Z PODZIWEM PATRZĘ na ludzi sukcesu… – Strefa Nieruchomości

Rozmawiała: Magdalena Maciejczyk

Rozmowa z Piotrem Drońskim, właścicielem BASZTA – nieruchomości

Pana motto to piękne słowa: „Życia nie mierzy się ilością oddechów, ale ilością chwil, które zapierają dech w piersiach”. Co robi największe wrażenie na Piotrze Drońskim? 

Piękno samo w sobie, empatia ludzi, niebanalna elegancja, uroda rzeczy, miejsc, które oglądam. Uśmiech dziecka, wschód słońca na Zanzibarze, gdzie często przebywam, gdzie jest mój dom i praca.

Dla Pana rodziny jeden dom jest w Polsce, drugi na Zanzibarze. Czy Zanzibar to taki raj, odpoczynek dla ciała i duszy?

To wyspa, gdzie niemal zawsze świeci słońce, strzeliste palmy kołyszą się na wietrze, a powiew oceanu odurza zapachem. Słodkie chwile na leżaku w cieniu palm? Czemu nie. Lubię siadać na tarasie z filiżanką kawy, upajać się widokiem oceanu, bezchmurnego nieba, bezkresnych białych plaż. Ale lubię też patrzeć na padający na lustro wody deszcz. Tu spędzam czas z rodziną i przyjaciółmi. Tu, pracując, odpoczywam, analizuję nowe pomysły, stąd czerpię siłę i energię do działania. Tu chce mi się żyć…

Mówi się o Panu człowiek orkiestra – inwestycje w nieruchomości, działalność kulturalna, wspieranie lokalnej drużyny sportowej oraz szkoły na Zanzibarze. W co jeszcze angażuje się Piotr Droński?

Kreuję, tworzę, pracuję, mam swoje pasje i pilnuję życiowych priorytetów. Zawsze podziwiałem ludzi, którzy nie koncentrują się jedynie na pracy, własnym biznesie, życiu, ale starają się zmieniać świat dookoła, chcąc wycisnąć swoje piętno. Ostatnio też tak mam. Sprowadzam lekarzy na Zanzibar, wpływam na poczucie estetyki wśród pracowników i dzieci lokalnych szkół, zachęcając do zrobienia porządku wokół szkolnego budynku i okolicy, pokazując w ten sposób, że wspólnie można wiele zdziałać. Jak wiemy, czystość to nie jest przywilej bogactwa, a mentalności i kultury. Kiedy człowiek ma kilka obszarów działania, to jego życie nie tylko jest bogatsze, ale tocząc się w kilku przestrzeniach jednocześnie, jest jeszcze bardziej interesujące, rzekłbym: pełniejsze.

Rozdaje Pan ludziom pieniądze w Afryce?

Kiedyś dawałem, ale zauważyłem, że to niczemu nie służy. Następnego dnia ci, których w ten sposób wspierałem, już nie pamiętali, że coś takiego miało miejsce. Dzisiaj staram się potrzebującemu dać tzw. wędkę. Ale nie pomagam na oślep. Mam swoją skalę możliwości, wartości i planów.

Co jest największym wyzwaniem w prowadzeniu biznesu w takim miejscu?

Gąszcz nie do końca sprecyzowanych przepisów, lokalna praktyka i rzeczywistość czy też biurokracja. Miejscowi często mają fałszywe wyobrażenie o zamożnych turystach i biznesmenach z Europy, którzy pojawiają się tam coraz częściej. 

W jednym z wywiadów powiedział Pan: „Prowadzenia biznesu nauczyłem się na bazie własnych doświadczeń”. Poproszę o trzy złote rady dla młodych inwestorów z branży nieruchomości.

Uczyć się tak długo, jak to tylko możliwe. Ruszyć w świat, spojrzeć na pewne rzeczy z innej perspektywy. Starać się być doskonałym partnerem do rozmów nie tylko w obszarach zawodowych. Jestem snajperem w swojej pracy. Uważam, że bez względu na to, co robimy, trzeba skierować swoją uwagę na cel, precyzyjnie przygotować się na każdy etap zadania i być szalenie konsekwentnym. Do tego w biznesie trzeba być wiarygodnym od początku do końca. Nigdy nie składaj deklaracji bez pokrycia, nie wyolbrzymiaj rzeczywistości. To co mówisz i robisz musi stać za tobą. Wiarygodność sprawia, że zyskamy szacunek w oczach partnera, reputację w środowisku. Można mnie oszukać jako człowieka, ale nie jako przedsiębiorcę. W swojej pracy jestem na to za dobry. Pracuję w różnych miejscach na świecie. Wiem, że wszędzie sobie poradzę.  

Gdybym miał dziś raz jeszcze podjąć edukację, wybrałbym…

Niezmiennie to samo – studia prawnicze, a niezależnie skupiłbym się na dwóch przedmiotach: matematyce i psychologii zachowania.

Zajmuje się Pan także show-biznesem. Prowadził Pan przez ponad dwa lata w Sali Koncertowej w Szczecinie różne wydarzenia kulturalno-rozrywkowe. Jak udało się łączyć te dwie przestrzenie?

Sala Koncertowa to 3000 mkw. powierzchni, widownia dla 800 gości, o których trzeba było zadbać w szczególny sposób. Zazwyczaj przed każdym koncertem osobiście ich podejmowałem, następnie usadzałem na miejscu na widowni, witałem ze sceny, a w trakcie wydarzenia dbałem o sprawność działania na każdym odcinku sali. Pomagała mi w tym dzielnie rodzina i pracownicy. Nigdy nie traktowałem tej inwestycji stricte biznesowo. Włożyłem w nią mnóstwo serca i czasu. Zawsze to, co robię, robię z pasją. To najlepszy sposób na zawodowy sukces i satysfakcję z życia. W sali koncertowej urządzałem imprezy na najwyższym poziomie – koncerty, spektakle teatralne, występy baletowe, spotkania z gwiazdami, dużo imprez dla dzieci. Ale przede wszystkim było wiele uśmiechu i radości. Stworzyłem miejsce, w którym można było obcować z kulturą przy lampce wina w kameralnym gronie, z przyjaciółmi przy stoliku, w niecodziennej atmosferze na wzór broadwayowskich teatrów i paryskiego Moulin Rouge. W takich okolicznościach kulturalnie można było mówić o biznesie i biznesowo o kulturze.

Jako przedsiębiorca udowodniłem sobie i innym…

Niczego nie udowadniałem. Prędzej pokazałem, że bez jakiejkolwiek dotacji, o którą się nawet nie starałem, można poprowadzić placówkę kulturalną i nie trzeba do niej dokładać. Uważam to za swój ogromny sukces. Proszę spojrzeć na wyniki finansowe placówek kulturalnych: większość generuje straty. Przyznaję, że nie zarobiłem na tym przedsięwzięciu, ale ani przez chwilę nie żałowałem, że angażowałem swój czas i energię w ten projekt.

Jest Pan pewien, że było warto?

Oczywiście! Przez dwa lata dałem się poznać mieszkańcom województwa jako sprawny manager od szeroko pojętej kultury. Nie opłacało się to, ale było tego warte. Była to najlepsza wizytówka firmy i dowód, że potrafię łączyć tak różne obszary życia. Przy okazji zyskałem prestiż, sympatię mieszkańców Szczecina i woj. zachodniopomorskiego. W ciągu dwóch lat zorganizowałem 200 wydarzeń o charakterze kulturalnym. Poznałem wielu interesujących ludzi. Moje życie było przez to znacznie ciekawsze. 

Proszę opowiedzieć o najnowszym projekcie kulturalno-rozrywkowym – Piano Cafe – w Międzyzdrojach, z muzyką na żywo, koncertami fortepianowymi dla słuchaczy w parku, niczym w Żelazowej Woli.

Wdrażam tu nową formułę prowadzenia biura nieruchomości w ekskluzywnym otoczeniu piano baru, restauracji i galerii obrazów. Inicjuję nowy sposób kontaktu z klientem. To jedno z najbardziej spektakularnych miejsc nie tylko w województwie czy Polsce, ale i w Europie. Moje Piano Cafe to firmowy lokal, gdzie zamiast recepcjonistki, typowego gabinetu i sali konferencyjnej jest przestrzeń wypełniona obrazami z muzyką na żywo. Klienci przychodzą na lunch, kolację, lampkę wina, dobrego drinka, słuchają świetnie grających polskich i zagranicznych pianistów. W takiej atmosferze rozmawiają ze mną o inwestowaniu na rynku nieruchomości. To novum, które doskonale się sprawdza nie tylko jako formuła spotkań z polskimi klientami. Wiem, że mając takie warunki do rozmów, mogę z dumą zaprosić każdego zagranicznego inwestora. 

Porozmawiajmy o Pana podstawowym biznesie. BASZTA – nieruchomości zajmuje się sprzedażą nie tylko domów, mieszkań, ale przede wszystkim sprzedażą dużych nieruchomości – rezydencji, działek pod inwestycje, hoteli. Co się dziś najlepiej sprzedaje?

Nieruchomości dedykowane deweloperom. Ta koniunktura jest zarysowana na rynku jako długofalowy trend. Teraz dużo się dzieje na rynku nieruchomości. Ceny rezydencji i apartamentów na morzem i w górach coraz częściej osiągają pułap cen nieruchomości premium w Warszawie. Wiele osób kupuje je z myślą o inwestycji. 

Moja ostatnia transakcja dotyczyła największego akademika w Polsce i zazwyczaj sprzedaję nieruchomości przynoszące duże zyski. Wcześniej współpracowaliśmy z firmą Marvipol z Warszawy, a także firmą Dr Ireny Eris Wellness & Spa, której sprzedaliśmy 8,5 ha na ich kolejny ekskluzywny projekt kliniki i hotelu, tym razem nad morzem w Świnoujściu. Jednak jeśli traf do mnie klient, któremu zależy na sprzedaży kawalerki, to też go przyjmę i obsłużę, z czystego szacunku do kontrahentów. I gwarantuję: zaangażuję się tak, jak w każdą inną transakcję. Klienci wiedzą, że sprzedając cokolwiek, wiem o czym mówię, osobiście oglądam każdą nieruchomość. Taka jest moja dewiza. Dla mnie trudne i wymagające oferty wymagają tylko więcej pracy i kreatywności. Sukcesy i porażki odbieram tak samo, czyli jako równorzędnych oszustów, jednym można się zachłysnąć, drugim niepotrzebnie podłamać. Hartują mnie, wzmacniają na równi. Dysponuję odpowiednim kapitałem, a wciąż prowadzę firmę w sposób butikowy, zatrudniam rodzinę i przyjaciół. I mam zwyczaj, że po zakończeniu dużych transakcji świętuję to z bliskimi. Także klientów traktuję jak bliskich, którym oferując swój serwis, pomagam realizować marzenia albo rozwiązuję ich problemy.

Obecnie BASZTA – nieruchomości uczestniczy w sprzedaży ekskluzywnego hotelu tuż przy plaży w Darłowie i najznakomitszego hotelu w Bieszczadach. Wyceniono je, bagatela, jeden na 12,6 mln zł, drugi na 600 mln zł! Proszę zdradzić kilka szczegółów… Są już pierwsi klienci?

Hotel nad morzem jest z bezpośrednim wyjściem na plażę i możliwością rozbudowy. Może spokojnie stanowić docelowe miejsce na nadmorską rezydencję i gwarantuję, że takiej nad polskim morzem nie ma. Z kolei obiekt w górach zajmuje teren o pow. 100 hektarów. Tym transakcjom poświęcam obecnie całą energię. Właściciele zaufali mi całkowicie. Przygotowujemy obie inwestycje z myślą o dużych docelowych inwestorach (kapitał z krajów arabskich, skandynawski, niemiecki i chiński), jest już wstępne zainteresowanie, ale mamy jeszcze w planie szereg działań marketingowych. Budżet na to jest praktycznie nieograniczony, co pozwala na przykład zamieścić ogłoszenia na billboardach na krajowych i zagranicznych lotniskach.

A może warto inwestować nie tylko w Polsce, ale i za granicą? Jakie kierunki poleca Piotr Droński?

Miejsca, w których jestem. Dwanaście lat temu upatrzyłem sobie Dubaj i zawsze będzie on dla mnie jednym z najlepszych miejsc na inwestowanie pieniędzy. Tu człowiek przestaje używać takich przymiotników jak „niemożliwe” czy też „duży”. W Dubaju mamy jeden z najlepszych na świecie przykładów mądrego inwestowania i korzystania z zysków. Kolejne dobre miejsce to Seszele. Afrykańska Szwajcaria. Przestrzeń dla wymagających, idealne warunki do uprawiania turystyki żeglarskiej, kraj ekskluzywnych nieruchomości. I wreszcie Zanzibar. To Afryka z uśmiechem na twarzy. Zewsząd słychać „Hakuna matata”, czyli nie ma problemu i „pole, pole”, czyli spokojnie, spokojnie. To kraj, na który Polaków namawiam szczególnie. W cenie luksusowej nieruchomości 45 mkw. nad polskim morzem tutaj można kupić przepiękną działkę z dostępem do oceanu, z możliwością wybudowania inwestycji hotelarskiej. Raj na ziemi, w którym słowo „nuda” nie istnieje.

Podobno na oglądanie nieruchomości wozi Pan swoich klientów Rolls-Royce’m? A może w 2019 r., dla oszczędności czasu, będzie Pan ze swoimi klientami latał helikopterem…?

Całkiem możliwe. Zrobiłem niedawno kurs pilota śmigłowca, ale po tym wiem też, że nie będę siadał za sterem. Nie można prowadzić rozmów biznesowych, nie skupiając się na nich całkowicie. Z tych samych powodów nie można prowadzić helikoptera nie będąc w pełni skoncentrowanym na locie. Rzeczywiście, dzięki helikopterowi będę mógł w krótszym niż dotąd czasie pokazać wszystkie nieruchomości z mojej oferty. Poza tym helikopter jest mi potrzebny, bo patrząc na siebie z perspektywy moich klientów, myślę: takich pośredników jak ja są tysiące. Aby się wyróżnić na ich tle, musimy robić rzeczy, które dają nam prawo wyjść przed szereg. Dać klientom więcej, niż oczekują. Dać to, co najlepsze. Wówczas odwdzięczają się sowitą prowizją w poczuciu dobrze wydanych pieniędzy. 

A jeśli chodzi o Rolls Royce’a… to cóż, myślę, że sprawiam moim klientom dużo przyjemności, jesienią i zimą wożę ich limuzyną, a latem szybkim czerwonym Ferrari. Nawet pracując, czuję, że żyję. Nie dbam o oszczędności, wydaję i inwestuję na bieżąco wszystko, co zarabiam, żyję z dnia na dzień, nie martwię się o jutro, bo jutra po prostu może nie być.