Zaczęło się od marzeń… – Strefa Nieruchomości

Tekst opublikowany jako nagroda w konkursie Polskiego Forum Nieruchomości
Tekst: Iwona Kobaka Brus

Już jako nastolatka oglądałam amerykańskie programy z cyklu „przed i po”. Magiczne metamorfozy domów rozpalały wyobraźnię i chęć podążania podobną drogą w przyszłości. Niestety wiele materiałów i rozwiązań nie było wówczas osiągalnych w Polsce.

Praca w turystyce i podróże do ponad pięćdziesięciu krajów zaowocowały mnóstwem architektonicznych i wnętrzarskich inspiracji. Fascynowało mnie codzienne życie ludzi dalekich kultur – to, jak i gdzie mieszkają. Dzięki nawiązanym relacjom udało mi się gościć w indyjskich pałacach maharadżów czy w wykutych w skałach berberyjskich domach tunezyjskiej Matmaty. Zainspirowana historią Sławka Muturiego, chciałam spełniać marzenia i tak jak on – połączyć obie pasje – podróżowanie i nieruchomości. Wiedziałam, że mogą one dać mentalną wolność i pozwolić zwiedzać świat bez obaw o finanse i urlopy.

Fascynacja home stagingiem

Jak większość kobiet – uwielbiałam zmieniać, dekorować i urządzać… Oglądanie oryginalnych wnętrz zaowocowało eklektycznym przeplataniem się ze sobą kilku stylów. Lubię nowoczesny minimalizm, ale i nieprzemijalną klasykę. W aranżacjach inwestorskich bazuję na stylu industrialnym oraz skandynawskim – ciągle popularnym wśród Polaków. Duże znaczenie przywiązuję do zapachów i zabawy światłem. Wykorzystuję drewno oraz żywe kwiaty, nastrojowe świece i kolorowe poduchy, gdyż na bardziej zuchwałe pomysły nie pozwala moda i konkretne wymagania inwestorów.

„Flippowanie i fapowanie” w jednym, czyli strategia Wojciecha Orzechowskiego i Jakuba Midela

Po zbadaniu krakowskiego rynku i nawiązaniu pierwszych deweloperskich relacji obrałam strategię „flippa i flapa”. Jej głównym założeniem jest pozyskiwanie nowych kawalerek na wynajem z możliwością wydzielania osobnych sypialni, co znacząco podnosi wartość nieruchomości. Jak się okazało, patent małych mieszkań stał się złotym środkiem na ciężkie COVID-owe czasy. Moim targetem były flipy z prawem cesji i kreowanie nowoczesnych mieszkań na wynajem długoterminowy. Dzięki starannej selekcji i urządzaniu pod klienta korporacyjnego łatwiej jest minimalizować ryzyko niewypłacalności. Bywa, że umowę najmu podpisuje sama firma, która już w kontrakcie deklaruje zapewnienie właściwego lokum.

Dlaczego rynek pierwotny?

Sporym atutem rynku pierwotnego było większe bezpieczeństwo transakcji oraz możliwość prawa cesji. Nowocześnie zaprojektowane osiedla, zadbane trawniki i pachnące świeżością przestronne części wspólne sprawiły, że rynek pierwotny stał się dla mnie oczywistym wyborem. W nowych mieszkaniach pomija się też kłopotliwy etap usuwania gruzu, pieców i starych instalacji. Nie trzeba martwić się hałasem i wywozem odpadów, który oprócz problemu z sąsiadami generuje także dodatkowe koszty. Jak to jednak bywa, wielu rzeczy nie da się przewidzieć, czego przykładem może być moja niedawna historia.

Zdążyć przed COVID-em, czyli jak w sześć dni wykończyć dwa mieszkania na wynajem?

Był mglisty marcowy dzień, gdy w radio poinformowano o pierwszych przypadkach koronawirusa w Polsce. Jedni nim straszyli, drudzy go ignorowali, a w smogowym powietrzu wisiał jakiś srogi niepokój. Z powodu zawodowych zobowiązań w Polsce mogłam zostać jeszcze tylko tydzień – musiałam więc zdążyć przed zamknięciem granic. Intuicja mówiła, by się bardzo spieszyć. Nie przypuszczałam, że już wkrótce zostanie ogłoszony lockdown, który tak bardzo zachwieje całym rynkiem krakowskiego najmu. Mieszkania trzeba było zatem skończyć i wynająć jak najszybciej.

Problemy na budowie

Fachowcy weszli, gdy mury były jeszcze troszkę mokre. Inżynier dyskutował z kierownikiem o dopuszczalnym kącie nachylenia ścian i o liście zaznaczonych poprawek z protokołu. Ten spór trwał ponoć już od dwóch tygodni. Brak obiecanego prądu, zbyt mało miejsca dla kilku robotników jednocześnie, pomylone terminy dostaw oraz za duże kabiny prysznicowe to tylko niektóre problemy, z którymi przyszło mi się zmierzyć na początku. Nie było się co załamywać – trzeba było działać. Na pierwszy ogień miały pójść łazienki – równolegle z nimi malowanie, a potem montaż drzwi i podłóg. Na końcu miały wjechać kuchnie, balkony zaś czekały na przychylność aury.

Szczęście sprzyjało do czasu…

Wilgotne mury schły niestety dosyć wolno. Pan Czesiu – emerytowany malarz – zgodził się opóźnić malowanie. Zapytał, czy mogą z synem pracować nocami ze względu na dokuczającą mu bezsenność. Było to wręcz idealne – nie musieli sobie wchodzić w drogę z innymi fachowcami. Włączono też kaloryfery, a życzliwy pan Tadzio udostępnił pochłaniacze wilgoci, które pracowały wtedy na okrągło. W moim sercu w końcu pojawiła się nadzieja. Terminy dostaw były ustalone etapowo i co kilka godzin podjeżdżały auta z nowymi dostawami. Gdy w jednej łazience schła folia hydroizolacyjna, w drugiej były już kładzione płytki. Glazurnicy pracowali po 12 godzin – z gorączką oraz z objawami astmy. Zaraz po ich wyjściu – wchodzili malarze, rozpoczynając swoją nocną zmianę.

Jedenastu robotników pięciu narodowości równocześnie

Praca szła dość gładko do czasu, gdy montażysta kuchni stwierdził, że obie przywiezione lodówki są niestety za wysokie. Po ustaleniu innych modeli i nowej dostawy okazało się, że i te nie mieściły się pod blatem. Gdy wreszcie dojechały te właściwe, w mieszkaniach było sześć lodówek, a za chwilę miały przyjechać jeszcze łóżka i kolejne meble. Na ich skręcanie miejsca nie było już wcale. Wkrótce nadjechali montażyści i z wkrętarkami w rękach rozejrzeli się po zagraconych pomieszczeniach. Gdy już byłam bliska załamania, pojawił się sąsiad, który właśnie odebrał klucze od dużego, czteropokojowego mieszkania. Poprosiłam o udostępnienie jego czterech kątów do skręcania mebli. I tak w trzech mieszkaniach pracowało jedenastu robotników pięciu narodowości równocześnie.

Sztuka negocjacji, czyli przez kawę i pączki do końca remontu

Jedenastu wspaniałym szło nawet całkiem dobrze… do wybuchu pierwszego konfliktu. Nie znając ukraińskiego – kompletnie nie wiedziałam, o co chodzi. Presja czasu i duże zmęczenie robiły swoje. Ktoś próbował rozładować atmosferę kawałami, z których nikt się nie śmiał. Chcąc ratować sytuację, zaparzyłam mocną kawę i przyniosłam pączki. Podkreślając swą dozgonną wdzięczność, prosiłam, by wytrzymali ostatnie godziny tej mordęgi.

Szczęśliwy finał i międzynarodowa integracja na budowie

Nie mogąc uwierzyć, że chyba się udało – zamówiłam cztery wielkie pizze, a jeden z panów wyciągnął nawet wódeczkę… Wkrótce dołączył też przyszły najemca, który – jeśli wierzyć jego spontanicznym potrunkowym deklaracjom – także postanowił kupić mieszkanie… na szczęście pod Wrocławiem.

Iwona Kobaka Brus Inwestorka, fiperka, sourcerka, miłośniczka home stagingu… Specjalizuje się w małych deweloperskich mieszkaniach na wynajem dla klientów korporacyjnych i młodej kadry managerskiej. Zakochana w podróżach i w nieruchomościach. Krakowianka. Lubi bywać w pięknych miejscach, poznawać ciekawych ludzi oraz tworzyć wartościowe relacje.