Fotorelacja z toru wyścigowego Ferrari. – Strefa Nieruchomości

Tekst i zdjęcia: Wojtek Orzechowski

Przepiękna wyprawa, zapierające dech w piersiach widoki,
doskonałe maszyny i przecudowne doznania.

Tak można jednym słowem ująć naszą wycieczkę na tor wyścigowy pod Paryżem w celu testowania samochodów marki Ferrari. W tym miejscu pragniemy podziękować Maserati Pietrzak Katowice za zaproszenie naszej ekipy. Do Paryża przylatujemy późnym wieczorem w środę i już zaczynamy zwiedzanie tego cudownego miasta.

[betteroffer]

TO TYLKO FRAGMENT ARTYKUŁU.
ABY WYKUPIĆ DOSTĘP DO CAŁOŚCI, KLIKNIJ W PRZYCISK KUP TERAZ.

[/betteroffer]

[betterpay amount=”1.00″ button=”http://www.strefanieruchomosci.info/wp-content/uploads/2019/01/kup-teraz.png” validity=”0″ validity_unit=”d” ids=””]

We czwartek rano zbieramy się w pałacu… jemy razem śniadanko, szybkie szkolenie i już podziwiamy jedne z najszybszych i najbardziej pożądanych maszyn świata.
O godzinie 10.00 każdy z nas dosiada swojego szybkiego rumaka i ruszamy kawalkadą zwiedzając miejscowości pod Paryżem.

Mnie przypada Ferrari 812 Superfast – piekielnie mocna maszyna z silnikiem, który zapiera dech ….. Pod maską znajdziemy wolnossący silnik 6.5 V12 , czyli 800 KM. Silnik współpracuje z 7-stopniową, dwusprzęgłową skrzynią automatyczną. Ferrari 812 Superfast do 100 m/h przyspiesza tylko… w 2,9 s, natomiast jego prędkość maksymalna wynosi 340 km/h.

Każde dodanie gazu wbija w fotel. Największe wrażenie wywołuje nie tylko prędkość, której na razie nie możemy doświadczyć, ale przede wszystkim przyspieszenie od zera do 100 km robi niesamowite wrażenie. Ręce drętwieją a po plecach całym stadem suną ciarki.

Testujemy jeszcze dwa auta: Ferrari 488 GTB oraz Ferrari GTC4Lusso

Pierwsza maszyna to Ferrari 488 GTB – posiada 8-cylindrowy, wspomagany 2 turbosprężarkami silnik o pojemności „zaledwie” 3,9 litra i mocy 670 KM. Dzięki temu 488 GTB „katapultuje się” do 100 km/h w 3 sekundy, a osiągniecie 200 km/h zajmuje mu 8,3 sekundy. Robi wrażenie!!

Drugi model – Ferrari GTC4 Lusso to czteromiejscowe GT produkowane pod marką Ferrari od 2016 roku, które podobnie jak swój poprzednik – FF jest 2-drzwiowym, 4-miejscowym coupe z napędem na cztery koła oraz 6,3-litrowym silnikiem V12. Ten model otrzymał wzmocniony z 600 do 690 KM silnik
V12 bez doładowania, odświeżone wnętrze z nowoczesnymi wyświetlaczami i jeszcze lepszą aranżację kabiny. Zmieniono też wygląd tylnej części nadwozia i teraz podwójnymi światłami bardziej nawiązuje do klasycznych modeli marki – 308, 355, a nawet do Ferrari 456, swojego nieodległego przodka w linii luksusowych GT z nadwoziem 2+2. I jest w nim tyle miejsca, że jakby się uprzeć, to po złożeniu podłokietnika między siedzeniami można w nim włożyć narty.

Po dwóch godzinach zatrzymujemy się na polu golfowym, gdzie raczymy się miejscową kawą i wymieniamy wrażenia z pierwszych testów.
Po obiedzie jedziemy na tor

Położenie toru w Paryżu jest wyjątkowe. Tor o długości 1920 metrów zlokalizowany jest wokół monumentalnego Kościoła Inwalidów, w którym znajduje się grób Napoleona Bonaparte. Niedaleko stąd do Wieży Eifel’a, do Alei Champs-Élysées i do Sekwany. To prawdziwe serce francuskiej stolicy.

I to tyle z toru. Na drugi dzień zwiedzamy piękny Paryż,
ale to w kolejnej mojej fotorelacji.

[/betterpay]

Fotorelacja z wypadu na wyspy Południowego Pacyfku – Strefa Nieruchomości

Tekst i zdjęcia: Sławek Muturi

Choć odwiedziłem każdy – bez wyjątku – ze Ϻ9Ͼ niepodległych krajów cieszących się członkostwem w ONZ, przy czym wiele z nich wielokrotnie, to rzadko pisze o swoich podróżach. Jest to tak naprawde moja pierwsza medialna relacja z podróży. Zamiast czytać o podróżach, wole po prostu podróżować i sadziłem, że inni też tak wola. Jednak poproszony przez redakcję „Strefy Nieruchomości” o relacje z mojego niedawno zakończonego ϻ-miesięcznego wypadu w rejon wysp Południowego Pacyfiku, nie odmówiłem.

[betteroffer]

TO TYLKO FRAGMENT ARTYKUŁU.
ABY WYKUPIĆ DOSTĘP DO CAŁOŚCI, KLIKNIJ W PRZYCISK KUP TERAZ.

[/betteroffer]

[betterpay amount=”1.00″ button=”http://www.strefanieruchomosci.info/wp-content/uploads/2019/01/kup-teraz.png” validity=”0″ validity_unit=”d” ids=””]

Inwestować w nieruchomości można albo po to, by się wzbogacić (tanio kupić i drogo sprzedać), albo po to, by osiągnąć wolność finansową (tanio kupić, by potem wynająć i do końca życia cieszyć się z wpływów pasywnej gotówki na konto). Dzięki temu, że moje comiesięczne wpływy z najmu przewyższyły koszty utrzymania standardu życia, do którego się przyzwyczaiłem, to w maju 2009 r. osiągnąłem pełnię wolności finansowej, a od kilku lat spędzam średnio 10 miesięcy w roku
w podróżach po świecie. Was także zachęcam do takiego stylu życia i stąd moja zgoda na niniejszą relację

Czym się różni Mikronezja od Polinezji?

Wyspy Południowego Pacyfiku leżą na antypodach. Oznacza to, że dalej jest już trudno z Polski gdzieś pojechać. Składają się z Mikronezji (m.in.: Palau, Guam, Federalne Stany Mikronezji, Wyspy Marshalla, Kiribati, Nauru), Melanezji (m.in.: Papua-Nowa Gwinea, Wyspy Salomona, Vanuatu, Fidżi, Nowa Kaledonia) oraz Polinezji (m.in.: Samoa, Tonga, Polinezja Francuska, Wyspa Wielkanocna, Hawaje). Mikronezyjczycy są nieco podobni do Azjatów, mają lekko skośne oczy,
a kraje to w większości atole, czyli małe, wąskie, nisko leżące kawałki ziemi, tworzące duży okręg wokół dawnego krateru wulkanu. W środku owego okręgu lub półokręgu znajduje się laguna.

Melanezyjczycy mają ciemny odcień skóry, kręcone włosy (czasami w kolorze blond, co mocno kontrastuje z ich naturalną opalenizną) i nieco afrykańskie rysy. Ich wyspy są relatywnie duże (choć większość trudna do odnalezienia na polskich mapach) i zwykle mają dość wysokie góry. Polinezyjczycy mają jasną karnację
i podobnie jak Mikronezyjczycy kruczoczarne, długie, proste włosy. To, co ich różni, to nieco bardziej zaokrąglone oczy i bardzo puszyste figury ciała.
Są w większości potężnie zbudowani.

Mówi się tu różnymi językami, i to nawet w obrębie jednego kraju. Dla przykładu Federalne Stany Mikronezji składają się z czterech w dużym stopniu niezależnych stanów – Yap, Chuuk, Pohnpei i Kosrae – i mieszkańcy owych wysp nie są w stanie się ze sobą dogadać w języku innym niż angielski. Nawet proste zwroty typu „dzień dobry” czy „dziękuję” brzmią zupełnie niepodobnie.

Około 10 milionów mieszkańców Papui-Nowej Gwinei (to 2–3 razy więcej niż łączna populacja pozostałych 11 odwiedzonych przeze mnie krajów tego regionu) posługuje się ponad 800 (!) językami. Ich lingua franca to tok pisin, czyli kreolska mieszanka angielskiego, niemieckiego (Papua była kiedyś kolonią niemiecką) oraz lokalnych języków plemiennych.

O tym,że wszędzie jest gorąco (ok. 30°C), bo część wysp leży poniżej, a cześć powyżej równika, pisać nie będę. Ani o tym,że wszędzie są piękne plaże, zatoki, że na atolach często się jedzie lub idzie drogą i po jednej stronie widzi ocean, a po drugiej wody laguny. Ani o tym, że rosną malownicze palmy i drzewa kwitnące pięknymi i ładnie pachnącymi kwiatami. Ani o tym, że ludzie są bardzo serdeczni i bardzo gościnni i często, gdy szedłem sobie wzdłuż wyspy, bo chciałem pospacerować, to sami się zatrzymywali, by mnie podwieźć lub zapraszali, bym sobie poleżał na ich hamakach. Ani o tym, że czas tam płynie zdecydowanie wolniej i mniej stresowo (również przez to, że rzadko można tam spotkać sprawnie działający internet). Nie będę o tym pisał, bo są to oczywiste oczywistości. Wyspy Południowego Pacyfiku są po prostu rajskie!

KOLONIALNA PRZESZŁOŚĆ

Na szczęście prawie wszędzie można się swobodnie dogadać po angielsku. Ciekawostką było dla mnie to, że mieszkańcy Vanuatu (była kolonia francuska) zagadywani przeze mnie po francusku woleli odpowiadać mi po angielsku. Niektórzy wręcz nie znają francuskiego – widać, że język ten jest teraz w wyraźnym odwrocie.

Współczesna historia tych krajów to przede wszystkim historia podbojów kolonialnych – brytyjskich, francuskich (do dziś, w listopadzie 2018 r. na Nowej Kaledonii odbyło się referendum niepodległościowe, a wiele innych wysp to nadal terytoria zamorskie Francji), niemieckich (m.in. Papua, Wyspy Marshalla, Mikronezja, a także Nauru do I wojny światowej). Japończycy zajęli wiele wysp w okresie II wojny światowej. Amerykanie do dziś mają w tym regionie wiele terytoriów zależnych (np. Guam czy Mariany Północne), a trzy niezależne kraje – Palau, Mikronezja oraz Wyspy Marshalla – są z USA zrzeszone w tzw. Compact of Free Association. Amerykanie zapewniają ochronę militarną, usługi transportowe (linia lotnicza United), a także swobodny dostęp do amerykańskiego rynku pracy, usług ochrony zdrowia itp. W tych trzech krajach w obiegu są dolary amerykańskie, a na Kiribati oraz Nauru – australijskie. Wyspy Salomona, Fidżi oraz Tonga posiadają własne waluty, ale i tak na monetach widnieje wizerunek angielskiej królowej. Policja na Wyspach Salomona nazywa się RSIPF – Royal Solomon Islands Police Force (w Papui – dość podobnie), a głową państwa nie jest prezydent lub premier, tylko gubernator generalny. Choć wybierany jest przez lokalne parlamenty, to jednak sprawuje władzę w imieniu królowej Elżbiety II.

CASE NAURU

Z pewnością znacie historię pucybuta, który stał się milionerem tylko po to, by za jakiś czas wszystko stracić i znów stać się pucybutem. Jest to też historia wielu szczęśliwców, którym przytrafiła się kumulacja w totka. Żyli skromnie i nagle spadły na nich – zupełnie znienacka – ogromne pieniądze. Zaczęli wydawać na lewo i prawo, ale ponieważ nie byli mentalnie ani psychicznie gotowi na zarządzanie takimi dużymi kwotami, to szybko zaczęli te pieniądze tracić, a nieliczne inwestycje okazały się totalnie chybione. Po drodze zdążyli jeszcze skonfliktować się ze swoimi znajomymi i rodzinami. Do grona bogaczy nie przynależeli pomimo posiadanych milionów, a z dotychczasowego środowiska sami się wypisali swoją arogancją i protekcjonalnym tonem wobec dawnych kumpli.

To samo spotkało cały… kraj. Nauru – kiedyś bardzo biedne – w wyniku odkrycia dużych zasobów fosfatów stało się jednym z najbogatszych krajów na świecie. Obywatelom dawano darmowe domy i samochody. Na studia, a nawet do szkoły średniej, wysyłano do Australii, Nowej Zelandii czy USA. Zamiast budować szpitale, chorych wysyłano samolotami za granicę. Rozdawano na lewo i prawo. Duża część przychodów z eksportu została zdefraudowana, a tę część, którą zainwestowano, zainwestowano nietrafnie. Fundusze zamiast się pomnażać, to wyparowały.

Jednocześnie odkrywkowe kopalnie fosfatów kompletnie zniszczyły środowisko. Usunięto dżunglę i zarośla, a w ich miejsce powstał krajobraz księżycowy. Jasny pył z kopalń pokrył całą wyspę. Jasny kolor spowodował odbijanie się promieni słonecznych, a te rozganiały nieliczne chmury, które pojawiały się nad wyspą (Nauru to – nietypowo jak na kraje Południowego Pacyfiku – pojedyncza wyspa o kształcie ziemniaka i łącznej powierzchni ok. 20 km kw.). Zanikły deszcze,
a wraz z nimi resztki lokalnego rolnictwa.

Początkowo się tym nie przejmowano, skoro kraj było stać na import całej żywności. Niestety, wkrótce okazało się, że importowana, wysoko przetworzona żywność z Australii negatywnie odbija się na zdrowiu nieprzyzwyczajonych do takich produktów mieszkańców. Zmiana była zbyt gwałtowna i zaskutkowała jednym z najwyższych na świecie współczynników otyłości oraz cukrzycy. Ludzie zaczęli masowo chorować. Zasoby fosfatów się skończyły. I pucybut milioner znów stał się zwykłym pucybutem. Tyle że otyłym i chorym.

MIESZKAM U BYŁEGO MINISTRA, POZNAJE BYŁĄ PREZYDENTOWĄ

Na szczęście dziś, w porównaniu z sytuacją sprzed około 15 lat, gdy po raz pierwszy odwiedziłem Nauru, sytuacja się nieco poprawiła. Poprawę widać było gołym okiem – nowa flota samolotów, odremontowane lotnisko, na ulicach zamiast starych, całkiem rozklekotanych land roverów, normalna fota w miarę nowych toyot i hond. Oraz – nowość – wiele skuterów. Odremontowane domy. Więcej domów. Wyasfaltowana droga prowadząca dookoła całej wysepki. Nowe supermarkety. Więcej hoteli i restauracji. Pojawił się lokalny oddział University of South Pacific.

Tak się złożyło, że hostel, w którym się zatrzymałem, należy do byłego ministra w rządzie Nauru. Okazał się bardzo miłym człowiekiem i przy piwie kilka razy opowiadał mi o programie reform, który jego rząd wdrażał, by znów postawić Nauru na nogi. Choć nigdy nie był w Polsce, to wiele słyszał o reformach z okresu transformacji polskiej gospodarki. I rzeczywiście sporo było podobieństw, choć oczywiście łatwiej reformować kraj, który liczy 8 tys. mieszkańców Dzięki mojemu gospodarzowi spotykam też Polkę, Mirkę, która na Nauru mieszka od kilkudziesięciu lat, a jej mąż nie tylko przez kilkanaście lat był ministrem finansów, ale przez kilka lat również… prezydentem kraju. Spotkałem też kilka innych osób z lokalnego świecznika. Ale o tym w drugiej części mojej relacji z podróży, którą zamieszczę w kolejnym numerze „Strefy Nieruchomości”.

Sławek Muturi

Osoba w 100 procentach wolna finansowo. Autor bloga www.fridomia.pl oraz ośmiu książek poświęconych wolności finansowej, inwestowaniu w najem oraz dobrym praktykom najmu. Założyciel spółek Mzuri, Mzuri Investments oraz platformy do grupowego inwestowania w najem w formule crowdfund investing – Mzuri CFI. Zapalony podróżnik, który średnio 10 miesięcy w roku spędza poza Polską. Odwiedził każdy kraj na świecie co najmniej raz, w ponad 150 z nich był co najmniej po dwa razy.

[/betterpay]

Relacja z 3-tygodniowej podróży po USA. W drugiej odsłonie – Strefa Nieruchomości

Autor: Wojciech Orzechowski

W poprzedniej Strefie opowiedziałem Wam o planowaniu mojej podróży do Stanów, o przystanku w Nowym Jorku, o Broadway Street, Greenwich Village, Washington Square Park, Brooklyn Bridge czy Manhattanie widzianym z poziomu rzeczki Hudson. Dziś opowiem o spokojnym Waszyngtonie, moich wrażeniach z Białego Domu, o przepięknym architektonicznie Chicago, które wg mnie kładzie na łopatki wszystkie inne, zwiedzane przez nas miasta i miasteczka amerykańskie. Będzie też o Detroit, które mnie osobiście bardzo urzekło. Niegdyś symbol światowej motoryzacji, a dziś miasto cieni, które po ostatnim wielkim kryzysie zostało wyludnione, a tysiące mieszkań i domów wieje pustką i smutkiem.

[betteroffer]

TO TYLKO FRAGMENT ARTYKUŁU.
ABY WYKUPIĆ DOSTĘP DO CAŁOŚCI, KLIKNIJ W PRZYCISK KUP TERAZ.

[/betteroffer]

[betterpay amount=”1.00″ button=”http://www.strefanieruchomosci.info/wp-content/uploads/2019/01/kup-teraz.png” validity=”0″ validity_unit=”d” ids=””]

ZWIEDZAMY MUZEA, POMNIKI, BIAŁY DOM…

W Waszyngtonie spędzamy trzy dni. Przepiękne miasto, jak z obrazka. Jak na stolicę przystało – czysto. Mam wrażenie, że wszyscy tu dbają o roślinność
i architekturę miasta, a trawa jest malowana na zielono. W porównaniu do tętniącego życiem Nowego Jorku Waszyngton wydaje się być spokojniejszy, cichszy, mniej zabiegany. W centrum nie ma tylu drapaczy chmur, co na Manhattanie. To dlatego, że obowiązują tu pewne restrykcje. Obowiązują tu ścisłe zasady urbanistyczne. Budynek nie może być wyższy niż szerokość ulicy, przy której stoi (plus 20 stóp). Najwyższą budowlą Waszyngtonu jest… pomnik Waszyngtona. Zwiedzamy muzea, pomniki, mauzolea, parki pamięci narodowej, Kapitol, Biały Dom, obelisk Lincolna. Jedziemy podziwiać z zewnątrz Pentagon, a także słynny cmentarz Arlington z grobem samego prezydenta J. F. Kennedy’ego, który został tragicznie zamordowany. Po Waszyngtonie poruszamy się w niecodzienny sposób – młodszy syn namówił nas na ściągniecie aplikacji Bird, która umożliwia wypożyczanie elektrycznych hulajnóg. Dla wszystkich to niesamowita frajda.

W centrum Waszyngtonu znajduje się The National Mall. Jest to duży, zielony obszar w centrum miasta, rozciągający się od Kapitolu po jednej stronie do Lincoln Memorial po drugiej. Kapitol to siedziba amerykańskiego parlamentu. Obraduje tu zarówno Senat, jak i Izba Reprezentantów. Budynek stoi na Wzgórzu Kapitolińskim, a zbudowany został w latach 1793-1865. Jest to naprawdę okazałe dzieło architektoniczne. Podziwiamy go zarówno od środka, jak i od zewnątrz
– i to przede wszystkim z tej strony prezentuje się monumentalnie. Sprzed Kapitolu rozciąga się ładny widok na The Mall.

Jedna z najsłynniejszych amerykańskich budowli, rezydencja i miejsce pracy tutejszego prezydenta to Biały Dom. Jego elewacja jest faktycznie biała. Biały Dom jest niewysoki, ogrodzony tak, że bez problemu można mu się przyjrzeć. Wokół można zobaczyć niezliczoną ilość policji. Biały Dom, a w zasadzie jego centralną część, zwaną Rezydencją Wykonawczą, zbudowano w latach 1792-1800. W 1902 r. dobudowano skrzydło zachodnie z Gabinetem Owalnym, a w 1942 r. skrzydło
wschodnie, którego budowa miała na celu tak naprawdę ukrycie konstrukcji bunkra przewidzianego w czasie kryzysu dla prezydenta i jego rodziny. Bunkier ten
w założeniu ma przetrwać nawet atak nuklearny. Obecnie siedziby prezydenta nie można zwiedzać.
Lincoln Memorial to budowla upamiętniająca szesnastego prezydenta Stanów Zjednoczonych – Abrahama Lincolna. Jej odsłonięcie miało miejsce 30 maja 1922 r., a stylem przypomina dorycką świątynię. W środku umiejscowiono marmurową postać siedzącego Lincolna, który spogląda cierpliwie na ludzi robiących sobie zdjęcia.

Degustujemy posiłki w restauracjach, takich jak Columbia Firehouse, która mieści się w wyremontowanej i odnowionej remizie. Nadaje to temu miejscu niepowtarzalny klimat. Podawane są tam przepyszne steki (danie popisowe).

PRZEZ PENSYLWANIĘ, OHIO I INDIANĘ DO CHICAGO

Dziewiątego dnia udajemy się w stronę Chicago, gdzie po drodze docieramy do lunaparku Hershey Park, jednego z większych w tych okolicach. Niesamowite wrażenie pozostanie na długi czas, chociaż osobiście uważam, że i tak wszystkie te lunaparki przegrywają z niemieckim Europa Park, znajdującym się w Rust.

Droga z Waszyngtonu do Chicago niczym specjalnym się nie wyróżnia, oprócz tego, że podróżujemy przez trzy stany. Można by rzec – monotonia, tym bardziej,
że Amerykanie ściśle przestrzegają prawa drogowego. Na autostradach nie można przekraczać 70 mil, czyli ok. 112 km/h. W przypadku kontroli policyjnej można zapłacić bardzo wysokie mandaty za przekraczanie prędkości, a w niektórych stanach trafić nawet na 90 dni do aresztu. W końcu zaczynam używać tempomatu,
z którego w Polsce rzadko korzystam. Podczas całej podróży samochodem (łącznie ok. 5000 km) tylko raz zatrzymuje nas policja. Powód: niezatrzymanie się przed znakiem STOP. Policjant wysiada z 500-konnego Dodge’a i pyta mnie, czy mamy w Polsce znaki. Jesteśmy dla niego mili i uprzejmi. Sytuacja kończy się pouczeniem. Co ciekawe, rzecz dzieje się w miejscowości… Poland w stanie Ohio.

CHICAGO NAJPIĘKNIEJSZE MIASTO TEJ WYCIECZKI

Po dotarciu do Chicago zdajemy auto. Spędzamy tu 4 dni. Jestem pod wrażeniem tego miasta. Chicago kładzie na łopatki wszystkie inne, zwiedzane przez nas miasta i miasteczka amerykańskie. Przepiękne zabudowania wzdłuż rzeki przecinającej miasto. Niezależnie, czy spacerujemy wczesnym rankiem, w południe,
czy wieczorem, miasto ma swój urok. Do najważniejszych punktów w Chicago uznać należy: panoramę miasta z tarasu widokowego na Chicago 360, rejs rzeką „Chicago architecture tour”, jedną z największych na świecie fontann Buckingham Fountain, Museum of Science and Industry. Rozczarowaniem okazuje się
Chinatown. Chicago jest trzecim pod względem wielkości miastem w Stanach. Jego wielkość i potęgę czuje się na każdym kroku. Mógłbym godzinami spacerować po tym mieście z głową zadartą do góry, aby wpatrywać się w wierzchołki drapaczy chmur. Budynki są naprawdę imponujące, a nocą miasto rozświetlone jest milionem świateł. Największe wrażenie wywiera na mnie widok ze SkyDeck, na 103. piętrze Willis Tower. Jestem „zakręcony” na punkcie widoków oraz panoram miast. Zwykle jestem zachwycony takim widokiem z dużej wysokości, ale panorama Chicago ze SkyDeck przebija chyba wszystkie widoki, jakie widziałam do tej pory, nawet widok z Burch Califa w Dubaju. Może to ze względu na to, że to USA, że wokół tyle pięknych innych wieżowców, a może samo miasto ma niesamowity w sobie urok.

W Chicago spotykam się z poznanianką Anitą, która opowiada mi połowę swojego życiorysu. Mówi o tym, jak trafiła do USA i jak tam poznała swojego męża. Jest to kobieta ambitna, z całą masą ciekawych wyzwań. Właśnie przygotowuje się do zdawania licencji na pośrednika nieruchomości w USA i obiecuje, że jak już zda, to udzieli nam wywiadu, jak to wszystko w Stanach od strony pośrednika wygląda.

Po trzech dniach zwiedzania ponownie wypożyczamy auto. Ze względu na większą ilość bagaży prosimy o auto z większym niż poprzednio w Audi bagażnikiem. Wybór trafia na amerykański model Forda Flex. Bardzo przyjemne z wyglądu auto, przestronne, z automatyczną skrzynią biegów, ale niestety słabym silnikiem. Po drodze do Milwaukke odwiedzamy przepiękny Japoński Ogród w Rockford. W Milwaukke mamy okazję uczestniczyć w 115. rocznicy urodzin Harleya Davidsona. Podziwiamy tysiące motocyklistów. Zwiedzamy muzeum, a na obiad idziemy na przepyszne hot-dogi z parówką wołową, sprzedawane na stoisku tymczasowym, jak to bywa na różnych festynach.

LEGENDARNE DETROIT – NIEGDYŚ SYMBOL ŚWIATOWEJ MOTORYZACJI

Detroit to drugie miejsce podczas wycieczki, które mnie urzeka. To miasto ma niesamowitą historię. Po ostatnim wielkim kryzysie miasto zbankrutowało,
a tysiące mieszkań i domów zostało pustych, ponieważ prawie połowa ludności miejskiej wyprowadziła się do innych miast w poszukiwaniu pracy. Odczuwamy specyficzny klimat tego miejsca, jak na wielu filmach nakręconych w tym mieście. Spotykamy więcej osób o ciemnej karnacji. Z kanalizacji wbudowanej
w drogach wydobywa się para wodna aż na wysokość 2 m. Ciekawe zjawisko.

NIESAMOWITY WODOSPAD

Niagara to najszerszy wodospad świata, co pewnie nie oznacza, że najwyższy. Ma- -my możliwość podziwiać go z wysokiej wieży widokowej, z brzegu nad klifem. Mamy sposobność podpłynąć statkiem wycieczkowym pod samą spadającą wodę. Czar pryska. Na zdjęciach widać samą rzekę i wodospad dający wrażenie,
że znajduje się on w dzikim rezerwacie. W rzeczywistości to miejsce nie jest tak urokliwe, jak sobie wyobrażałem.

NOWY JORK I TIME SQUARE

Ostatnim punktem naszej wycieczki jest ponownie Nowy Jork. Tym razem nocujemy blisko Time Square. Dzień spędzamy na odwiedzaniu urokliwych miejsc. Poruszanie się autem po Nowym Jorku to nie lada wyzwanie, najwygodniej jest poruszać się metrem. Tłok i brzydkie zapachy na niektórych uliczkach nadal są nieodzownym charakterystycznym elementem tego miasta, niemniej jednak wciąż przyciąga ono całą masę turystów i osób, które przybywają tutaj
w poszukiwaniu lepszej pracy. Faktem niezaprzeczalnym jest, że można znaleźć miejsca, których nigdzie indziej na świecie nie zobaczysz. Kto po raz pierwszy zobaczy Time Square o zmierzchu, ten zrozumie, dlaczego jest najsłynniejszym placem Nowego Jorku. Z tłumu nowojorczyków łatwo można
dostrzec wzrokiem turystów. Plac iskrzy meganeonami reklam. Wrażenie jest piorunujące. I te czerwone schody, o których tyle już słyszałem… Czeka nas ostatnia noc, ale nie chce się wracać do hotelu. Zresztą po co? Mógłbym tu siedzieć całą noc i patrzeć na krzątających się ludzi i kolorowe światła, które wydobywają się
z reklam wielkich telewizorów. Rodzina wyciąga mnie stamtąd siłą. Przez ostatnie dwa dni najczęściej bywamy w Hard Rock Cafe, blisko Time Square. To restauracja z setkami stolików, a nawet sceną, gdzie można by usłyszeć koncert coverów Queen. Najbardziej smakują nam skrzydełka w sosie barbeque
z paluszkami marchewkowymi i selerowymi.

Podsumowując naszą wyprawę

Na wizę czekaliśmy od zgłoszenia internetowego łącznie miesiąc, tydzień po odwiedzinach ambasady, wizy mieliśmy już w domu. Bilety i połączenie dla całej rodziny, czyli 4 osób, załatwiał nam Marcin i zapłaciliśmy niecałe 12 tys. zł. Hotele wybieraliśmy zawsze markowe z sieci Mariott bądź Hilton. W pokoju mieliśmy po 2 wielkie łoża do dyspozycji, w Waszyngtonie zaś mieliśmy do dyspozycji dwie oddzielne sypialnie. Łączny koszt 21 noclegów wyniósł nas ok. 12 tys. zł. Wypożyczenie aut łącznie na dwa tygodnie to ok. 8 tys. zł z pełnym ubezpieczeniem i możliwością zatrudnienia dwóch kierowców oraz opłatami autostradowymi. Paliwo tanie. Przy każdorazowym tankowaniu auta do pełna zawsze wystarczało 50$. Cena litra najtańszego paliwa wychodziła poniżej 3 zł. Wszystkie muzea, wstępy do parków rozrywki, parków wodnych, punktów widokowych to koszt łącznie ok. 6 tys. zł. Niektórzy wypowiadali się, że jedzenie w USA jest tanie. Osobiście tego nie zauważyłem, a wręcz przeciwnie. Wysokie temperatury i ruch zniechęcał nas do częstego jedzenia. W każdej restauracji po obiedzie zostawiliśmy co najmniej 100 do 150 dolarów. Więc zakładając, że na jedzenie wydawaliśmy 150 dolarów dziennie dla 4 osób, to samo wyżywienie w restauracjach kosztowało nas kolejne 12 tys. zł. Do tego można by doliczyć zakupy… ale przecież nie jest to mus. 🙂

Północno-wschodnia część USA nie wywarła na mnie aż tak wielkiego wrażenia. Może dlatego, że byłem już w wielu miejscach na świecie i naprawdę wiele widziałem. Przywitała nas bardzo ciepła i bezdeszczowa pogoda. Jeśli chcesz doświadczyć wieżowców i wysokiej temperatury, możesz równie dobrze polecieć do Dubaju, który jest znacznie bliżej i może okazać się nieco tańszym miejscem na Ziemi. Zarówno podczas tej podróży, jak i podróży w trakcie ferii na Jamajkę tym, co mi najbardziej przeszkadzało, była bardzo długa podróż. Równie trudno było przestawić tryb życia wynikający przede wszystkim ze zmiany czasu. Podczas podróży na szczęście nie spotkały nas żadne przykre niespodzianki. Jednak ponieważ bardzo lubię podróżować, już nie mogę się doczekać zwiedzania Florydy oraz części zachodniej Stanów – podobno tam jest piękniej. Dlatego też myślę, że rozpoczęliśmy zwiedzanie USA od właściwych miejsc. Teraz będzie tylko fajniej. Największe wrażenie, jak wspomniałem, wywarło na nas Chicago i tam na pewno jeszcze kiedyś wrócę.

[/betterpay]

Relacja z 3-tygodniowej podróży po USA. Wojciech Orzechowski

W poprzedniej Strefie opowiedziałem Wam o planowaniu mojej podróży do Stanów, o przystanku w Nowym Jorku, o Broadway Street, Greenwich Village, Washington Square Park, Brooklyn Bridge czy Manhattanie widzianym z poziomu rzeczki Hudson. Dziś opowiem o spokojnym Waszyngtonie, moich wrażeniach z Białego Domu, o przepięknym architektonicznie Chicago, które wg mnie kładzie na łopatki wszystkie inne, zwiedzane przez nas miasta i miasteczka amerykańskie.

Continue reading