiera się na starej ustawie, co wyklucza ewentualne trudności z tym związane. Przy okazji warto dodać, że taki sposób cesji nie był korzystny pod względem opodatkowania VAT, co sprawiło, że wiele osób szukało alternatywnych rozwiązań w kontaktach z deweloperem. Lepszym rozwiązaniem niż cesja było wcześniejsze rozwiązanie umowy wraz ze wskazaniem nowego nabywcy. Jednakże – o ile nie zostanie to uznane za próbę omijania obowiązujących przepisów dotyczących cesji – nadal istnieje możliwość kontynuowania tego procesu. W związku z tym uważam, że nie powinno to stanowić problemu. I cesje będą funkcjonować po staremu.

A.N.: Jak dziś z perspektywy kilkunastu lat inwestowania w nieruchomości patrzysz na ten rynek? Co doradzasz: wynajmowanie czy nadal flipowanie?

W.O.: Ceny mieszkań według mnie nie spadną w najbliższej przyszłości. Wręcz przeciwnie, można oczekiwać dalszego wzrostu cen. Obserwuję ten trend od kilku lat i podczas moich webinarów oraz szkoleń staram się to wyjaśniać. Moja Najskuteczniejsza Strategia Inwestowania w Nieruchomości, czyli budowanie kapitału poprzez flipowanie, jest cały czas aktualna i pozwala w przeciągu siedmiu lat osiągnąć wolność finansową. Polecam moją książkę Zarabiaj na nieruchomościach, która stała się bestsellerem na rynku, a teraz w zaktualizowanej wersji znów trafi na rynek. Czy rynek flipowania nadal się opłaca? Oczywiście. Od zeszłego roku aż do teraz mamy przeprowadzonych 140 transakcji, z czego 17 sprzedanych z zyskiem, a 40 mieszkań jest rezerwowanych na następny rok. Nigdy natomiast bym tego nie zrobił, gdyby nie budowanie zaufania i przyciąganie inwestorów, którzy robią te inwestycje razem ze mną. Warto zwrócić też uwagę na rynek wynajmu. Dane z rynku najmu długoterminowego jeszcze niedawno pokazywały, że najemcy osiągają na nim stopę zwrotu wynoszącą 8% w skali roku, a obecnie jest to już raczej 6%. Oczywiście są inwestorzy, którym udaje się osiągać jeszcze wyższe stopy zwrotu, ale mowa tutaj o średniej, o której słyszy
się ogólnie z rynku najmu. W krajach zachodnich widzimy tendencję do inwestowania w nieruchomości pod wynajem, co prowadzi do większej konkurencji i spad ku czynszów. Jednak ceny nieruchomości w Polsce nadal rosną, nie odnotowujemy takich sytuacji jak na Zachodzie, gdzie zyski z najmu wahają się w granicach 2–4%. Obecna stopa zwrotu w Polsce wynosząca 6–8% daje jeszcze dużo możliwości. Z uwagi na obecny deficyt na rynku istnieje potencjał wzrostu cen nieruchomości. Wpływ na stopę zwrotu mają dwa czynniki: cena zakupu + remont i wyposażenie oraz czynsz pobierany od najemcy. Żeby stopa zwrotu spadła do 2-4% potrzeba aby nieruchomości wzrosły dwukrotnie w stosunku do dzisiejszych cen. Oczywiście, może być tak, że to czynsze zmaleją o połowę, ale to raczej mniejsze prawdopodobieństwo takiego scenariusza. To oznacza, że każdy inwestor powinien się zastanowić, jak chce wykorzystać tę sytuację. Ja sugeruję, zgodnie z moją strategią, obracać nieruchomościami, ale i dywersyfikować kapitał w mieszkania na wynajem.

A.N.: Czyli jeśli ktoś planuje zakup nieruchomości, to teraz jest odpowiedni moment.

W.O.: Dokładnie tak. Jeśli masz taką możliwość, teraz jest doskonały moment na zakup. Alternatywnie: jeśli już posiadasz mieszkanie, to teraz możesz wykorzystać możliwości rynku, aby zwiększać swój kapitał poprzez obrót nieruchomościami, ale docelowo warto inwestować w nieruchomości na wynajem.

A.N.: Kolejna edycja Maratonu WIWN® już się zbliża. Jaki jest cel tego wydarzenia?

W.O.: Cel jest niezmienny – chcemy gromadzić profesjonalistów i pasjonatów nieruchomości, dzielić się wiedzą o najnowszych trendach w branży i inspirować się nawzajem. To już 11. edycja naszej konferencji, która cieszy się ogromnym zainteresowaniem zarówno wśród doświadczonych inwestorów, jak i tych, którzy dopiero rozpoczynają swoją przygodę z nieruchomościami. Nasze spotkania odbywają się cyklicznie od 2017 roku. Podczas konferencji wystąpią inspirujący mówcy, zarówno ci, którzy dodają motywacji, jak i eksperci w dziedzinie biznesu i nieruchomości.

A.N.: Kogo spotkamy podczas eventu?

W.O.: W trakcie konferencji będziemy mieć przyjemność gościć praktyków rynku nieruchomości. Wśród prelegentów znajdą się osoby o niekonwencjonalnym
podejściu do branży, specjaliści od negocjacji, eksperci od budowania marek osobistych w nieruchomościach, doświadczeni inwestorzy i fliperzy, deweloperzy,
a także osoby specjalizujące się w kwaterach pracowniczych czy wynajmie krótkoterminowym. To będzie wyjątkowe wydarzenie, które nie tylko dostarczy wiedzy, ale także umożliwi nawiązanie cennych kontaktów i wymianę doświadczeń.

A.N.: Zdradzisz kilka nazwisk?

W.O.: Pojawi się Jerzy Sempowicz, znany z niekonwencjonalnego podejścia do działania w branży nieruchomości. Radosław Musiał opowie o życiu i deweloperce. Paweł Gołębiewski, autor Biblii negocjacji, podzieli się swoimi sekretami skutecznych negocjacji. Justyna Sprawka, ekspert z zakresu budowania marek osobistych, opowie, jakie popełnia się błędy w budowaniu marki w branży nieruchomości. Mariusz Ostapowicz, doświadczony fliper, pokaże, jakie stosować techniki, żeby osiągnąć sukces. Natalia Gorszkowa zdradzi swój przepis na sukces w prowadzeniu kwater pracowniczych. Marek
Hankus dokona analizy działek w inwestycjach deweloperskich. Paweł Albrecht przekaże praktyczną wiedzę na temat zarabiania poprzez pośrednictwo i sourcing, a także wyjaśni, jak to połączyć z flipowaniem nieruchomości. Będzie również prezentacja Macieja Welmana i Patryka Sołtysiaka (czyli duetu Flip na
Pierwotnym), którzy dostarczają perełki w dziedzinie nieruchomości. Dołączy też do nas jeden z naszych biznesowych guru – Daniel Kubat. Ja w swoim wystąpieniu podzielę się własnymi spostrzeżeniami na temat najmu krótkoterminowego. A na koniec Kamila Rowińska, jedna z najwybitniejszych w Polsce coacherek, zmotywuje nas do działania. Będzie okazja do zdobycia cennej wiedzy, a oprócz tego – do nawiązania wartościowych kontaktów i pozyskania najnowszych informacji. Według mnie to wszystko przyciągnie ludzi – mam nadzieję, że na nasze wydarzenie znów przyjedzie około tysiąca osób. Tym razem również spotkamy się wyjątkowym miejscu – w hotelu Hilton na Wawrze w Warszawie – aby wzajemnie się motywować, poznawać i działać.

Zapraszam serdecznie na konferencję.
Więcej informacji na temat konferencji
znajdziesz na stronie:
www.maraton.wiwn.pl

Wojciech Orzechowski – Biznesmen, Inwestor, Deweloper, Mentor. Twórca Warsztatów Inwestowania w Nieruchomości – WIWN.pl®. Stworzył społeczność ponad 2000 osób inwestujących w nieruchomości, a ponad 900 absolwentów warsztatów WIWN® zrobiło swojego pierwszego flipa pod jego okiem. Przyjął w 2023 r. challenge zrealizowania 150 flipów w 2 lata. Autor książek Zarabiaj na Nieruchomościach, Wszystko o FLIPACH – 200 Pytań do Eksperta, współautor książki Finansowanie Nieruchomości. Pomysłodawca symulatora inwestowania w nieruchomości – gry Rentier®. Zapraszany do telewizji TVN, TVP, Polsat i DOMO+ w roli eksperta na rynku nieruchomości. Prelegent na Kongresach Stowarzyszenia Mieszkanicznik (Wojciech Orzechowski uzyskał status Najlepszego Flipera w 2022 r.). Organizator największej w Polsce konferencji dotyczącej inwestowania w nieruchomości – Maraton WIWN® www.maratonwiwn.pl. Wydawca kwartalnika „Strefa Nieruchomości®”. Autor bloga: zarabiajnanieruchomosciach.pl Deweloper, wraz z Tomaszem Górą realizuje 7 projektów deweloperskich/renowacyjnych w Łodzi o wartości przekraczającej 250 mln zł.

Potencjał inwestycyjny nieruchomości. Wywiad z Marciem Trybusem – Strefa Nieruchomości

Marcin Trybus, reprezentujący polski oddział i zarządzający inwestycjami włoskiej grupy King Cross, czyli spółki King Cross Developments, podjął nowe działania po sprzedaży poznańskiego centrum handlowego King Cross Marcelin. Jego strategia inwestycyjna obejmuje różnorodne projekty, łącząc w jednym celu turystykę i sektor mieszkaniowy. Zdecydował się na inwestycję w hotel w Warszawie, aparthotel w Uniejowie oraz rozwijanie infrastruktury turystycznej na Mazurach. Ponadto rozpoczął projekty deweloperskie w Gdyni, Łodzi i Uniejowie. Strateg biznesowy, który przy wyborze miejsca pod inwestycje kieruje się jej potencjałem, nienasyceniem rynku oraz badaniem trendów europejskich.

Aneta Nagler: W jednym z wywiadów powiedział Pan: „Wycofaliśmy się z centrów handlowych i chcemy skupić na przedsięwzięciach z innych segmentów nieruchomości komercyjnych”. Skąd pomysł, żeby wejść w rozwój bazy turystyczno-rekreacyjnej w Uniejowie?\

Marcin Trybus: Uniejów to jedyne uzdrowisko termalne w naszym kraju, a do tego jedno z nielicznych uzdrowisk położonych w centralnej Polsce. Cechuje je zatem doskonała lokalizacja. Biznesowo i gospodarczo to miejsce ma ogromny potencjał. Obserwujemy trendy i widzimy duże nienasycenie biznesowe, ale i mieszkaniowe tego obszaru. Dlatego z jednej strony zakupiony, istniejący już aparthotel Termy Uniejów, który świetnie prosperuje, a z drugiej strony postawienie na mieszkaniówkę.

A.N.: Zastanowiła mnie ta deweloperka. Zbadaliście rynek i dostrzegliście niszę mieszkaniową w Uniejowie?

M.T.: Pięć lat temu postanowiłem sobie taki cel, że wraz ze wspólnikami chciałbym się zajmować zarówno turystyką/hotelarstwem, jak i mieszkaniówką. Zaczęliśmy od Uniejowa, a dziś jesteśmy także w Gdyni i w Łodzi. W Uniejowie zbudowaliśmy łącznie osiem bloków. I to też taki trochę ewenement na skalę ogólnopolską, że w tak małym mieście jak Uniejów (3–4 tys. mieszkańców) zbudowaliśmy prawie 300 mieszkań. Oczywiście część lokali jest pod
turystów, część kupili mieszkańcy, a część właściciele firm dla swoich pracowników. Pierwsza faza mieszkań jest sprzedana w całości, a druga w 80%.

A.N.: Najbardziej spektakularna inwestycja to tworzona infrastruktura turystyczna na Mazurach. Sztynort ma potencjał inwestycyjny, ale czy nie jest to ryzykowny projekt?

M.T.: Ryzyko to kwestia względna. Zarówno ja, jak i moi wspólnicy lokalni, czyli Marek Makowski, właściciel firmy Gertis, szkoły żeglarskiej, i Kamil Stankiewicz, właściciel restauracji-pensjonatu Rybaczówka – znamy to miejsce bardzo dobrze od kilkunastu lat. Długo przyglądaliśmy się potencjałowi Mazur, a w szczególności Sztynortowi. Przy tej wiedzy, przy tym doświadczeniu, które mamy, ja bym powiedział, że to jest trudna inwestycja, natomiast nie jest specjalnie ryzykowna. Sztynort to największy port śródlądowy w Polsce i na Mazurach. Stanowi ogromny teren, który można sobie bardzo plastycznie kształtować i na którym można wymyślać kolejne funkcje. Do tego obszar ten jest objęty zarówno ochroną konserwatorską, jak i ochroną związaną z przyrodą, co sprawia, że w większości zostanie taki, jaki jest – zielony.

A.N.: Co znajduje się na terenie Sztynortu?

M.T.: Teren obejmuje kilkunastohektarowy park, pola, łąki. Wokoło jest naprawdę dużo zieleni. Natomiast ta część, którą możemy zagospodarować do działalności turystyczno-rekreacyjnej, stanowi ponad 50 hektarów. Wyremontowaliśmy prawie w 100% piękny pensjonat. W tym roku ukończyliśmy renowację portu, dzięki dotacjom zarówno unijnym, jak i funduszom norweskim. Posiadamy nowoczesną flotę
czarterową maxusów kierowanych głównie pod imprezy firmowe, choć cieszy się ona również popularnością, jeżeli chodzi o wynajmy indywidualne. Zbudowaliśmy miniosiedle 10 domów na wodzie. Oczywiście chcemy, żeby wszystko, co budujemy, współgrało z tutejszym dziedzictwem historycznym. Sztynort jest miejscem, gdzie jest położony jeden z najbardziej znanych pałaców na Mazurach, czyli pałac rodziny Lehndorffów. Niezwykle dbamy o estetykę tego wszystkiego, co robimy. Stawiamy na rozwiązania funkcjonalne, inżynieryjne, estetyczne, a także nawiązania do historii miejscowej i do natury.

A.N.: Na terenie Sztynortu planowane jest osiedle domów. Dziś przygotowanych do sprzedaży jest pięć jednorodzinnych domów. Co jest ich atutem?

M.T.: Cały rynek nieruchomości na Mazurach, szczególnie second-home, wygląda tak, że jest ogromna liczba działek na sprzedaż. Są ich tysiące – tanie, drogie – przeróżne. Ale właściwie prawie nie ma domów zbudowanych w sposób zorganizowany. Takich osiedli jest zaledwie kilka i posiadają po 5–10 domów. My zapewniamy coś unikatowego. W otoczeniu przyrody, blisko naszej infrastruktury portowej zbudowaliśmy 5 domów klasy premium. Domy
mają rozkładową, funkcjonalną przestrzeń o łącznym metrażu 170 mkw. Każda działka ma od 15 do 20 arów. Z jednej strony enklawa ciszy i spokoju, z drugiej bezpieczeństwo miniosiedla.

A.N.: Wielu inwestorów sprzedaje na Mazurach działki po 100–200 tys. zł. Tylko czy łatwo się buduje na Mazurach?

M.T.: Każdy chce robić spekulacje na gruntach, nikt tu nie buduje domów. Natomiast życzę powodzenia tym, którzy myślą, że kupią sobie działkę i zbudują dom w ciągu roku. Na Mazurach trudno jest z przyłączami, z ekipami, poza tym niełatwo nadzorować budowę domu, pracując gdzieś w korporacji w dużym mieście. Są rzeczy, z których ludzie nie zdają sobie sprawy.

A.N.: Koszt zakupu domu nie należy do najtańszych. Blisko 2 mln złotych.

M.T.: Nasze domy wydają się drogie, ale gdyby ktoś chciał sam wybudować w podobnym miejscu taką nieruchomość, to koszty będą podobne. A odchodzą dodatkowe czynności, jak załatwianie pozwoleń, współpraca z ekipami czy nadzór. Natomiast warto podkreślić, że udostępniamy
domy zarówno w stanie deweloperskim, jak i wykończone pod klucz. Używamy materiałów wysokiej klasy, klienci mogą być pewni, że wszystko jest wykonywane z niezwykłą starannością. Mam na myśli chociażby: stolarkę okienną, stolarkę drzwiową czy dach. Dbamy też izolacyjność, rozwiązania energooszczędne czy zastosowanie pompy ciepła. Unikatowość tego miejsca to nie tylko teren, okolica, bliska odległość do Węgorzewa, do Kętrzyna, ale i gwarancja, że nieopodal nic więcej nie powstanie.

A.N.: Kolejny krok to inwestycje w nieruchomości mieszkaniowe. Projekt Flora Śródmieście w Łodzi to liczący osiem kondygnacji apartamentowiec, który w nieszablonowy sposób nawiązuje do XIX-wiecznych wielkomiejskich kamienic Łodzi. Skąd pomysł na inwestycję w Łodzi? Przekonał Pana potencjał inwestycyjny miasta czy przystępne ceny gruntów?

M.T.: Patrzyłem na tempo rozwoju miast i na to, jak Łódź nadgania te lata, które kiedyś straciła. Łódź stała się naprawdę fajnym miejscem do życia, dobrze skomunikowanym, z niezwykle ciekawą ofertą i kulturalną, i gastronomiczną, i eventową. Łódź to najlepiej skomunikowane miasto, leżące w centralnej Polsce. Ponadto tutaj klasę średnią spokojnie stać na to, żeby mieszkać i pracować w centrum. A to nie jest takie oczywiste w innych dużych miastach. Do tego dostrzegam potencjał wzrostowy tego miasta. Oczywiście nie będzie to nigdy poziom Warszawy, ale spokojnie dorówna takim aglomeracjom jak Poznań czy Kraków. Dlatego bardzo mi zależało na tym, żeby zaistnieć w Łodzi. Intensywnie pracujemy nad tym, żeby Flora Śródmieście była początkiem do kolejnych inwestycji w tym mieście.

A.N.: Nie boi się Pan problemów ze sprzedażą mieszkań? Bo ceny za metr kwadratowy w ścisłym centrum będą pewnie dużo wyższe, niż gdyby wybudować blok na obrzeżach miasta.

M.T.: Mam wrażenie, że w Łodzi jest najmniejsza dysproporcja między cenami w centrum a na peryferiach, między standardem premium a średnim. To jest trochę kwestia wyboru, a trochę kalkulacji, co nam się bardziej opłaca – mieszkać na peryferiach i dojeżdżać codziennie w korkach do pracy czy dołożyć i zamieszkać w centrum. W innych dużych miastach to nie jest kwestia wyboru, tylko kwestia konieczności czy rzeczywistości. W Warszawie większość osób nie może sobie pozwolić na to, żeby mieszkać w centrum. Nie mam też obaw co do sprzedaży mieszkań w naszej inwestycji Flora Śródmieście. Po pierwsze to jest superlokalizacja, po drugie superprojekt, a po trzecie inwestycję realizuje doświadczona ekipa. Ponadto, jak w każdym z naszych projektów, stawiamy na jakość materiałów zastosowanych w mieszkaniach. Do tego uważam, że wbrew pozorom będziemy mieli całkiem rozsądne ceny, biorąc pod uwagę i całość rynku, i te dysproporcje w innych miastach.

A.N.: Zapytam z ciekawości jako łodzianka i osoba, która również inwestuje w nieruchomości w Łodzi: jaka będzie cena za metr kwadratowy?

M.T.: Nasza propozycja na dziś to średnio 11 tys. netto, czyli ok. 12 tys. brutto, co za tę lokalizację, standard i wykończenie jest naprawdę korzystną ofertą. W tej inwestycji będzie minisiłownia, bawialnia dla dzieci, atrium pełne zieleni, lepsze materiały wykończeniowe, zielone tarasy. Uważam, że to bardzo dobry stosunek ceny do jakości. Oczywiście ceny będą zróżnicowane w zależności od piętra czy położenia. Większe działania sprzedażowe zaczniemy dopiero z początkiem budowy, z wyborem generalnego wykonawcy, co nastąpi jesienią tego roku. Natomiast już dzisiaj poziom zainteresowania tą inwestycją (liczba zapytań, rezerwacji, przedsprzedaży) satysfakcjonuje mnie.

Marcin Trybus – absolwent prawa na Uniwersytecie Warszawskim, od początku kariery zawodowej związany z grupą King Cross, od stanowiska prawnika do obecnie stanowiska członka zarządu we wszystkich spółkach z grupy działających na polskim rynku. Prawie 20-letnie doświadczenie zawodowe, główne inwestycje – centra handlowe King Cross Marcelin w Poznaniu (otwarcie 2005) oraz King Cross Leopolis we Lwowie (otwarcie 2010), po wycofaniu się grupy z rynku centrów handlowych inicjator oraz realizator przekształcenia firmy w podmiot działający głównie na rynku hotelarskim, turystycznym oraz mieszkaniowym.

Roksana Lipińska – Nie do zatrzymania – Strefa Nieruchomości

Roksana Lipińska jest deweloperką. Mówi o tym z pasją i dumą. Aby osiągnąć pozycję w świecie nieruchomości, musiała pokonać długą i wyboistą drogę. I nie chodzi wyłącznie o pokonywanie stereotypów. Jej historia jest o wiele bardziej złożona, mogłaby stać się scenariuszem niejednego filmu.

Aleksandra Zalewska-Stankiewicz, „Strefa Nieruchomości®”: Roksano, Twoje filmy na TikToku robią furorę, naszą rozmowę zacznę więc od akcentu filmowego. W historii kina tylko dwie kobiety otrzymały Oscara za reżyserię – Kathryn Bigelow i Chloé Zhao. W świecie deweloperskim kobietom też tak trudno przebić szklany sufit?
Roksana Lipińska: To dwa różne światy, natomiast porównanie trafne! Kobiety w branży filmowej działają dłużej niż kobiety w branży deweloperskiej, a mimo to wciąż słyszymy o braku równouprawnienia, niesprawiedliwym traktowaniu czy nierównych wynagrodzeniach w tym środowisku. Niemniej jednak aktorek, reżyserek, scenarzystek czy operatorek jest więcej niż deweloperek. W świecie nieruchomości wciąż zbyt mało kobiet próbuje przebić szklany sufit, większość woli działać w kuluarach. Za pośrednictwem mojego konta na TikToku „Deweloperka. Roksana” dodaję internautkom pewności siebie i pokazuję, że możemy działać w świecie nieruchomości na równi z mężczyznami.

Masz poczucie, że przecierasz nowy szlak? Dużo mówisz o stereotypach obowiązujących w tej branży, jednocześnie pokazując, jak sama sobie z nimi radzisz.
R.L.:
Nie jestem pierwszą deweloperką na polskim rynku, więc nie, natomiast na swój sposób modernizuję ten świat, który jest typowo męski. Mimo że w branży budowlanej kobiet jest sporo, to rzadko która jest widoczna. Wykonują ciężką pracę, niosą na swoich barkach ogromną odpowiedzialność, ale nie mówią o tym głośno i czekają. Bardzo liczę na to, że im więcej w różnych regionach Polski będzie takich działających deweloperek jak ja, tym szybciej inne kobiety odważą się
zabrać głos.

Z jakiego powodu kobiety w świecie nieruchomości nie chcą się wychylać?
R.L.:
Mają wątpliwości, czy są odpowiednio kompetentne. Ponadto jako społeczeństwo nie jesteśmy przyzwyczajeni do pani inspektor, pani prezes czy pani deweloper na budowie. Deweloperka kojarzy nam się z zawodem szorstkim, ciężkim oraz z siłą – i fizyczną, i psychiczną. Na nieśmiałość kobiet w tej branży wpływa również wychowanie. Nawet jeśli działamy w biznesie, oczekuje się od nas, że będziemy wymuskane i spolegliwe. A taki wizerunek nie pasuje do budowlanki.

Osiągnięcia kobiet w różnych dziedzinach (nie tylko w świecie nieruchomości) są dowodem na to, że warto powierzać nam prestiżowe i odpowiedzialne projekty. Nie drażni Cię, że wciąż jako kobieta musisz niemalże walczyć o to, żeby udowodnić swoje kompetencje?
R.L.:
Dlatego głośno o tym mówię. Wiele kobiet skarży się, przesyłając mi setki przykładów na dyskryminację. Też takich sytuacji doświadczam. Mojemu mężowi Kamilowi, który razem ze mną prowadzi firmę, nikt nie powie: „Źle to zrozumiałeś”, mężczyzna raczej usłyszy: „Czy wyjaśnić ci to jeszcze raz?”.

Ciekawi mnie, w jakich okolicznościach 11 lat temu w branży nieruchomości pojawiła się Roksana Lipińska. Kiedy postawiłaś pierwszą „szpilkę” na budowie?
R.L.:
Zanim odkryłam, że deweloperka jest moim powołaniem, pokonałam wyboistą drogę. Początkowo myślałam, że zostanę nauczycielką edukacji wczesnoszkolnej, taki wybrałam kierunek studiów. Ostatecznie ani jednego dnia nie przepracowałam na etacie, od razu próbowałam własnych sił w biznesie. Zaczynając od salonu pielęgnacji psów, poprzez agenta nieruchomości, aż po zarządzanie franczyzowym oddziałem ogólnopolskiej agencji nieruchomości. Pasja do tej branży zrodziła się dzięki Kamilowi. Z zapartym tchem słuchałam opowieści męża o tym, jak dzięki różnym transakcjom udaje mu się łączyć ludzi. Chciałam być częścią tego świata. Czułam, że mogę pomagać klientom zdejmować ten ciężar odpowiedzialności związany z budowaniem nieruchomości – po to, aby zajęli się tworzeniem ogniska domowego i budowaniem relacji z rodziną. Czyli tego, czego kiedyś bardzo brakowało w moim życiu.

Masz na koncie trudne doświadczenia, które Cię ukształtowały i zapewne miały wpływ na to, czym się zajmujesz. Co było punktem zwrotnym, kamieniem milowym w Twojej historii?
R.L.:
Wychowywałam się bez ojca, a moja mama nagle zmarła, gdy miałam 16 lat. Wraz z jej odejściem straciłam osobę, która była moim największym wsparciem. Na moje barki spadła odpowiedzialność utrzymania siebie i młodszej siostry. Straciłam życiowy fundament, brakowało mi prawdziwego domu. Nie w kontekście ścian i pokoi, bo ostatecznie zamieszkałyśmy z babcią, ale wizji marzenia i ciepła miłości.

To dlatego dziś budujesz domy dla innych?
R.L.:
Dokładnie tak, dom to nie tylko budynek. To przede wszystkim ludzie, emocje, więzi – pomiędzy dziećmi, rodzicami, małżonkami. Dzięki mojej pracy mogę stworzyć klientom możliwość, aby mieli realne fundamenty pod budowanie swoich marzeń. To jest moja podstawowa motywacja w mojej codziennej pracy.

Pewnie po tak trudnych doświadczeniach niewiele jest Cię w stanie złamać. Mówią o Tobie, że jesteś nie do zdarcia.
R.L.:
Mam 155 cm wzrostu, szczupłą posturę, dziewczęcy tembr głosu. Często słyszę pytania, jak taka drobna i sympatyczna osoba jest w stanie poradzić sobie
w prowadzeniu firmy w tak trudnej branży, w której wciąż trzeba rozwiązywać problemy. A dla mnie to nie są problemy, to wyzwania. Gdy zawalił mi się świat, mogłam się załamać, nie zdać matury, nie zawalczyć o siebie. Ale ja wtedy zadałam sobie pytanie, które często zadawała moja mama: „Roksanka, co teraz robimy?”. I ja wtedy zapytałam o to 16-letnią Roksanę. Wiem, że marzenia same się nie spełniają. Ich realizacja to ciężka praca. A tej byłam nauczona od dziecka. Gdy zamarzyłam o tym, aby grać na gitarze, szyłam szaliki, które później sprzedawałam. Gdy chciałam pojechać na wakacje, kolportowałam prasę katolicką, od drzwi do drzwi. Nigdy się nie poddałam, mam to we krwi.

Twoja mama też była silną osobowością?
R.L.:
Mamę pamiętam przez pryzmat moich wyobrażeń na jej temat, ale zawsze postrzegałam ją jako silną kobietę. Musiała utrzymać dwie córki, była samodzielna. Bardzo we mnie wierzyła i dzięki temu ja teraz wierzę w swoją wyjątkowość. Smuci mnie to, kiedy ludzie z drobnych przeszkód robią katastrofę. Od tego, w jaki sposób postrzegamy problemy, zależy to, jak sobie z nimi poradzimy. Ja od zawsze wiedziałam, że chcę mieć szczęśliwe życie, być mamą i żoną, mieć wspaniały dom, mimo że był moment, kiedy nie miałam gdzie mieszkać i byłam bez przysłowiowego grosza.

Musiałaś pokonać wiele przeszkód, aby odnaleźć własną drogę. W oczach wielu odniosłaś sukces. Co Twoim zdaniem składa się na sukces w deweloperce?
R.L.:
Pierwszy składnik to „zacząć”. Ludzie boją się porażki i nawet nie próbują. Prowadzenie biznesu to miks sukcesów i porażek oraz nieustanna praca nad własnym rozwojem. Jeśli posiadasz kompetencje – podejmij ryzyko i daj się porwać temu nurtowi. Mechanizm walki uaktywni się sam – jako ludzie jesteśmy stworzeni do tego, aby za wszelką cenę walczyć o nasze życie. W deweloperce jest dokładnie tak samo. Pewnie nie raz ktoś was nie doceni, będziecie musieli zmienić ścieżkę, ale gwarantuję, że się nie zatrzymacie. Gdy będziecie płynąć z nurtem, poczujecie odpowiedzialność za zadanie i doprowadzicie sprawy do końca z satysfakcją, a ta jest najcenniejsza.

„Każdy może zostać deweloperem, ale nie każdy się do tego nadaje” – to Twoje słowa. Jakie cechy powinny mieć osoby działające w tej branży?
R.L.:
Deweloper to manager całego przedsięwzięcia. Powinien łączyć trzy aspekty: budowlany, finansowy i sprzedażowy. Nie chodzi tu tylko o umiejętności twarde. Ważne jest też to, jak radzicie sobie ze stresem oraz to, czy lubicie pracować z ludźmi – współpraca to podstawa. Istotne jest także to, czy w siebie wierzycie i czy chcecie nad sobą pracować. Dużą rolę odgrywa doświadczenie – czy robiliście wcześniej coś podobnego i czy będziecie mogli przełożyć te doświadczenia na deweloperkę. Jeśli TAK, a do tego czujecie dreszczyk emocji związany z nowym wyzwaniem, to
prawdopodobnie jest to dobry moment, aby spróbować. A jeśli ktoś dopiero startuje, warto uczyć się od innych, nie tylko od jednej osoby, lecz od całych grup, bo możliwości są ogromne.

A kiedy lepiej się wstrzymać?
R.L.:
Jeśli paraliżuje was strach. Zawsze powtarzam, że jestem odważna, ale i rozważna. Aby postawić pierwszy krok, potrzebna jest i odwaga, i rozwaga. Branża budowlana jest bardzo dynamiczna, wciąż coś się zmienia. Jeśli chcecie wytrwać w tej branży, musicie wciąż nad sobą pracować, uzupełniać informacje. A kobiety dodatkowo muszą wywalczyć swoją pozycję. Na początku klienci będą nieufni, nie będą widzieli w was partnera biznesowego. Ale z każdym kolejnym doświadczeniem będziecie silniejsze, a ludzie zaczną bardziej w was wierzyć.

Jak radzisz sobie z presją i odpowiedzialnością za produkt, za czas realizacji inwestycji, za finanse? Z tymi aspektami skorelowana jest przecież działalność w branży nieruchomości.
R.L.:
Nieustannie pracuję nad swoim rozwojem, to pozwala mi patrzeć na sytuacje kryzysowe jak na szansę. Nawet gdy bywa nerwowo, zazwyczaj po takich przejściach relacje na linii deweloper– klient, czy deweloper–wykonawca zacieśniają się, aż w końcu znajdujemy nić porozumienia i wyjście z sytuacji. Wyzwań jest dużo – choćby papierologia, terminy, pogoda, od której budowlanka jest uzależniona. Gdy coś nie idzie planowo, emocje u klientów są wielkie, co
przekłada się również na mnie. W takich sytuacjach muszę odreagować.

W jaki sposób to robisz?
R.L.:
Zdrowie psychiczne jest jak codzienna toaleta, dlatego gdy tylko czuję, że moje reakcje są zbyt nerwowe, zbieram myśli, medytuję – nawet w moim gabinecie mam strefy relaksu. Najskuteczniejszym lekarstwem jest jazda konna. Miłość do koni zaszczepił we mnie mój dziadek, dlatego jestem bardzo szczęśliwa, że moi synowie również się tym pasjonują. Konie są wspaniałymi zwierzętami, które wyczuwają emocje człowieka, dlatego jeżdżąc, muszę być skupiona i spokojna.

Mam wrażenie, że wszystko w deweloperce Cię cieszy. Który moment podczas realizacji inwestycji lubisz najbardziej?
R.L.:
Gdy ktoś mówi, że czegoś nie da się zrobić. Uwielbiam rozwiązywać problemy. Najbardziej odnajduję się w trudnych momentach – one mnie napędzają i sprawiają najwięcej satysfakcji. Uwielbiam też czas projektowania inwestycji, gdy zastanawiamy się, czego potrzebują ludzie. Ten etap przypomina pracę detektywa. Badam potrzeby rynku i klienta, jednocześnie pamiętając, że nie tworzę domu dla siebie.

A taki już stworzyłaś?
R.L.:
Kilka lat temu kupiliśmy od dewelopera nieruchomość, która na tamten czas była domem naszych marzeń. Niestety okazało się, że ma wiele mankamentów. Nawet my nie byliśmy w stanie uchronić się przed patodeweoperką… To również jeden z powodów, dla którego weszłam do branży deweloperskiej. Tak więc wyzwanie jeszcze przede mną, póki co tworzymy jego wizję.

Lubisz obserwować, jak ludzie reagują na efekt końcowy?
R.L.:
O, tak! Uwielbiam moment, kiedy ludzie odbierają klucze, wchodzą do pustej nieruchomości, w której są jeszcze białe ściany, ale oni oczyma wyobraźni widzą tam swoje marzenia, swoją rodzinę przy stole kuchennym, dzieci bawiące się w pokoju. Wtedy ich twarze całkowicie się zmieniają – widać, że są szczęśliwi.
Ten moment wynagradza trudy budowy. Wtedy najbardziej czuję, że było warto.

Jesteś typem nowoczesnej deweloperki, która jest z ludźmi, buduje relacje, działa w mediach społecznościowych, otwarcie mierzy się z komentarzami, nie zamiata spraw pod dywan. Masz wrażenie, że to niektórych irytuje?
R.L.:
Krytykę konstruktywną bardzo sobie cenię, ponieważ ona pozwala się rozwijać. Uważam, że to jedna z ważniejszych wartości w biznesie, jaką można
dostać od drugiej osoby. Choć nie mogę powiedzieć, że ta krytyka po mnie spływa – zawsze na początku się buntuję, jednak później analizuję inny punkt widzenia. Czym innym jest hejt – ten wyrządza dużo krzywdy. Dlatego reaguję. Uważam, że to jest ważne, aby działać w mediach społecznościowych, pokazując tę branżę od podszewki. Dzięki temu możemy się wzajemnie edukować.

Zbudowałaś solidny zespół składający się z wysokiej klasy specjalistów. Jakim kluczem się kierujesz, budując team, co jest najważniejsze?
R.L.:
Możemy mieć rożne charaktery, inaczej wyglądać, ale jeśli kierujemy się podobnymi wartościami, to jesteśmy w stanie osiągnąć wspólny cel. Tworzę zespół doświadczonych i kompetentnych osób, które mają dużą wiedzę. Ale nawet gdybym miała przed sobą człowieka z największym doświadczeniem, ale bez zrozumienia tego, w jaki sposób funkcjonuje SO!INVEST, to nasza współpraca byłaby niemożliwa. Dla nas najważniejsze są relacje z klientami, wykonawcami i inwestorami.

Jakie rozwiązania deweloperskie Cię inspirują, od kogo i skąd czerpiesz inspiracje?
R.L.:
Najwięcej uczą mnie moi klienci, gdy mówią o tym, co sprawdza się w ich domach. Cenię sobie ich zdanie, ponieważ mam świadomość, że działając wiele lat w deweloperce, można zacząć myśleć szablonowo. I nagle przychodzi klient, który mówi, że chciałby mieć w domu elektroniczny zamek, ponieważ często gubi klucze. Albo że ogrzewanie podłogowe mu nie wystarcza i chciałby, aby w łazience był kaloryfer, na którym będzie mógł wysuszyć ręcznik. Zawsze czerpię z tych informacji i wykorzystuję w kolejnych projektach. Inspirują mnie też inni ludzie z branży, którym doradzam. Mam na koncie dziesiątki projektów, które szczegółowo analizowałam i z których wyciągałam wnioski. To procentuje.

Aktualnie pracujesz nad nowym projektem deweloperskim w podkrakowskiej miejscowości Rząska. Na jakim on jest etapie?
R.L.:
Pierwszym projektem SO!INVEST była inwestycja „Twój Mników”, którą nazywam moim deweloperskim dzieckiem. Ta realizacja utwierdziła mnie w przekonaniu, że deweloperka jest moją właściwą drogą. Następnie zrealizowałam projekt „Nowy Mników”, obejmujący domki jednorodzinne ze wspólną strefą rekreacyjną dla mieszkańców. Zawsze marzyłam o tym, aby tworzyć takie miejsca. Często jest tak, że deweloperzy budują piękne osiedle, ale jego mieszkańcy nie mają przestrzeni, w której mogliby zwyczajnie porozmawiać, a ich dzieci – spędzić ze sobą czas. My takie miejsce stworzyliśmy. Kolejnym naszym wyzwaniem jest Osiedle Rząska, pod Krakowem. Wprawdzie prace projektowe jeszcze trwają, ale już na tym etapie jesteśmy bardzo dumni, że wpisaliśmy tę inwestycję idealnie w krajobraz.

Napisałaś na swoim kanale, że kiedy wchodziłaś w branżę deweloperską, to kierowała Tobą odwaga i wiara, że to odpowiednie miejsce dla Ciebie. Co doradziłabyś innym, którzy chcą działać w tym biznesie?
R.L.:
Jeśli macie podstawy, aby realizować się w tej branży, chcecie to zrobić i czujecie, że to jest wasza droga, a przy okazji towarzyszy wam dreszczyk emocji, to
znak, że deweloperka może zaprowadzić was bardzo daleko. Ponadto warto być fanem ciągłej edukacji.

Jako deweloperka chcesz wyznaczać nowe trendy. Jakich zmian oczekujesz od branży nieruchomości?
R.L.:
Branża budowlana bardzo się zmienia i wcale nie jest w niej tak źle, jak nam się wydaje. Owszem, zdarzają się czarne owce, ale nie one wyznaczają trendy. Słowa patodeweloperka, patorozwiązania są nagminnie używane, ale za nimi tak naprawdę kryje się zaledwie kilka, już dawno zakończonych, inwestycji. Natomiast często mamy do czynienia z patoklientami, którzy podejmując decyzję o zakupie nieruchomości, kierują się wyłącznie własną wizją. Nie weryfikują
historii danego dewelopera, nie sprawdzają, jakie projekty zrealizował. A gdy okazuje się, że deweloper jest nieuczciwy lub niesolidny, ci sami klienci mówią,
że cały rynek źle działa. Ale prawda jest taka, że ten deweloper nie został wyeliminowany z rynku między innymi dlatego, że inni klienci mu na to pozwolili. Drugim problemem jest tzw. patosiła doradcza. Mówię o sytuacjach, gdy klient, który jest zdecydowany na zakup nieruchomości, przyprowadza np. swojego przyjaciela, rodzica, brata. Patosiła doradza nie pod kątem potrzeb klienta, lecz swoich – w takich sytuacjach w głowie klienta rodzą się wątpliwości. Trzeci
problem to patoprzepisy, patourzędy, patopapierologia – nieprawidłowo funkcjonująca machina urzędowa często blokuje deweloperów. Jednak staram się nie narzekać, po prostu działam w tym biznesie zgodnie ze swoimi wartościami. Wiem, że można to robić dobrze, dzięki temu na tym rynku nie jest wcale tak „pato”, jak nam się wydaje.

Przyszłość kobiet w deweloperce wygląda obiecująco. Masz poczucie, że otwiera się przed Tobą nowy rozdział?
R.L.:
Tak, bo wiem, że sprawdziłam się w tym biznesie. Rozwijam skrzydła i sprawia mi to ogromną frajdę, tak więc idę po jeszcze odważniejsze projekty.

Zaczęłyśmy akcentem filmowym i na nim skończmy. Gdybyś miała wyreżyserować film na temat swojej działalności w deweloperce, jak byś go zatytułowała?
R.L.:
Nie do pokonania. Tak jak dom nie wybuduje się sam, tak jak rodzina się sama nie stworzy, tak i biznes nie będzie sam funkcjonował. Traktuję go jak moje trzecie dziecko. Mam poczucie, że doszłam do tego momentu, w którym jestem, dzięki ciężkiej pracy i motywacji. Mam w sobie duże poczucie sprawczości, wiem, że w życiu nic samo się nie dzieje. Tak, myślę, że tytuł Nie do pokonania idealnie do mnie pasuje.

To ja jeszcze dodam dwa tytuły: Buntowniczka z natury i Buntowniczka z wyboru. Co Ty na to?
R.L.:
Idealnie! Zdecydowanie jestem buntowniczką!