Nieruchomości – Moja bezpieczna przystań! – Strefa Nieruchomości

Z Pawłem Mrozowskim rozmawiała Aneta Nagler

Życiowe metamorfozy nigdy nie zachodzą płynnie. Wiążą się z licznymi komplikacjami i trudnościami, a często z porażkami. Gdy mamy już dość, a życie wpędza nas w ślepy zaułek bez wyjścia, wtedy najczęściej zza rogu wyłania się to coś, ten promyk nadziei, który pozwala nam znów próbować, działać i wyznaczać cele. Paweł Mrozowski stworzył siebie na nowo. Bankructwo i kłopoty rodzinne sprawiły, że musiał podjąć walkę o lepsze jutro. Ostatnie pieniądze zainwestował w szkolenie z podnajmu. I ta decyzja otworzyła przed nim nowe możliwości. Pierwsze sukcesy na rynku nieruchomości sprawiły, że od nowa uwierzył w siebie. Szczęście daje mu rodzinna stabilizacja, a spokój zapewnia tzw. finansowy abonament. Co ważne, odkreślił przeszłość grubą kreską i zaczął na fundamencie najlepszych swoich cech i atutów budować od nowa swoje życie zawodowe, które oparte jest na harmonii, zaufaniu, wsparciu ukochanej żony. I oczywiście na NIERUCHOMOŚCIACH. 

Aneta Nagler: Osiągnięcia w sporcie i wola walki warunkują sukcesy w życiu i biznesie. Ty musiałeś stoczyć ciężką walkę, aby przetrwać. Otarłeś się o bankructwo, przez Twoje rodzinne życie przetoczyło się tsunami. A jednak udało Ci się zwyciężyć i wytyczyć nową drogę dla siebie. Z sukcesem.

Paweł Mrozowski: Chociaż zabrzmi to dziwnie, cieszę się, że do takich sytuacji doszło. Mnie z pewnością pomógł sport. Perspektywa zmian dla wielu jest z jednej strony ekscytująca, z drugiej strony budzi liczne obawy. Aktywne życie sportowca, wola walki, zacięcie, aby się nie poddawać, pozwoliło mi przewartościować moje życie. Chociaż nie ukrywam, że były takie momenty, kiedy musiałem szukać wsparcia, mimo że czuję się dość silnym człowiekiem. 

A.N.: Silni ludzie stają z rzeczywistością twarzą w twarz. Nie chowają głowy w piasek. Ty popadłeś w długi, ale stawiłeś czoła problemom, tym finansowym i rodzinnym?

P.M.: Bankructwo to tylko jeden z wielu problemów, z którymi musiałem się zmierzyć. Sprawa, która bardziej wpłynęła na moje życie, to zdrowotne problemy żony i diagnoza podejrzenian owotworu. W międzyczasie otrzymałem pismo od komornika o zajęciu hipoteki rodzinnego domu… Jednym słowem wszystko się posypało, jak domek z kart. 

A.N.: Brian Tracy w swojej książce „Przemiana. Jak sprawić, by reszta Twojego życia była jeszcze lepsza” napisał, że aby osiągnąć sukces, musi się zdarzyć w naszym życiu coś gwałtownego, niespodziewanego, jak np. utrata pracy, bankructwo. Zgadzasz się z takim poglądem? 

P.M.: Gdy stałem nad przepaścią bankructwa, (chcę tu dodać, że byłem zadłużony na około pół miliona zł), spojrzałem na swoje dotychczasowe życie i zadałem sobie pytanie, czy nadal chcę tak żyć. Borykałem się, jak wielu sportowców, z życiem ponad stan. Do tego miałem wadę niepłacenia rachunków na czas. Już wtedy miałem żonę i dziecko, za które czułem się odpowiedzialny. Zastanawiałem się, co się stanie, gdy zostaniemy bez dachu nad głową. Czułem, że jako głowa rodziny zawiodłem pod względem finansowym. I wtedy się załamałem. Potrzebowałem czasu i wsparcia, aby się podnieść. Komornik i diagnoza choroby mojej żony postawiły mnie do pionu i wyznaczyły nowy kierunek. To wtedy nabrałem dystansu do wielu rzeczy i postanowiłem radykalnie zmienić moje życie, wykorzystując swój potencjał do budowania dobrych relacji biznesowych. Aktualnie mamy dwoje dzieci w wieku 4,5 i 1,5 roku. Żona pomaga mi w firmie. Wszystko się ułożyło, choć nie było to proste. Właśnie ta wola walki, której nauczyłem się w sporcie, pozwoliła mi stanąć na nogi i być teraz tym, kim jestem. 

A.N.: Startowałeś w zawodach w kulturystyce, odnosiłeś zwycięstwa. Skąd pomysł na zmianę swojego życia i wkroczenie na ścieżkę nieruchomości? 

P.M.: Z nieruchomościami miałem już wcześniej małe doświadczenie. Odkupiłem od swojego brata piwnicę, gdzie zrobiliśmy cztery kawalerki. Już wtedy wiedziałem, że dobrze jest mieć pasywny dochód. To było jeszcze przed szkoleniem u Pawła Albrechta, któremu jestem wdzięczny. Miałem za sobą pierwsze doświadczenia, ale nie miałem wiedzy. Celowałem na ślepo, chociaż odnosiłem już pierwsze sukcesy. 

A.N.: Rozumiem, że to nieruchomości uratowały Cię w momencie, kiedy byłeś „nad przepaścią”? 

P.M.: Sport uczy pokory, determinacji, ale i odpowiedzialności za siebie i swoich bliskich. Nieruchomości zawsze mnie kusiły. I pewnie dlatego los pewnego dnia postawił na mojej drodze znajomego, który powiedział mi o szkoleniu z podnajmu u Pawła Albrechta. Zainteresowałem się tym tematem i ostatnie pieniądze wydałem na to szkolenie. 

A.N.: Jak to mówią, im trafniej definiujesz swoje potrzeby, tym bardziej precyzyjne będą Twoje działania w tym kierunku. A Ty wg mnie już wtedy wiedziałeś, nawet podświadomie, że podnajem może być Twoim core biznesem. 

P.M.: Owszem. Postawiłem wszystko na jedną kartę. Poza tym wiem, że od jakości naszego myślenia w dużej mierze zależy jakość naszego życia. A ja potrzebowałem zmian i czułem, że nadaję się do tego biznesu. Pojawiła się szansa i myślę, że dobrze ją wykorzystałem. Zaryzykowałem i nie żałuję. 

A.N.: Dzisiaj stawiasz pewne kroki w nieruchomościach. Masz około 60 pokojów w podnajmie i kilkanaście kawalerek. Inwestujesz w kolejne nieruchomości. Nie kusiło Cię, żeby zdywersyfikować porfel? 

P.M.: Myślałem o flipach, ponieważ co jakiś czas otrzymujesz ze sprzedanego mieszkania pożądny zastrzyk gotówki. To są jednak tylko chwilowe strzały. Ja od początku dążyłem do zorganizowania takiego systemu, który zapewni mi „abonament finansowy”. Dlatego po niecałych dwóch latach zacząłem przygotowywać gotowce inwestycyjne. W kilka miesięcy udało mi się zrealizować kilka gotowców inwestycyjnych. Staram się też kreatywnie podchodzić do tematu.

AN: Co to w praktyce oznacza? 

P.M.: Właśnie kończę inwestycję. Kupiliśmy mieszkanie w kamienicy o powierzchni 180 mkw. do kapitalnego remontu. Wyodrębniliśmy z niego cztery osobne mieszkania, każde z księgą wieczystą. Teraz są gotowe do zamieszkania i czekają na swoich właścicieli. Ciekawie przedstawił to Mariusz Stężały na jednym z filmów, który można obejrzeć na YouTubie.

AN: Paweł, w ciągu tych 3 lat zrobiłeś kilkadziesiąt pokojów w podnajmie i kilkanaście kawalerek. Teraz, jak sam powiedziałeś, sięgasz po kamienicę.

P.M.: Moim celem był „abonament miesięczny”. I to osiągnąłem. Aktualnie planuję zrealizować kilka flipów w kamienicy, którą właśnie udało mi się kupić. Wprawdzie było z nią troszeczkę zamieszania, ponieważ po stronie sprzedającej było aż 16 osób. Samo zbieranie dokumentacji trwało kilka miesięcy. Ostatecznie akt został podpisany i teraz tylko zakasać rękawy i brać się do pracy z podziałem lokali.

A.N.: To widzę, że wpływasz na głęboki ocean nieruchomości. 

P.M.: Wg mnie trzeba sobie stawiać jasne i wyraźne cele, co się chce osiągnąć i w jakim okresie. To tak samo, jak z okrętem, który wypływa na morze. Jak wiadomo, gdzie jest przystań, to wiadomo, że się płynie w konkretnym kierunku. 

A.N.: A w Twoim biznesie co jest najważniejsze: czysta kalkulacja zysków i strat, relacje z ludźmi, intuicja, a może emocje? 

P.M.: Wszystkie cechy, które wymieniłaś, warunkują powodzenie. Wszystko jest ważne – jedno mniej, drugie bardziej. Na pewno ważna jest determinacja. Wojtek Orzechowski jest zwolennikiem tego, żeby obejrzeć sto nieruchomości, aby kupić jedno mieszkanie. Wiadomo, że można obejrzeć sto pięćdziesiąt i nic nie kupić, ale dzięki temu zdobywasz doświadczenie, trenujesz negocjacje, uczysz się oceniać mieszkania, zdobywasz wiedzę. Z każdym kolejnym mieszkaniem jesteś lepszym rozmówcą, psychologiem, badaczem potrzeb ludzkich. Można analizować, co przy następnej okazji zrobić lepiej. Jak to mówią, im dalej w las, tym więcej drzew. W biznesie nieruchomościowym z boku wszystko wydaje się fajne, ale na sukces wpływa wiele rzeczy. Są to również relacje. Bez nich nie uda się wynegocjować dobrej ceny. 

A.N.: Powiedziałeś, że otaczają Cię ludzie, którzy wyciągnęli do Ciebie pomocną dłoń, podzielili się wiedzą, która pozwoliła Ci wejść w nieruchomości. Sądzę, że Twój głód zwycięstwa warunkował Twój sukces. 

P.M.: Wchodzimy tutaj w tematy filozoficzne, które bardzo lubię. Przypomniał mi się wywiad z Kubą Midelem. Pamiętam, jak mówił, że był na spotkaniu integracyjnym z kilkunastoma osobami – przekrój ludzi bardzo szeroki: mało, średnio i bardzo zamożni. I padło hasło: „Jaki jest Twój poziom szczęścia w skali od 1 do 10?”. Co ciekawe, najbogatsze osoby z tego towarzystwa oceniły poziom szczęścia na 6. Czy w takim razie ma to sens? To gonienie za zającem… 

A.N.: To co daje szczęście i wywołuje uśmiech na twarzy polskiego Vin Diesela? 

P.M.: Uśmiech. 🙂 Jak o tym pomyślę, mam przed oczami moje śpiące dzieci.. Zrozumie to tylko ten, kto jest rodzicem. Dzieci to moja siła, motywacja, cel, przyszłość. Przywiązuję do tego dużą wagę, bo moje dzieciństwo nie było usłane różami. Nie chciałbym moim dzieciom wszystkiego podstawiać pod nos, żeby zupełnie o nic się nie martwiły. Mam świadomość, że buduję takie zaplecze, żeby nie musiały przeżywać tego, co ja. 

A.N.: To dobrze, że rodzina stanowi perspektywę Twojego szczęścia, a nie tylko praca. 

P.M.: Tak. Zasadniczo, jeżeli chodzi o szczęście, to powiem szczerze, że po rozmowie z Tobą stwierdzam, że jestem szczęśliwy, mimo tego, że jak każdy mam też cięższe dni. Mam zdrowe dzieci, piękną i kochającą żoną, mogę trenować, jestem zdrowy, mam pracę, którą bardzo lubię i która stała się moim hobby. Jestem szczęśliwy. 

A.N.: To bardzo się cieszę, że podsumowaniem naszej rozmowy o nieruchomościach były wspólne rozważania nt. szczęścia. Wg mnie większość ludzi uważa, że szczęście przychodzi przypadkiem i tylko do tych w „czepku urodzonych”. Takimi myślami unieszczęśliwiamy samych siebie, ponieważ skupiamy się na tym, czego nie mamy, i ciągle chcemy więcej i więcej, zamiast doceniać to, co mamy tu i teraz. 

P.M.: Zgadzam się z Tobą. Ja realizuję się pod względem zawodowym w 100%, lubię swoją pracę i wyznaczam sobie nowe plany. Doceniam jednak to, co mam. Nie mogę zrozumieć ludzi, którzy przy niedzielnym obiedzie mówią: „Ale beznadzieja. Jutro poniedziałek. Do roboty trzeba iść”. Ja nie mogę doczekać się poniedziałku i każdego kolejnego wyzwania, jakie los stawia przede mną.