Zdjęcia i opieka nad sesją: Gabriela Połubińska
Redakcja: Aleksandra Zalewska-Stankiewicz
Rozmawiała: Aneta Nagler
Agnieszka ma intuicję, potrafi przewidzieć pewne zdarzenia, zanim nadejdą. Michał jest świetnym strategiem. Oboje mają szósty zmysł, pomagający im dobierać właściwych współpracowników. Swoje drzwi, nie tylko do świata nieruchomości, uchyliło nam małżeństwo – Agnieszka i Michał Cal. Ich biznes przypomina grę w szachy.
Aneta Nagler: Jak to się stało, że małżeństwo z Zielonej Góry przez 3,5 roku zbudowało tak prężnie działający biznes? Co było iskrą, która rozpędziła tę – dziś świetnie działającą – machinę?
Agnieszka Cal: Kiedy pracowałam jako handlowiec w firmie oświetleniowej, tradycją były kwartalne spotkania, na których podsumowywaliśmy efekty naszej pracy. Osoby z najlepszymi wynikami były oznaczane na zielono. A nazwiska tych, którym poszło gorzej, na szaro. A na samym dole widniały czerwone nazwiska osób z najsłabszą sprzedażą. Choć osiągałam bardzo dobre wyniki, pewnego dnia stwierdziłam, że nie chcę być jednym z elementów w tabelce. Ten impuls spowodował, że zaczęłam szukać pretekstu do zmiany. I wtedy zobaczyłam w Internecie film Wojtka Orzechowskiego. Po konsultacji z Michałem zapisaliśmy się na warsztaty WIWN®.
A.N.: Skąd wiedziałaś, że udział w warsz- tatach Wojtka da Wam taki wiatr w żagle?
A.C.: Branżę nieruchomości znałam je- dynie z perspektywy programów tele- wizyjnych. Byłam nimi zafascynowana, potrafiłam godzinami oglądać meta- morfozy amerykańskich domów. Gdy zobaczyłam, w jaki sposób działa Wojtek, zaczęłam zastanawiać się, czy można ten amerykański serial przenieść na nasze realia. Z warsztatów wróciliśmy z wielką motywacją do działania. Z przekona- niem, że nawet jeśli od razu nie zarobi- my dużych pieniędzy, to zyskamy wiedzę i doświadczenie.
Michał Cal: Aby zrealizować pierwszą inwestycję, potrzebowaliśmy 30 tys. zł wkładu własnego, a mieliśmy zaledwie 20 tys. zł. Sprzedaliśmy więc naszego zabytkowego żółtego mercedesa, ale wciąż było za mało. Z pomocą przyszły nasze babcie. Oboje jesteśmy odważni, choć to ja częściej powstrzymuję Agę w realizacji jej szalonych pomysłów. Ale w tym przypadku od razu wiedziałem, że ma rację. Poza tym ja też potrzebowałem zmiany. Pochodzę z rodziny przedsiębiorców, od 6 roku życia pomagałem tacie w jego firmie. Jako młody chłopak przeszedłem przez etap buntu, później także poszukiwałem niezależności. Nie znalazłem jej w żadnej firmie i wtedy pojawił się pomysł na flipowanie.
A.C.: Obok naszych marzeń była też twarda kalkulacja w Excelu. Przeliczyli- śmy sobie, że jeśli mój mąż zwolni się z pracy, to zysk uzyskany z pierwszego flipa da nam wartość rocznych zarobków Michała. Kiedy po przeprowadzeniu drugiego flipa okazało się, że zarobiliśmy więcej, niż sobie założyliśmy, Michał zrezygnował z pracy.
A.N.: Szybko stworzyliście swoją własną strategię flipowania. W jaki sposób udało się to zrobić?
M.C.: Strategię mieliśmy od samego początku. Już od pierwszego flipa, od stworzenia pierwszego projektu budowaliśmy własną markę TOTENDOM, małymi krokami realizując kolejne wyznaczone cele. Wiedzieliśmy też, jaka grupa klientów nas interesuje. Byliśmy świadomi, że skoro stawiamy wszystko na jedną kartę, nie możemy sobie pozwolić na spontaniczne działanie. Poza tym otoczyliśmy się świetnymi ludźmi, ponieważ wychodzimy z założenia, że tylko zespołowe działanie pomaga firmie rozwinąć się w stu procentach.
A.N.: W osiągnięciu sukcesu pomogło Wam dostrzeżenie pewnej niszy, jaką są flipy bez remontu. Jak sądzicie – dlaczego ten pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę?
M.C.: Studiowałem zarządzanie innowacją – ten kierunek zmienił moje myślenie. Nauczyłem się robić tzw. sprinty, czyli tworzyć krótki plan i od razu wychodzić z nim do klienta. W taki sposób wystawiliśmy na sprzedaż pierwsze mieszkanie, które było wtedy w trakcie remontu. Choć mieliśmy jedynie wizualizację, mieszkanie od razu się sprzedało, ale minusem było to, że trzeba było dokończyć remont. Z drugim mieszkaniem było podobnie. Postanowiliśmy więc spróbować czegoś innego – wystawiliśmy na sprzedaż mieszkanie, które było przed remontem.
A.N.: Czyli robiąc jedynie wizualizację?
M.C.: Tak. Nie wiedziałem, dlaczego to działa, ale te „sprinty” okazały się skuteczne. Kiedy przez miesiąc udało nam się sprzedać cztery mieszkania bez remontu, stwierdziliśmy, że znaleźliśmy niszę. Dodam, że od początku mieliśmy własne biuro projektowe, co usprawniało proces działania. Choć przyznam, że początkowo trudno było przekonać klientów do naszej taktyki. Mało kto wcześniej działał w taki sposób. Dziś można powiedzieć, że okazała się ona bardzo skuteczna – przez ponad 2,5 roku zrealizowaliśmy ponad 300 projektów, z czego połowę stanowią flipy bez remontu.
A.C.: Clou tej strategii jest takie: kupujemy, robimy projekt i sprzedajemy lokal z projektem. Zysk jest taki sam jak przy tradycyjnym flipie, jednak okres inwestycji skraca się o długość remontu, a nakład finansowy o jego koszty.
A.N.: W związku z tym możecie robić inwestycje na większą skalę. Wasza strategia jest inna niż Wojtka?
A.C.: Różni się od klasycznej strategii Wojtka, ale nie jest ani lepsza, ani gorsza. Dzisiejszy rynek nieruchomości jest bardzo szeroki, daje mnóstwo możliwości. Najważniejsze jest to, aby określić sobie konkretny kierunek. Ale żeby od- naleźć własną drogę, trzeba zrealizować pierwszą inwestycję. A do tego potrzebne są zasady, których można nauczyć się na warsztatach WIWN®.
M.C.: Poza tym początkującemu inwestorowi niezbędna jest pomoc doświadczonego inwestora, z którym w każdej chwili można skonsultować wątpliwości. Bo czasem życie pisze inny scenariusz niż ten, który widzieliśmy na YouTubie czy przepracowaliśmy na szkoleniu. Dlatego trzeba szukać wsparcia doświadczonych osób.
A.N.: Realizujecie flipy na rynku wtórnym, pierwotnym, w kamienicach, w blokach. Co jest Waszym wyróżnikiem?
M.C.: W tym momencie naszym celem jest wspieranie inwestorów w tym, aby mogli zarabiać na nieruchomościach co- raz więcej pieniędzy. Dlatego skupiamy się na sprzedaży mieszkań dla inwestorów, którzy chcą zarabiać poprzez zysk pasywny. Poszliśmy nawet dalej – stworzyliśmy kolejną spółkę, która zajmuje się kompleksowym zarządzaniem najmem, dzięki czemu możemy sprawować pieczę nad tym, aby zysk faktycznie był pasywny i na odpowiednim poziomie.
A.N.: Dlaczego założyliście kolejną firmę, która zajmuje się podnajmami i kwaterami pracowniczymi?
A.C.: Z prostego powodu – taki sposób działania generuje kolejne zyski związane z zarządzaniem tymi mieszkaniami i z ich wynajmem.
M.C.: Rzadko jest tak, że klient kupuje u nas tylko jedno mieszkanie. Zwykle wraca po kolejną nieruchomość i pole- ca nas innym inwestorom. W ten sposób tworzy się „samopączkujący” rynek klientów. Kiedy sprzedaje się mieszkanie klientowi indywidualnemu, za każdym razem trzeba poświęcić sporo czasu, aby się poznać. Poza tym trzeba fizycznie mieć to mieszkanie. A nasza strategia powoduje, że klienci sami się do nas zgłaszają, mówiąc, jaki kapitał chcieliby zainwestować i jakiej nieruchomości potrzebują.
A.N.: W jakim kierunku zamierzacie rozwijać swoją firmę?
M.C.: Do tej pory gromadziliśmy kapitał i prowadziliśmy biznesy, teraz chcemy inwestować. W tym celu stworzyliśmy Totendom Inwestycje. Nasza strategia jest następująca: startujemy z kapitałem po- życzonym w stu procentach od inwestorów i przeprowadzamy na nim flipy – tylko na rynku wtórnym, tylko w Gorzowie Wielkopolskim i tylko pod kwatery pracownicze. My z Agnieszką nie będziemy już flipować, staniemy się w pewnym sensie klientami własnej firmy, inwestorami, którzy będą oddawać swoje mieszkania w zarządzanie własnej spółce.
Chcemy też wspierać inwestorów, dając im kolejne możliwości. Jedną z opcji jest kupienie mieszkania inwestycyjnego, którym my będziemy zarządzać. A jeśli ktoś jest wprawnym inwestorem albo fliperem i sam świetnie sobie radzi na rynku, może od nas kupić projekt. Dajemy również podpowiedzi i narzędzia do tego, aby jak najszybciej zrealizować flip lub stworzyć mieszkanie inwestycyjne, które będzie pracować na wyższej stopie zwrotu. W tym także jesteśmy specjalistami. Realizujemy mikrokawalerki, z których sprzedaży osiągamy ponadprzeciętne wyniki bez przeinwestowania środków. Bo nie jest sztuką drożej wynająć mieszkanie, kiedy na remont wydało się dużo pieniędzy.
A.C.: W tym roku zamierzamy całkowicie zautomatyzować nasz biznes. Mamy wspaniały zespół, więc liczę na to, że dojdziemy do takiego momentu, że nasze firmy będą mogły funkcjonować bez nas. Mam takie marzenie – wyjechać na kilkumiesięczne wakacje, a po powrocie zastać firmę jeszcze bardziej rozwiniętą niż przed wyjazdem.
A.N.: Co jest dla Was najważniejsze w budowaniu zespołu?
M.C.: Z Robertem i Magdą Scheitzami założyliśmy biuro projektowe. Rozdzieliliśmy kompetencje. Ja z Agnieszką zająłem się reklamą i sprzedażą, a nasi wspólnicy zbudowali zespół projektantów. Budując drugą firmę, połączyliśmy swoje siły z Tomkiem Kielbickim, który – w przeciwieństwie do nas – miał doświadczenie z najmem. Do współpracy w trzeciej firmie – Totendom Inwestycje – zaprosiliśmy Krzysztofa Urdę i Paulinę Budkowską, którzy znajdują dla nas nieruchomości w Gorzowie Wielkopolskim. Są mistrzami w nawiązywaniu relacji z właścicielami mieszkań. Taki podział obowiązków powoduje, że każda z firm rozwija się dynamicznie. Każdy skupia się na swoim obszarze.
A.C.: Kluczem jest właściwy podział obowiązków. Ale nie zbudowalibyśmy żadnej z tych firm na takim poziomie, gdyby nie wspólnicy i gdyby nie ta decyzja, że wchodzimy w spółki. To też musi być bardzo przemyślany proces. Do współpracy trzeba wybrać najbardziej zaangażowane osoby. A potem wyzwaniem jest poukładanie sobie obowiązków w spółce – zawsze sprawiedliwie, aby nie było nikogo ważniejszego. Realizacja tych wszystkich przedsięwzięć nie byłaby możliwa, gdyby Michał nie miał umiejętności strategicznych. On potrafi spojrzeć na naszą działalność z góry. Ja jestem zwykle zaangażowana w bieżące sprawy, a on patrzy na naszą strategię globalnie i jest w stanie wyznaczyć kierunki rozwoju. I tak potrafi rozegrać partię szachów, aby wszystko pięknie grało i aby nikt nie wchodził sobie w drogę.
A.N.: Wrócicie do marzeń i pasji, które mieliście dawniej? Do tego co kiedyś dawało wam radość i szczęście?
M.C.: Chciałbym realizować się w sferze artystycznej. Kiedyś szkicowałem, grałem na gitarze i pisałem teksty piosenek. I czuję, że powrót do tej przestrzeni jest bardzo blisko. Poza tym postanowiłem zadbać o zdrowie fizyczne. Sport był dla mnie niezwykle ważny, później go zaniedbałem. Ale jestem na dobrej drodze do powrotu do aktywności – ćwiczę, chodzę na crossfit, jestem na diecie. Schudłem już 6 kg!
A.C.: Dla mnie celem jest osiągnięcie balansu między pracą, sferą umysłową i fizyczną. Moim marzeniem jest takie poukładanie życia, aby mieć czas na odpoczynek, na pracę i na rodzinę – i żeby to wszystko ze sobą grało. Oczywiście musi się też znaleźć przestrzeń na jogę, podróże i na prace w ogrodzie.
Kontakt: Michał Cal | tel.: 516 586 577 | e-mail: info@totendom.com | www.totendom.com