Tekst i zdjęcia: Sławek Muturi
Choć odwiedziłem każdy – bez wyjątku – ze ϺЂϾ niepodległych krajów cieszących się członkostwem w ONZ, przy czym wiele z nich wielokrotnie, to rzadko piszę o swoich podróżach. Jest to tak naprawdę moja pierwsza medialna relacja z podróży. Zamiast czytać o podróżach, wolę po prostu podróżować i sądziłem, że inni też tak wolą. Jednak poproszony przez redakcję „Strefy Nieruchomości” o relację z mojego niedawno zakończonego ϻ-miesięcznego wypadu w rejon wysp Południowego Pacyfiku, nie odmówiłem.
[betteroffer]
TO TYLKO FRAGMENT ARTYKUŁU.
ABY WYKUPIĆ DOSTĘP DO CAŁOŚCI, KLIKNIJ W PRZYCISK KUP TERAZ.
[/betteroffer]
[betterpay amount=”1.00″ button=”http://www.strefanieruchomosci.info/wp-content/uploads/2019/01/kup-teraz.png” validity=”0″ validity_unit=”d” ids=””]
Sławek Muturi
Osoba w 100 procentach wolna finansowo. Autor bloga www.fridomia.pl oraz ośmiu książek poświęconych wolności finansowej, inwestowaniu w najem oraz dobrym praktykom najmu. Założyciel spółek Mzuri, MzuriInvestments oraz platformy do grupowego inwestowania w najem w formule crowdfund investing – Mzuri CFI. Zapalony podróżnik, który średnio 10 miesięcy w roku spędza poza Polską. Odwiedził każdy kraj na świecie co najmniej raz, w ponad 150 z nich był
co najmniej po dwa razy.
Inwestować w nieruchomości można albo po to, by się wzbogacić (tanio kupić i drogo sprzedać) albo po to, by osiągnąć wolność finansową (tanio kupić, by potem wynająć i do końca życia cieszyć się z wpływów pasywnej gotówki na konto). Dzięki temu, że moje comiesięczne wpływy z najmu przewyższyły koszty utrzymania standardu życia, do którego się przyzwyczaiłem, to w maju 2009 roku osiągnąłem pełnię wolności finansowej, a od kilku lat spędzam średnio 10 miesięcy w roku w podróżach po świecie. Was także zachęcam do takiego stylu życia i stąd moja zgoda na niniejszą relację 🙂
CZ. 2 WYPRAWY SŁAWKA MUTURI
PODRÓŻUJĘ BY SPOTYKAĆ LUDZI
Ludzie podróżują po to, by odpocząć na pięknych plażach. Lub by uprawiać sporty typu narciarstwo, alpinizm, nurkowanie, itp. Lub po to by zwiedzać muzea
i poznawać różne kultury. Lub by zwiedzać ruiny dawnych cywilizacji. Lub by obserwować ptaki lub inne zwierzęta. Lub po to, by smakować kuchni różnych krajów świata. Lub by pobyć na łonie natury. Ja podróżuję zdecydowanie głównie po to, by spotykać ludzi i tym razem też mi się udało spotkać wielu bardzo ciekawych ludzi. Rozmowy z nimi pomagają mi dostrzec świat z innej perspektywy i tym samym poszerzyć moje horyzonty. Każda ze spotkanych osób mnie wzbogaciła i mam nadzieję, że i mi udało się wzbogacić przynajmniej część z nich.
Oprócz wspomnianych już notabli z Nauru, miałem ogromne szczęście rozmawiać m.in. z Filipińczykami pracującymi na Palau, z Rosjanko-Szwajcarką na Guam, z małżeństwem rosyjsko-brazylijskim prowadzącym szkołę nurkowania na Pohnpei. Pewien expat z Fidżi opowiedział mi historię swoich inwestycji w barze
na Wyspach Marshalla. Kilka dni spędziłem w jednym hotelu na Kiribati z Gustavem, Niemcem, który jako trzecia osoba na świecie (!!!) odwiedził wszystkie kraje świata. Wiele się od niego nauczyłem o podróżowaniu 🙂 Z kolei pewnemu lokalnemu chłopakowi, który mieszka w Nowej Zelandii długo opowiadałem
o wolności finansowej.
Na Wyspach Solomona spotkałem urzędniczkę (chyba księgową) portu lotniczego, która dodatkowo – na boku – inwestuje w najem. Joyce od razu zrozumiała
na czym polega mój model życia. Wcześniej, na lotnisko przywiozły mnie radiowozem trzy lokalne policjantki, z których jedna gra w reprezentacji policji w piłkę ręczną. W Papua Nowej Gwinei spotkałem m.in. Irańczyka – szefa kuchni lokalnego hotelu, pewne rosyjskie małżeństwo pracujące w Exxon Mobil, Rosjankę
i Ukrainkę pracującą w tym samym hotelu, w którym pracował ów Irańczyk. Ktoś kto w sklepie zapytał mnie skąd jestem, powiedział mi o Polce, która w jednym
z hoteli Port Moresby, stolicy Papui, prowadzi, od lat, zakład dentystyczny. Okazało się, że Paula studiowała, a nawet mieszkała w akademiku z moją znajomą
z Kenii, która też studiowała w Poznaniu. Paula nie tylko oprowadziła mnie po stolicy, ale dwa razy poszliśmy z nią i z pewnym Polakiem pracującym tam
w audycie dla jednej z firm Wielkiej Czwórki na kolacje, a w niedzielę na bardzo prywatną mszę do domu polskich misjonarzy. Nigdy wcześniej nie byłem
na mszy, w której uczestniczyło więcej misjonarzy niż wiernych 🙂 Na Tuvalu przywitano mnie obok terminalu lotniczego wystawnym obiadem. Obiad był przygotowany dla powracającej z Fidżi reprezentacji tego kraju w rugby. A że siedziałem w samolocie z Fidżi z owymi rugbistami i sporo rozmawialiśmy,
to na obiad zaproszono i mnie. Sporo czasu w hotelu w Vanuatu (ale też później na Tuvalu) spędziłem z pewnym konsultantem lotniczym z Fidżi, bo okazało
się, że część naszej trasy podróżniczej się przez przypadek pokryło. Mieszkaliśmy też w tych samych hotelach.
ROZŚPIEWANI ESTOŃCZYCY
Mógłbym tak wymieniać bez końca, ale wspomnę jeszcze o dwóch spotkaniach w Vanuatu. Raz, wracając do hotelu z pobliskiego sklepu, zaczepiło mnie na ulicy troje młodych chłopaków. Ich wygląd był nieco niepokojący – bujne, rozchełstane na wszystkie strony włosy, szerokie bary, silne, mięśniste szczęki, ciężkie spojrzenia spode łba. Zapytali o to skąd jestem, od jak dawna na Vanuatu, itp. Po owych standardowych wstępniakach spodziewałem się, że poproszą mnie – grobowym głosem – o kasę, ale zamiast tego jeden z nich zaczął się dopytywać w ilu krajach już byłem. Wyraźnie go to zainteresowało. Stwierdził, że bardzo
mi zazdrości podróżowania.
Zapytałem go dlaczego mi zazdrości i jego odpowiedź mnie totalnie zaskoczyła. Okazało się, że dzięki podróżowaniu mógłby lepiej poznać historię odwiedzanych krajów. Wow! – zdziwiłem się. Jeszcze bardziej zadziwiające było to, że odpytał mnie o historię Polski. Gdy zacząłem mu opowiadać, to poprosił bym zrobił mu notatki, bo chciał sobie przygotować wykład o historii Polski. „Gdzie zrobisz ten wykład”? – zapytałem go i odpowiedział, że w kościele w swojej małej wiosce. Nie miałem kartki papieru więc podsunął mi … Biblię. I na stronach na notatki na końcu jego Biblii, spisałem mu w punktach najważniejsze momenty z ponad 1000-letniej historii Polski. Jeszcze bardziej zaskakujący był dla mnie jeden z wieczorów spędzonych przy piwie z 11-osobową grupą turystów z Estonii. Jeden z nich przyjeżdża na Vanuatu już od kilku dobrych lat i była to jego chyba już 10-ta wizyta. Za każdym razem przywozi ze sobą sporą grupę znajomych i ta wcale nie była – ku mojemu zdziwieniu – największa. Gdy zażartowałem, że najwięcej turystów na Vanuatu pochodzi – per capita – z Estonii, to Janus poważnie potwierdził. Wcześniej tego miesiąca był jakiś zespół piłki nożnej z estońskiej ligi, a poprzedniego miesiąca kraj ten odwiedziła Prezydent Estonii.
Janus to człowiek dusza, serce ma na dłoni i oprócz Vanuatu kocha chyba cały świat, choć na żadnej innej wyspie Południowego Pacyfiku jeszcze on, ani nikt
z jego ekipy jeszcze nie był. Estończycy pałają tajemniczą dla mnie miłością właśnie do Vanuatu. Ale też wiele dobrego mówili o Polsce, bo każdy z owej 11-osobowej grupy w Polsce bywa zawodowo lub turystycznie. To mnie aż tak bardzo nie zdziwiło, ale gdy jedna z nich wyciągnęła skądś gitarę i zaczęli – po estońsku – śpiewać piosenki Maryli Rodowicz, to się popłakałem ze wzruszenia. Maryla Rodowicz na Vanuatu!
Żałowałem, że do niej nie podszedłem, nie zagadałem, gdy dosłownie 3-4 tygodnie wcześniej byliśmy gośćmi na gali dla Kobiet Biznesu organizowanej przez magazyn BusinessWoman&Life. Miałem wręczać część nagród i Maryla Rodowicz siedziała dosłownie tuż przede mną. Już wówczas mogłem jej powiedzieć o tym jak jej piosenki zasłyszane w rosyjskiej stacji radiowej w drodze z Jekaterynburga do Kazani (podczas niedawnych mistrzostw świata w piłce nożnej) mnie wzruszyły. Ale jej piosenki w wersji estońskiej na Vanuatu przebiły … wszystko.
[/betterpay]