Aneta Nagler (Nr 11 str. 81)
Rozmowa z Fryderykiem Karzełkiem odcisnęła się w mojej głowie i myślach bardzo intensywnie. W tej rozmowie, każda sekunda była dla mnie ważna. I powiem Wam, że gdy przeprowadzałam ten wywiad, to czułam, że we mnie samej następuje zmiana. I znów patrzę na wiele rzeczy inaczej. Rozmawialiśmy z Fryderykiem o samodyscyplinie. O szczęściu. O tym, jak ważne jest, aby wiedzieć, jaki jest nasz cel i misja w życiu. Dla kilku tysięcy osób, które oglądają go od 2,5 roku, dzień w dzień, każdego dnia o 5.55 jest mentorem i autorytetem. To ogromna jednak odpowiedzialność, gdy wpływamy na życie innych, gdy zmieniamy ich punkt widzenia. A częstokroć budzimy ich do życia, jak w filmie „Choć goni nas czas”, o którym rozmawiamy w trakcie tego wywiadu. Zapraszam Was w podróż do świata Fryderyka Karzełka i „Heksagonu Szczęścia”.
Aneta Nagler: Codziennie od ponad roku o symbolicznej godzinie 5.55 budzisz, motywujesz ludzi do działania. Mówisz, że to Twój ulubiony czas oraz nawyk – samodyscyplina, którą narzucasz sobie, żeby dawać ludziom wartość i zmieniać ich życie. Czy to jest właśnie Twoja misja, żeby prowokować innych do zmiany?
Fryderyk Karzełek: Muszę Ci powiedzieć, że od samego początku Klubu, czyli od 21 lipca 2018 r. codziennie od blisko 1000 dni jestem o godzinie 5.00 na nogach bez względu na to, czy to jest weekend, czy sylwester. Gdy człowiek się przyzwyczaja do pewnych nawet niekomfortowych sytuacji, to pokonuje swoje ograniczenia. Jak się wejdzie na mój fanpage, to codziennie o 5.55 jest tam transmisja i moi widzowie wiedzą, że mogą tam znaleźć coś inspirującego, coś ważnego. A gdy pytasz o moją misję, to opowiem Ci historię pewnej książki, która zmieniła moje życie.
A.N.: Zgadnę, że będzie o „Kawiarnii na końcu świata”…
F.K.: Tak. Ale nim opowiem o samej książce, nadmienię, że usłyszałem o niej, kiedy wędrowałem z Polski do Santiago de Compostela. I gdy po 3 miesiącach byłem we Francji, można powiedzieć na końcu świata, to spotkałem tam grupkę Niemców. Zacząłem sobie z nimi rozmawiać i okazało się, że oni wyruszyli do Hiszpanii właśnie zainspirowani tą książką. Opowiedzieli mi o tym, jak ta książka wpłynęła na ich życie i spowodowała, że jeden z nich zrezygnował z pracy, której nienawidził, i postanowił całkowicie zmienić wszystko z dnia na dzień. To mnie szalenie zainteresowało. Okazało się jednak, że ona nie występuje w formie audiobooka. Musisz wiedzieć, że ja idąc na tę wędrówkę mojego życia, każdego dnia nadawałem o 5.55. I pewnego dnia zapytałem moich Klubowiczów, czy znają tę pozycję. Pewna dziewczyna z Niemiec zaoferowała mi, że ona będzie mi ją czytać, nagrywać i wysyłać systematycznie. I tak oto będąc w drodze przez 555 km idąc w podróż moich marzeń, słuchałem „Kawiarnii na końcu świata”.
A.N.: Zainspirowała Cię filozofia i sens trzech pytań?
F.K.: Tak. Pierwsze pytanie brzmiało: dlaczego tu jesteś? Jak się później okazało, jest to pytanie o sens naszego życia. To się zresztą przewija w kolejnej książce „Wielka piątka”. Ja sobie wielokrotnie wcześniej zadawałem pytania o to, jaki mam cel, misję. I wiedziałem, że nie może to być przypadek. Dotarło do mnie, że to, co robię w klubie, to jest zwieńczenie moich prawie 30 lat życia – motywowanie innych do działania. I powiedziałem sobie… A to było jeszcze przed wyzwaniem, gdy kończyłem prowadzenie programu przez 555 dni. Powiedziałem wtedy, że w ostatni dzień tego wyzwania, przedłużę nasz Klub o tyle dni, ile przyjdzie osób rano na live’a.
A.N.: I tego dnia o godzinie 5.55 zalogowało się na Twój kanał aż 6602 osoby. Ludzie podjęli decyzję, że codziennie przez kolejnych 18 lat będziesz dalej wyznaczał ich drogę życia.
F.K.: Na to wygląda. Zatem pomyślałem sobie, że skoro 6602 osoby chcą, żebym robił to dalej, no to tak będzie I to jest w tej chwili mój tzw. sens istnienia. Ja przywiązuję do tego ogromną wagę, żeby codziennie rano dać ludziom odrobinę inspiracji, dobrych myśli. Moją misją jest sprawianie, żeby ludzie się budzili w swoim życiu, co ja nazywam przełomem albo przebudzeniem. To jest taki moment w naszym życiu, kiedy niemożliwe staje się możliwe. Ja uwielbiam to określenie. Przeżyłem TO przebudzenie po raz pierwszy i właściwy 30 lat temu. Od tego momentu w zasadzie zmieniło się wszystko. Wszedłem na ścieżkę
bardzo mocnego rozwoju. Ale potrzebowałem na to aż 28 lat, żeby znaleźć to właściwe swoje miejsce, wędrując do Santiago de Compostela, przez 555 godzin marszu, co dla mnie było swoistym znakiem i przeznaczeniem.
A.N.: Nawiązując jeszcze do książki „Kawiarnia na końcu świata” ostatnio na nowo odkryłam moc pytania: „Gdzie się wybierałeś, zanim do nas wstąpiłeś?”. I tak sobie myślę, że ta książka, mimo swej lekkiej formy – takiej biblijnej przypowieści, daje głębię, o której Ty często wspominasz w Klubie 555.
F.K.: Nie wiem, czy wiesz, ale jestem mocno pod wpływem pewnego filmu –„Choć goni nas czas”. To jest film z Morganem Freeman i Jackiem Nicholsonem. Otóż ten film pokazuje prawdziwą głębię i prawdę o nas samych, że to życie mamy tylko jedno i że warto je przeżyć, tak, jak my sami chcemy. W związku z tym, ja w pewnym momencie zdałem sobie sprawę z tego, że nie chcę na końcu mojej drogi poczuć, że moje życie mogło wyglądać inaczej, a ja tego nie zrobiłem.
A.N.: Ten film pokazuje ogromną prawdę. Kiedy dwóch chorych i początkowo obcych sobie ludzi staje się przyjaciółmi. I ten moment, gdy obaj dostrzegają, że tak naprawdę nie przeżyli swojego życia, tak jak chcieli, że zatracili tak wiele bardzo cennych sytuacji i możliwości, aby być szczęśliwymi. I to jest takie piękne, że oni dopiero tę podróż swojego życia zaczynają w miejscu chyba najmniej odpowiednim. W szpitalu, na końcu swojej drogi życiowej.
F.K.: Każdy z nas powinien zadać sobie to pytanie, a co jeżeli na koniec twojego życia ktoś ci pokaże życie, jakie mogłeś mieć, a nie zrobiłeś tego, bo ci się nie chciało. Jestem zwolennikiem znalezienia tego swojego arcydzieła w życiu. I nie chodzi wcale o to, żeby być kolejnym Stevem Jobsem, Jackiem Nicholsonem albo kimś absolutnie wyjątkowym, tylko żeby znaleźć odpowiedź na pytanie „dlaczego tutaj jestem?” A gdy w tym filmie Morgan Freeman, stojąc na szczycie piramidy Cheopsa, mówi do Jacka Nicholsona, że starożytni Egipcjanie wierzyli w to, że zostaną im zadane dwa pytania, czyli czy byłeś w życiu szczęśliwy
i czy twoje życie dawało szczęście innym ludziom, to sobie myślę, że o to chodzi. Aby się odrodzić, żyć pełnią i spełniać swoje marzenia.
A.N.: Ty je spełniłeś wędrując do Santiago de Compostela. I nawet wtedy o 5.55 łączyłeś się ze swoją społecznością każdego dnia przez 3 m-ce, co było dla mnie zadziwiające. Fryderyku, czy Tobie się chciało…..
F.K.: Chcesz znać odpowiedź na to pytanie? Nie chciało mi się.
A.N.: To dlaczego to zrobiłeś?
F.K.: Bo chciałem.
A.N.: Mimo, że było ciężko i każdego dnia walczyłeś z trudem, to tępiłeś w sobie chochlika, który szeptał, po co Ci ten pot, zmęczenie, odciski.
F.K.: Widzisz różnicę. Emocjonalnie mi się nie chciało, ale racjonalnie ja chciałem. Moja część emocjonalna krzyczała z rozpaczy każdego dnia. Jak ja dochodziłem po 30 km do celu i musiałem usiąść i wymyślić jeszcze, co chcę powiedzieć, napisać zapowiedź, to oczywiście, że mi się nie chciało. A rano, jak budzik mi dzwonił, to tym bardziej mi się nie chciało. Ale ja chciałem, bo ja rozumiałem, jak jest to ważne dla wielu ludzi. Ten aspekt samodyscypliny propaguję w Klubie 555 oraz w „Heksagonie Szczęścia”.
A.N.: Chciałam Cię zapytać właśnie o heksagon, o te 6 obszarów naszego życia, które jeżeli działają w harmonii, to pozwalają nam być spełnionymi.
F.K.: Tak. Mało kto sobie zdaje sprawę z tego, że to są pewnego rodzaju wartości podstawowe, które decydują o naszym poczuciu szczęścia i spełnienia w życiu. To jest jedno z pytań w „Kawiarni na końcu świata” – czy czujesz się osobą spełnioną? Zauważyłem na pewnym etapie, kiedy już stworzyłem heksagon, że jeżeli gdzieś mi w którymś z tych obszarów nie grało, to ja się nie czułem szczęśliwy. I bardzo często jest tak, że któryś element heksagonu szwankuje, to czujesz dyskomfort i brak pełni. Gdy zdrowie mi szwankowało, gdy relacje nie były na właściwym poziomie. Albo jak brakowało na coś pieniędzy. Nawet gdy nie czujesz satysfakcji z pracy. Wtedy przestajemy się czuć tak naprawdę szczęśliwi, możemy być co najwyżej zadowoleni. Szczęście jest wtedy, kiedy jest pełnia tego wszystkiego.
A.N.: Jak Cię ostatnio słuchałam, to zapadł mi w głowie taki moment, kiedy powoływałeś się na cytat z Iana Browna, że jeżeli dźwigamy nasze trumny pełne martwych chwil i się zadręczamy, to gdzieś tam cały czas jesteśmy nieszczęśliwi. To też jest taki bardzo ważny temat dla mnie – aby te emocje i różne przeżycia, czasem bardzo trudne, nie ściągały mnie w dół. I te słowa zapadły mi głęboko w pamięć. Jak mówił Napoleon Hill najważniejszą i najcenniejszą wartością naszego życia jest dążenie do tego, aby być szczęśliwym. Mimo wszystko i mimo wszelkich przeciwności.
F.K.: Cel sam w sobie.
A.N.: Fryderyku, a co widzisz każdego dnia w lustrze, patrząc na siebie? Spełnienie, sukces, motywację, szczęście?
F.K.: Widzę człowieka zaangażowanego, który każdego dnia zadaje sobie pytania: „Co mogę jeszcze zrobić, żeby stać się odrobinę lepszym?”. Człowieka, który docenia powtarzalność kropli drążącej skałę, że ewolucja jest dużo lepszym zjawiskiem niż rewolucja. Aczkolwiek rewolucja czasami też jest niezbędna, żeby się na przykład obudzić. Widzę człowieka, który czuje się szczęśliwy, spełniony, bo znalazł odpowiedź na pytanie, co jest sensem jego istnienia. Widzę człowieka, który ma mnóstwo marzeń do spełnienia i liczy po cichu na to, że zostanie wynaleziony eliksir wydłużający życie.
A.N.: Myślę, że Ty przez te kolejnych 18 lat w Klubie 555 będziesz miał tyle cennych myśli do przekazania, że życie wielu ludzi stanie się na nowo czystą kartą do zapisania, którą Ty im pomożesz zapełnić.
F.K.: Powiem tylko tyle, że ja przeczytałem jakieś 10 lat temu, że naukowcy potrzebują 30 lat, żeby taki eliksir wynaleźć. Przeczytałem to w jakiejś naukowej gazecie. Zostało więc jeszcze 20 lat. Jestem dobrej myśli. Trzeba tak myśleć
A.N.: Cudowne! Bardzo Ci tego życzę i dziękuję za tą cudowną rozmowę.