Wywiad z Danutą
Prochalską – Liderką WIWN®
na Śląsk przeprowadziła Aneta Nagler
Zdjęcia z inwestycji: Danuta i Grzegorz Prochalscy
Aneta Nagler: Podczas prezentacji na Maratonie WIWN® powiedziałaś, że kiedyś uczyłaś w szkole. W którym momencie podjęłaś decyzję, że chcesz wejść w rynek nieruchomości?
Danuta Prochalska: Pracowałam przez kilka lat w szkole jako nauczyciel języka polskiego. Ta praca dawała mi wiele satysfakcji, szczególnie możliwość kształtowania młodych ludzi i rozwijania w nich ich najlepszych cech. W końcu postanowiłam, że zostanę dyrektorem szkoły i stworzę nowoczesną placówkę, przede wszystkim nastawioną na wszechstronny rozwój wychowanków otwartych na myślenie i poszukiwania. Wystartowałam w konkursie na dyrektora w nadziei na rzetelną ocenę moich kompetencji i mojej wizji szkoły. (I tu Robert Kiyosaki złapałby się za głowę, bo niby jak urzędnicy, wg RK niegdyś czwórkowi uczniowie, w dorosłości osoby wyspecjalizowane w myśleniu schematami, mieliby dokonać takiej oceny…) No i tak się nie stało. Ostatecznie przekonałam się, że polska szkoła stoi na głowie, a próby zmian z mojej strony to był zmarnowany czas.
A.N.: Rozumiem, że poczułaś bunt…
D.P.: Muszę przyznać, że bardzo solidnie przygotowywałam się do tej roli. Musiałam skończyć odpowiednie szkolenie, poznać bardzo dokładnie prawo oświatowe, więc ta sytuacja wywołała u mnie sporą irytację. I to ona była takim katalizatorem zmian. Przekonałam się, że walczę z systemem, który jest niereformowalny, chociaż reformowany jest non stop przez tzw. fachowców wyłanianych w tzw. konkursach. Jeśli pytasz, czy byłam zła, to odpowiem, że tak, ale ta złość szybko przekuła się w dużą energię do działania. I mówię o tym wszystkim dlatego, że na początku ważnych zmian może przyjść wielkie rozczarowanie, więc nie ma sensu siadać i płakać, gdy życie od czasu do czasu rozczarowuje. Tymczasem już od lat przyglądałam się rynkowi nieruchomości. Lata temu wymyśliłam, że może by tak kupić mieszkanie, wyremontować i sprzedać z zyskiem. Usłyszałam wtedy: „Nikt tego nie robi. To się nie może udać. Gdyby to było możliwe, wszyscy by to robili. To jest zbyt proste”. No i co zrobiłam? Nie znalazłam w sobie siły, żeby zaufać sobie. Wycofałam się. Potem Grzegorz, mój mąż, odkrył Wojtka Orzechowskiego i jego Warsztaty WIWN®. Okazało się, że można to robić, że to się może udać i to się nazywa flippowaniem i że wszyscy flippują. I w końcu, że to jest proste. W listopadzie 2018 roku zostałam flipperką. AN: Czyli potrzebowałaś takiego impulsu, żeby zobaczyć, że faktycznie można na tym nie tylko zarobić, ale też może być pasją. A Wasza droga inwestycyjna zaczęła się od obejrzenia filmu na YT z Wojtkiem?
D.P.: Tak. Zobaczyliśmy Wojtka w social mediach. Najpierw zafascynował nas Sławek Muturi, który bardzo ciekawie opowiadał o swojej wolności fnansowej. Tylko brakowało mi tej informacji, jak zdobyć tyle pieniędzy, aby kupić te wszystkie nieruchomości. Idea Wojtka była inna. Mówił, że nie ma sensu brać kredytów, aby kupować kolejne kawalerki, bo w ten sposób do tej wolności będzie się dochodziło bardzo powoli. Najlepszym pomysłem jest flippowanie poprzez wykorzystanie dźwigni finansowej. Ustaliliśmy, że Grzesiek pojedzie na szkolenie – Warsztaty WIWN®. Ja w tym czasie korzystałam z wszystkich materiałów w trybie online.
A.N.: Wtedy pracowałaś jeszcze w szkole?
D.P.: Tak. Jeszcze się tak bardzo nie angażowałam w nieruchomości. I przypomniało mi się to, co sobie myślałam 10-15 lat wcześniej. Okazało się, że to wszystko jest możliwe. Wojtek daje nie tylko wiedzę, ale i motywuje. Na bazie mojej porażki dyrektorskiej i rozczarowania tym systemem, postanowiłam, że zaangażuję się w nieruchomości na 100 procent.
A.N.: Sądzę, że to nie była Twoja porażka. Nie mogłaś wyważyć zabetonowanych drzwi.
D.P.: Pewnie tak. Ale w tamtym czasie byłam naprawdę wściekła. Poszłam na urlop bezpłatny i pożegnałam się ze szkołą. Od tego czasu zaczęłam flippować. Do tej pory robiliśmy wszystko razem, chociaż więcej pracy spoczywało na barkach Grześka. Odciążenie jego w wielu obszarach i sukcesywne przenoszenie obowiązków flippera i lidera WIWN® na mnie było bardzo dobrą decyzją. Dziś Grzegorz prowadzi firmę w branży informatycznej i – zwłaszcza w czasie zawirowań gospodarczych – daje nam to ogromne poczucie stabilizacji finansowej.
A.N.: Opowiedz proszę, jak dzielicie się rolami przy inwestowaniu. Kto za co odpowiada w Waszym procesie inwestycyjnym?
D.P.: Staram się przejmować coraz więcej rzeczy. Docelowo Grzegorz będzie brał udział tylko w decyzjach strategicznych przy zakupie nieruchomości oraz pilnował rocznego planu finansowego. Biorąc pod uwagę proces samego flippa: ja rozpoznaję rynek, staram się codziennie przejrzeć wszystkie ogłoszenia. Potem decydujemy wspólnie o tym, co kupujemy, na jakim osiedlu, w jakiej cenie. Ja znajduję inwestora, kiedy działamy w systemie 50/50. Później dochodzi kwestia projektu, wizualizacji. Niestety nie udało mi się trafić na takiego architekta, który w pełni by mnie zadowolił. Zawsze pojawiała się jakaś techniczna wpadka albo coś nie do końca pasowało do mojej żelaznej zasady: projekt ma się podobać jak najszerszej grupie, ale nie może być nudny. Spędzałam na dogrywaniu szczegółów z architektami tyle czasu, że koniec końców 2 ostatnie mieszkania zaprojektowaliśmy sami i te mieszkania najbardziej się podobały. Ja również zajmuję się sprzedażą mieszkań.
A.N.: Odkryłaś swoją kolejną umiejętność. Będziesz już teraz zajmowała się projektowaniem mieszkań?
D.P.: Zdecydowanie. Bardzo mnie wciąga projektowanie, a potem sam home staging. Dla mnie każde mieszkanie jest jakimś takim aktem twórczym. Poza tym łazienki i kuchnie sprzedają mieszkanie. Jak projektuję, to jeżdżę, oglądam różne łazienki na żywo, odwiedzam showroomy, wystawy, targi i tam szukam natchnienia. Szukam w Internecie obrazów, fotografii, grafik, które drukuję i wykorzystuję do aranżacji. One muszą idealnie pasować do całego wnętrza pod względem koloru i formy. Home staging to u mnie praca etapami. Po każdym etapie robię zdjęcia, oglądam wnętrza na monitorze i decyduję o zmianach. Jak w danym miejscu potrzebny jest złoty wazon, a nie czarny, przemalowuję go sprayem w kilka minut. Znowu robię zdjęcia, oglądam… I tak w kółko aż do momentu, kiedy gra każdy szczegół. I to już jest zabawa w kreowanie fajnej przestrzeni, w której ktoś się będzie dobrze czuł.
A.N.: Sądzę, że jeżeli Ty wkładasz w każde mieszkanie tak dużo zaangażowania, to klient też to odczuwa. Powiedz, co jest najważniejsze w biznesie nieruchomościowym?
D.P.: Nie ukrywam, że kluczowe są pieniądze. Nie będę opowiadać, że mam tylko przyjemność z projektowania i nie interesuje mnie, czy na tym zarabiam, czy nie… Wszystko przeliczam i kalkuluję. Twardo negocjuję z dostawcami, z którymi bezpośrednio współpracuję. Staram się pilnować budżetu. Nie wpadam w twórczy szał i nie robię mieszkania, na którym zarobi się tylko 10 tys. zł. To zysk jest motorem i napędem do działania, zabawa jest przy okazji. Drugi kluczowy element – to relacje z ludźmi. Bez tego nie ma biznesu w żadnej branży.
A.N.: Powiedziałaś w styczniu podczas Maratonu WIWN® o sile kobiet w nawiązywaniu relacji.
D.P.: Tak. Jeżeli chodzi o pozyskiwanie nieruchomości, to bardzo dbam o relacje z pośrednikami i deweloperami w Katowicach. Spotykamy się np. podczas biznesowych śniadań poświęconych tematyce nieruchomości. Staram się więc tam pojawiać, kiedy tylko mogę, ponieważ podczas spotkań pojawiają się zarówno deweloperzy, jak i pośrednicy, którzy później sprzedają moje mieszkania. Te relacje z pośrednikami są kluczowe. Dzwonimy do siebie, rozmawiamy o sytuacji, co sprzedają, czego nie sprzedają, o co pytają klienci. To jest najlepsze rozeznanie rynku, ponieważ oni badają rynek codziennie. Druga grupa to deweloperzy, z którymi pracuję. Nigdy nie jest tak, że wchodzę z ulicy i mówię: „Dzień dobry, chciałabym kupić mieszkanie w systemie 10/90”. Zawsze przyjeżdżam, rozmawiam, buduję relację. Teraz tego ludzie nie rozumieją, ale lata temu w ogóle nie wchodziło się do urzędu czy spółdzielni bez jakiejś drobnostki w zanadrzu jako dowodu sympatii. Na przykład przyniesienie czekoladek – to jest przecież zupełnie niezobowiązujące, a zostawia po naszej wizycie miłe wspomnienie. Z miłych o nas wspomnień budujemy ważne relacje.
A.N.: Skupiłaś się aktualnie na rynku pierwotnym. Jakie są atuty tego rynku, że zdecydowałaś się iść bardziej w tym kierunku?
D.P.: Największym atutem jest to, że planujesz sobie cały rok inwestycyjny. Dla mnie kluczowy jest podział zakupu mieszkania w systemie 10/90. Kolejna kwestia to zapewnienie mojej ekipie remontowej płynnego przejścia z jednej inwestycji na drugą. Tak aby nie miała przestojów, bo jak sama wiesz, ekipa jest podstawą.
A.N.: Podział 10/90 to jest świetna strategia, natomiast wg mnie trudna w realizacji. W którym momencie wpłacasz 90 proc. pozostałej wartości mieszkania?
D.P.: W momencie odebrania kluczy. Aczkolwiek bywa tak, że jest jakiś poślizg z mojej strony. Przychodzę wtedy i mówię z uśmiechem na ustach: „200 tys. wpłacę za miesiąc”. Zawsze dostaję odpowiedź: „Dobrze, Pani Danuto, nie ma żadnego problemu”. Na koniec zawsze przychodzę podziękować za udaną współpracę na danej inwestycji, np. z jakimś koszem podarunkowym. Wdzięczność! Kiedyś to był element dobrego wychowania, dzisiaj uczą tego na warsztatach relacji.
A.N.: Bardzo fajny gest, taki kobiecy. Co Ty sądzisz o roli i miejscu kobiet w męskim świecie nieruchomości? Znam dużo prężnie działających inwestorek, ale nie widać ich na scenach branżowych konferencji.
D.P.: Masz rację. Inwestorek wcale nie jest mało. Podczas Maratonu WIWN® mówiłam o różnicach w biznesie między kobietami a mężczyznami. Panowie mają taką naturalną potrzebę rywalizacji, pokazania, kto więcej osiągnął i kto więcej potraf. Stąd chętniej mówią o swoich sukcesach, o tym, co im się udało osiągnąć.
A.N.: Zastanawiałam się: skąd opór przed występowaniem u kobiet?
D.P.: My również odnosimy sukcesy na polu nieruchomości. I nie są one wcale małe. Ale nie wszystkie mamy potrzebę, aby się tym chwalić i o tym opowiadać. I czujemy się troszeczkę skonfundowane, jak mamy wystąpić. Chociaż sądzę, że strach i stres przed wystąpieniami publicznymi jest niezależny od płci. Ludzie po prostu obawiają się wystąpień publicznych.
A.N.: A co Ty czułaś, stając przed tysiącem ludzi podczas styczniowego Maratonu WIWN®?
D.P.: Pamiętam, jak zadzwonił do mnie Wojtek Orzechowski. I jak to Wojtek, zapytał: „Chcesz wystąpić na Maratonie? Bo nam kobiet brakuje”. 🙂 Na początku był stres, ale jedno wiem na pewno: szans się nie odrzuca, jeśli życie coś daje, trzeba brać. Przypomniałam sobie, że w szkole sprawdzałam się podczas wystąpień. I powiedziałam sobie: „Raz kozie śmierć”. Oczywiście im więcej osób miało być na Maratonie, tym strach był większy. Ale był to taki przełomowy moment, kiedy się przekonałam, że może nie zrobiłam 200 flipów, ale ludzie i tak chcą mnie słuchać.
A.N.: Jesteś bardzo dobrym mówcą. Świetnie byś się spełniła jako coach i motywatorka dla kobiet.
D.P.: Powiem Ci, że coraz więcej osób mi o tym mówi. Być może faktycznie będę musiała się pochylić nad tym darem i pomyśleć o tym.
A.N.: Mam takie spostrzeżenie, że na Śląsku jest wiele kobiet o cechach przywódczych. Myślisz, że to przypadek czy faktyczne predyspozycje uwarunkowane kulturowo?
D.P.: Gdy tylko powstał przemysł górniczy, śląskie kobiety przejęły wszystkie role związane z organizacją życia rodzinnego, ponieważ mężczyźni pracowali 12 godzin i nie mogli być za nic innego odpowiedzialni. Często bywało tak, że na powierzchnię już nie wracali. Kobiety zostawały wówczas same. Prowadziły dom i znajdowały pracę w hutach i kopalniach, gdzie były chętnie zatrudniane, bo były tańszą od męskiej siłą roboczą. A kiedy życie nie pieści, nie ma miejsca na słabość, trzeba siły, odporności i dobrej organizacji. Być może coś z tego zostało nam po naszych babkach.
A.N.: Danusiu, dziękuję za tę motywującą rozmowę.