Kryzys weryfikuje rynek nieruchomości

Marta Kubacka

– Od kilku tygodni łatwiej jest rozmawiać z klientami o współpracy przy sprzedaży nieruchomości niż jeszcze trzy miesiące temu. Czas sprzedaży jest porównywalny do trendów sprzed dwóch lat. Zakupy są przemyślane i nie zostają podejmowane pod wpływem chwili – opowiada Łukasz Lebensztejn, dyrektor sprzedaży w MAXON Nieruchomości, przedstawiając zmiany, jakie zaszły na rynku nieruchomości.

Marta Kubacka: Rynek nieruchomości bardzo się zmienił przez ostatnie pół roku. Można powiedzieć, że z rynku sprzedawcy przeszliśmy bardzo szybko
w rynek kupującego?
Łukasz Lebensztejn: Tak my to odczuwamy, ale nie można generalizować. Rzeczywiście zainteresowanie zakupem nieruchomości jest znacząco mniejsze niż trzy miesiące temu, natomiast oferty w dobrych lokalizacjach cały czas cieszą się dużym zainteresowaniem – pod warunkiem że ich cena ofertowa nie jest przeszacowana. Oferty w gorszych lokalizacjach lub starsze budynki, szczególnie w wielkiej płycie, nie są już aż tak popularne.
Na całą tę sytuację wpływa kilka czynników, przede wszystkim: rosnące stopy procentowe i malejąca zdolność kredytowa klientów, wojna za naszą wschodnią granicą i niepewność klientów indywidualnych co do zakupów na terytorium RP. Dlatego część naszych klientów nabyła nieruchomości w Hiszpanii i we Włoszech. Cały czas obserwujemy również deficyt podażowy, co jest pokłosiem rosnącej inflacji i związanej z tym obawy klientów o to, co zrobić ze środkami uzyskanymi ze sprzedaży

M.K.: Spodziewał się Pan tego?
ŁL: Jeżeli jeszcze dwa lata temu zapytałaby mnie Pani o tendencje w nadchodzącym roku, to z dużym prawdopodobieństwem potrafiłbym je określić,
a te przewidywania by się spełniły. Od czasu pandemii rynek nieruchomości zmienia się w bardzo szybkim tempie i już nie jestem w stanie prognozować, jaki trend nastąpi chociażby za sześć miesięcy.

M.K.: Czy w obecnej sytuacji trudniej jest namówić klientów do współpracy?
Ł.L.: W większości przypadków klienci sprzedający wciąż działają z pewnym opóźnieniem. Dużej części z nich wydaje się nadal, że sprzedaż nieruchomości
to kwestia miesiąca, może dwóch i że nic się w tej kwestii nie zmieniło. Wiele osób uważa, że ich nieruchomość szybko znajdzie nabywcę, ponieważ jako właściciele czują do niej sentyment. Oczywiście gdzieś z tyłu głowy mają informacje o pewnym wyhamowaniu na rynku nieruchomości, ale na początkowym etapie sprzedaży nie dopuszczają tej myśli do siebie.
W związku z tym, że podaż nieruchomości cały czas jest niewystarczająca, a liczba agentów nieruchomości, którzy próbują przekonać potencjalnych klientów
do współpracy, jest dość duża, proces pozyskiwania nieruchomości trwa około dwóch do trzech tygodni. Początkowo nasi przyszli klienci próbują sami sprzedać swoje nieruchomości. Po pewnym czasie, kiedy uświadamiają sobie, że rynek się zmienił i że potrzebują wsparcia agencji nieruchomości, zgłaszają się do nas. Coraz częściej jest to decyzja o współpracy kompleksowej na zasadach wyłączności z jednym agentem z wybranej agencji nieruchomości.

M.K.: Trudności w pozyskaniu kredytu powodują, że niektóre osoby chcące kupić mieszkanie nie mogą tego zrobić. Jak postępują w tej sytuacji? Szukają mniejszych mieszkań lub w gorszych lokalizacjach?
Ł.L.: Ograniczenie zdolności kredytowej klientów i związany z tym brak dostępu do „taniego źródła finansowania” powodują (w przypadku części klientów) odłożenie decyzji o zakupie nieruchomości na później. Alternatywą pozostaje wynajem lub szukanie mieszkań tańszych, zazwyczaj mniejszych lub w gorszych lokalizacjach. Część z osób, którym zdolność kredytowa mocno ogranicza możliwości zakupu, pozostaje w swoich obecnych mieszkaniach lub cały czas wynajmuje, czekając na „lepsze czasy”.

M.K.: Czy wracają do Pana klienci, którzy jakiś czas temu kupili mieszkanie, a teraz chcą je sprzedać, bo nie stać ich na spłatę wysokich rat?
Ł.L.: Tak, mamy takie przypadki i jest ich coraz więcej. Dotyczy to głównie osób, które kupiły mieszkania na kredyt z minimalnym wkładem własnym, w celach inwestycyjnych. Obecnie, pomimo podwyżek czynszu najmu, wynajem takich nieruchomości może okazać się nieopłacalny ze względu na wysokość raty kredytu. Duża część klientów sprzedaje też mieszkania, które do tej pory wynajmowali lub które stały puste – aby zmniejszyć obciążenie kredytowe nieruchomości,
w których sami mieszkają. Mam tu na myśli np. spłatę kredytu na zakup domu, który został nabyty w okresie pandemii, kiedy wiele osób wyprowadzało się do domów jednorodzinnych.

M.K.: Co ze sprzedającymi, którzy znacząco podnieśli standard nieruchomości, a teraz nie mogą ich sprzedać? Tu chyba wytworzyła się największa luka, bo inwestorów nie interesują takie mieszkania, a zwykłych ludzi na nie teraz nie stać.
Ł.L.: Najlepszą odpowiedzią na to pytanie jest – to zależy. Jeżeli są to dobre lokalizacje, rynek dóbr premium rządzi się innymi prawami niż rynek nieruchomości, które można nazwać „popularnymi”. Na rynku premium lub oscylującym wokół premium dochodzi do transakcji, które również potrafią mnie zaskoczyć – ani ja, ani właściciele nieruchomości w niektórych przypadkach nie podejrzewaliśmy, że osiągniemy przy sprzedaży tak wysokie ceny za metr kwadratowy.
Natomiast jeżeli ktoś przeinwestował, to aby odebrać włożony wkład, będzie na pewno musiał poczekać na lepsze czasy. Według mnie to nie koniec podwyżek na
rynku nieruchomości, a jedynie pewien rodzaj przestoju. Jeżeli spojrzymy na wzrost cen w okresie ostatnich 20 lat, zauważymy stałą rosnąca tendencję zwyżkową z cyklicznymi spadkami.

M.K.: Może najem jest w tej sytuacji dobrym rozwiązaniem?
Ł.L.: Według mnie najem nie jest dobrym rozwiązaniem. Długoterminowy najem polecam osobom, które potrzebują nieruchomości na okres przejściowy – dwa, trzy lata, jeżeli nie mają odpowiedniej zdolności kredytowej i muszą ją zbudować. Obecnie ceny najmu, w związku z agresją Rosji na Ukrainę, wzrosły średnio
o około 30 procent i nie widać przesłanek świadczących o jakiejś zmianie. Oczywiście niewielka część osób z Ukrainy powróciła do swoich domów, część wyjechała dalej do Europy Zachodniej lub Stanów Zjednoczonych i Kanady, ale większość pozostała w Polsce, widać to na każdym kroku. Dodatkowo inflacja i wysokie stopy procentowe spowodowały podwyżki czynszów najmu i kosztów utrzymania nieruchomości.

M.K.: Według różnych źródeł 70 procent kupujących to klienci gotówkowi. Czy Pan to również zauważył?
Ł.L.: Tak, dość dużo transakcji jest rzeczywiście za gotówkę, widać to również po statystykach udzielonych kredytów rok do roku. W maju 2022 udzielono około 60 procent kredytów mniej niż w maju 2021 roku. Teraz kredyty biorą osoby, które mają je dobrze skalkulowane i mogą sobie na to pozwolić.
Natomiast zakupy gotówkowe to głównie przesunięcia pieniędzy z innych źródeł – sprzedaży innych nieruchomości, nabycia spadku etc. Cały czas gotówka „parzy” jej potencjalnych posiadaczy – co jest całkowicie zrozumiałe, skoro inflacja oficjalnie wynosi 15,6 procent (stan na VI 2022 r.), a realnie jest dużo wyższa. Wystarczy zaobserwować wzrost cen paliw lub artykułów spożywczych, w stosunku do nich wzrost cen nieruchomości rok do roku o średnio 12 procent nie wydaje się aż tak drastyczny.

M.K.: Czy wraz ze wzrostem cen materiałów budowlanych klienci skłaniają się bardziej ku rynkowi wtórnemu?
Ł.L.: Tu sytuacja jest ciekawa i niejednoznaczna. Z wielu źródeł wiem, że w działach sprzedaży deweloperów nie dzieje się dobrze. Aby utrzymać ceny sprzedaży ograniczają podaż poprzez zmniejszenie oferty wystawionej na sprzedaż, chcą poczekać na lepszą sytuację na rynku i sprzedać drożej wybudowane nieruchomości.
Pewna grupa klientów zawsze będzie preferować mieszkania z rynku wtórnego, szczególnie nowe, nieużywane, ale wykończone, aby uniknąć procesu wykańczania lokalu. Dziś, przy dużym wzroście cen na materiały budowlane, tendencja zakupu mieszkania z rynku wtórnego jest coraz bardziej odczuwalna.

M.K.: Czy deweloperzy poradzą sobie z tym odpływem klientów?
Ł.L.: Czas kryzysu na rynku nieruchomości, który zdecydowanie nadchodzi, jest zawsze okresem próby. Doświadczeni deweloperzy z portfelem gruntów
i zasobem środków materialnych sobie poradzą. Będą kusić klientów różnego rodzaju promocjami i poczekają na lepsze czasy. Po dobrych czasach, które już są za nami trzeba się szykować na gorszy okres.
Jest to też chwila próby na rynku pośredników w obrocie nieruchomościami. Pracując w agencji MAXON, przeżyłem już dwa takie kryzysy na rynku nieruchomości i bardzo dobrze je wspominam.

M.K.: Dlaczego dobrze?
Ł.L.: Ten czas weryfikuje umiejętności – na rynku pozostają głównie najlepsi pośrednicy, co przyczynia się do poprawy jakości obsługi klientów.

M.K.: Czego można się spodziewać po rynku nieruchomości w najbliższych miesiącach? Jakie rady na ten czas można dać stronie kupującej, a jakie stronie sprzedającej?
Ł.L.: Myślę, że należy bacznie obserwować rynek i działać tu i teraz, nie liczyć na spadki cen lub ich nagłe wzrosty. Jeżeli w tej chwili sprzedamy nieruchomość drożej, to kupimy także drożej, i odwrotnie. W dłuższej perspektywie na nieruchomościach na pewno nie stracimy.

Deweloperka – bieg z przeszkodami

Redakcja: Aleksandra Zalewska-Stankiewicz
Rozmawiała: Aneta Nagler

Wzrost kosztów materiałów, odcięcie od dostaw, problemy pracownicze – w tym roku deweloperom nie brakuje wyzwań. Mimo to ich środowisko stara się patrzeć mocno do przodu, nie zapominając o bieżącej pomocy dla uchodźców. Gdzie szukać dziś zysków, w momencie gdy sytuacja na rynku odwróciła się o 180 stopni – o tym Aneta Nagler rozmawia z Dorotą Dymyt-Holko.

Aneta Nagler: W jaki sposób wojna w Ukrainie wpływa na aktualną sytuację na rynku deweloperskim?

Dorota Dymyt-Holko: Bez wątpienia mamy sytuację kryzysową. Ludzie są zdezorientowani i ostrożnie obserwują rynek. Prowadzi to oczywiście do wstrzymania decyzji zakupowych. Bieżące za- mieszanie na rynku nie wynika tylko z sytuacji w Ukrainie, ale jest również pokłosiem podnoszenia stóp procentowych. Sektor PRS [z ang. Private Rented Sector, instytucjonalny najem mieszkań – przyp. red.] ma za to gorący czas.

Aneta Nagler: Biorąc pod uwagę sytuację geopolityczną: czy to jest dobry moment, aby kupować mieszkania?

Dorota Dymyt-Holko: Tak, to jest dobry czas. Mamy ponad dwa miliony uchodźców, część z nich będzie chciała osiedlić się w naszym kraju.

Aneta Nagler: Napływ Ukraińców może spowodować, że znów otworzy się rynek najmu. Tylko pytanie, czy będzie co wynajmować.

Dorota Dymyt-Holko: Praktycznie nie mamy już czego wynajmować. Wielokrotnie podkreślaliśmy jako PZFD, że rynek musi otworzyć się szerzej na PRS. Obecna sytuacja pokazuje, że nie zadbaliśmy o wystarczającą liczbę lokali na wynajem. Zmieniło się zapotrzebowanie społeczeństwa, pracujemy mobilnie i tak też chcemy żyć. Zakup lokalu pod inwestycję zawsze będzie dobrym rozwiązaniem, ulokowane środki będą pracować. Jak widzimy, obecnie wygrali inwestorzy z bogatą ofertą lokali przeznaczonych na wynajem. Niestety, w tym momencie w Polsce rynek PRS jest dopiero w początkowej fazie rozwoju.

Aneta Nagler: Sądzisz, że rozwój rynku najmu instytucjonalnego przełoży się na rozwój sektora nieruchomości? Obserwujemy wpływy z innych rynków europejskich, także ze Stanów – czy one zmienią charakter rynku nieruchomościowego?

Dorota Dymyt-Holko: Już zmieniają. W znaczącym stopniu wpływają chociażby na lokalizację inwestycji i rozwój dzielnic dotychczas uważanych za „fabryczne”, a położonych w centrach miast. Jeżeli grunt jest przeznaczony w MPZP jako „usługówka”, to musimy się do tego dostosować i np. postawić właśnie PRS, zmieniając tak naprawdę funkcję okolicy i tworząc osiedla mixed-use.

Aneta Nagler: A czy według Ciebie ma znaczenie, że jest to kapitał zewnętrzny?

Dorota Dymyt-Holko: Polskich firm deweloperskich nie stać na to, aby wybudować setki nowych lokali. Napływ zachodniego kapitału jest nieunikniony. Obserwujemy także łączenie rynku i konsolidację firm deweloperskich. Nie widzę innej możliwości działania.

Aneta Nagler: W grudniu deweloperzy oddali mniej mieszkań. Co było tego powodem?

Dorota Dymyt-Holko: Głównym problemem branży, oprócz obecnej sytuacji politycznej i finansowej, jest brak gruntów – nie mamy na czym budować. Musimy dostosować swoje banki ziemi do realnych możliwości sprzedaży. Sensowne wprowadzanie nowych inwestycji, real- na ocena możliwości nabywców i zabezpieczenie kolejnych gruntów pod nowe inwestycje zajmuje bardzo dużo czasu. Weźmy jeszcze pod uwagę brak pracowników i niewiadome koszty budowy – rynek jest ostrożny. Pewna zachowawczość stała się standardem.

Aneta Nagler: Powiedzmy konkretnie, jaki wpływ na koszty nieruchomości może mieć wojna w Ukrainie.

Dorota Dymyt-Holko: Podam przykład. Jeszcze miesiąc temu za tonę stali płaciliśmy 3,3 tys. zł, obecnie stawka wzrosła do 8 tys. zł. Zostaliśmy odcięci od dostaw z Rosji i Białorusi, co przekłada się na trudności z zakupem materiałów. Przy takiej dynamice cen nie jesteśmy w stanie oszacować kosztów budowy. W związku z tym musimy wstrzymywać realizację inwestycji lub ją etapować. Kolejnym wyzwaniem jest prowadzenie sprzedaży i zarządzanie cenami i ryzykiem ich wzrostu. Rozumiemy klientów, którzy są zaskakiwani podwyżkami, ale one również nas dotyczą. Musimy „dopinać” już rozpoczęte inwestycje.

Aneta Nagler: A odczuwasz pesymistyczne nastroje wśród deweloperów?

Dorota Dymyt-Holko: Tak. Nastroje są pesymistyczne. Obawiamy się masowego odpływu pracowników z Ukrainy, już otrzymujemy informacje od GW o „sile wyższej”. Jako branża nie możemy sobie pozwolić na opóźnienia w realizacji, poszukujemy pracowników z innych krajów, zachęcamy rodaków do powrotów na budowy – wszystko jednak wymaga czasu, którego przeważnie nie mamy. Koordynacja inwestycji w obecnej sytuacji to bardzo duże wyzwanie i jeszcze większa odpowiedzialność. Mamy inwestorów, klientów, banki, wykonawców – i nad tym wszystkim musimy zapanować. To jest właśnie bieg przez płotki z dodatkowymi przeszkodami.

Aneta Nagler: W czasie pandemii największą popularnością cieszyły się domki z ogródkami. O co teraz najczęściej pytają klienci?

Dorota Dymyt-Holko: O domy z ogrodami, mieszkania z tarasami, wspólne tereny zielone. Każdy potrzebuje swojego miejsca i spokoju. Zaoferowanie dodatkowej własnej przestrzeni sprawia, że klienci chętniej podejmują decyzje zakupowe. Pojawiają się pytania, których wcześniej nie było, np. o dostępność bunkrów. Ludzie chcą stawiać na bezpieczeństwo. Nie zdziwię się, jeśli zaczną dopytywać o piwnice. W lutym zanotowaliśmy ogromny przestój na rynku – we Wrocławiu sprzedało się niewiele ponad 300 lokali. Nastąpiło zamrożenie zakupów, klienci i deweloperzy zajęli się w zasadzie głównie organizacją pomocy. PZFD we Wrocławiu od razu włączyło się w akcje pomocowe. Sprzedaż została niejako zepchnięta na drugi plan.

Aneta Nagler: Kolejnym wyzwaniem dla Was będzie zmieniona ustawa deweloperska. Co wzbudza największy niepokój deweloperów?

Dorota Dymyt-Holko: To bardzo skomplikowana ustawa, zmieniająca tak naprawdę wszystko – od sposobu wypłat, przez powołanie Funduszu Gwarancyjnego, inny sposób prowadzenia harmonogramów i finansowania przedsięwzięć, aż po samo wydanie lokalu. Zgodnie z nowymi zasadami ostatnia transza będzie wypłacana dopiero po przeniesieniu własności. Deweloperzy będą musieli dysponować dużym zapasem gotówki. Dochodzą dodatkowe obciążenia finansowe, nadzory bankowe i chociażby zmiany w prospekcie informacyjnym. Same nadprogramowe koszty. Zamknie się również rynek fliperów.

Aneta Nagler: Dlaczego tak uważasz?

Dorota Dymyt-Holko: Jeżeli mamy wpłacać 1%, to spółki nie będą zainteresowane cesjami, ponieważ od każdego nowego nabywcy będą musiały wpłacić kolejny procent. Nowe obostrzenia. Poza tym zmienią się zasady dotyczące rękojmi, na niekorzyść deweloperów. Rękojmia w nowej ustawie jest pełna wyzwań. To będzie taki bieg z przeszkodami dla deweloperów i ich działów technicznych. W nowej ustawie pojawiło się pojęcie „wady istotnej”, ale nie zostało one zdefiniowane. Sądzimy, że może dojść do takich przypadków, że jeżeli klient zobaczy na wizualizacji odcień grafitowy, a podczas odbioru okaże się, że jest antracyt, wówczas może uznać ten fakt za „wadę istotną”. Wtedy klient będzie miał prawo odstąpić od umowy, a deweloper będzie musiał zwrócić mu dwukrotność zadatku, jaki nabywca wpłacił przy podpisaniu umowy rezerwacyjnej. Wiele osób będzie chciało wykorzystać te zapisy na swoją korzyść. Ustawodawca narzuca dodatkowe obowiązki, bez szczegółowego opracowania.

Aneta Nagler: Ustawa wprowadza również zmiany dotyczące odbioru mieszkań?

Dorota Dymyt-Holko: Nowa ustawa zmienia wszystko w odbiorach lokali. Oprócz „wady istotnej” dochodzą dodatkowe niespodzianki, jak opinia rzeczoznawcy budowlanego w przypadku sporu o zasadność owej wady. Co ciekawe, opinia ma się pojawić na drugim odbiorze, który jeszcze się nie odbył, a już powinna być przedstawiona deweloperowi. „Interesującym” pomysłem jest możliwość zgłaszania kolejnych usterek aż do momentu przeniesienia własności. Zapewne powstaną spory, z czyjej winy one wynikły po przekazaniu kluczy. Jeżeli deweloper nie usunie usterek w ciągu 30 dni i nie poinformuje klienta o kolejnym terminie, klient będzie mógł usunąć usterkę na koszt spółki. To również prowadzi do wielu kontrowersji: co z odpowiedzialnością za jakość danej naprawy, co z ewentualnymi usterkami, które wynikły z winy wykonawcy, np. kolejne uszkodzenia. Spodziewam się sporów sądowych w tym zakresie.

Aneta Nagler: Nowa ustawa deweloperska ma wykluczyć patodeweloperkę i zostawić na rynku wyłącznie solidnych deweloperów. Czy Twoim zdaniem jest szansa, że ta ustawa faktycznie zrobi więcej dobrego niż złego?

Dorota Dymyt-Holko: Kwestia dyskusyjna. Nowa ustawa ma zarówno swoje plusy, jak i minusy. Rzetelne firmy, posiadające zaplecze finansowe i techniczne, dostosują się do jej wymogów, co faktycznie może doprowadzić do „wyczyszczenia rynku”. Mniejsze przedsiębiorstwa nie podołają obowiązkom i obciążeniom finansowym. Finalnie wyższe koszty zapłaci klient. Należy pamiętać, że każde dodatkowe obciążenie kosztuje – musimy zwiększyć ilość kadry nadzorującej, stworzyć działy do obsługi wpłat. Wszystko generuje wyższą cenę metra kwadratowego.

Aneta Nagler: Uchodźców w Polsce wciąż przybywa. Ich obecność zmieni rynek najmu?

Dorota Dymyt-Holko: Całkowicie. Już w tej chwili polskim studentom brakuje lokali na wynajem. Tak jak wspomniałam, nie zadbaliśmy o ten rynek, nie promowaliśmy PRS-ów. Brakuje też mieszkań zastępczych. A przecież osoby z Ukrainy będą chciały gdzieś mieszkać, pracować i żyć. Największy problem jest w dużych miastach – we Wrocławiu, Gdańsku, Warszawie, Krakowie. Musimy budować, nie mamy gruntów, nie znamy kosztów. Rynek najmu pójdzie w górę.

Aneta Nagler: Ale z drugiej strony może nastąpić otwarcie dla inwestorów, którzy do tej pory mieli dużo lokali czy kwater pracowniczych. Tylko pytanie jest takie, ilu Ukraińców będzie stać, aby zamieszkać w takich miejscach.

Dorota Dymyt-Holko: Problemem nie zawsze jest cena, tylko dostępność. Klienci z Ukrainy potrzebują lokali, lecz obecnie ich nie mamy. Pamiętajmy, że nie wszyscy, którzy przybyli, są biedni, każdy standard znajdzie swojego nabywcę. Kwater pracowniczych już praktycznie nie ma. To są ponad dwa miliony ludzi, nie mamy takich „zapasów” lokali. Jako deweloperzy wspieramy samorządy, oferujemy swoją pomoc na każdym etapie: od drobnych remontów po zakupy mebli, jednak brak jest wolnych budynków do szybkiego przystosowania.

Aneta Nagler: Co doradziłabyś osobom, które dysponują konkretną gotówką? Co mają z nią zrobić – wypłacić, trzymać w domu, kupować walutę, kupować nieruchomości?

Dorota Dymyt-Holko: Inwestować w grunty, mieszkania na wynajem, mieszkania typu premium, domy. Wszystko w zależności od posiadanych środków finansowych. Grunt nie wymaga dodatkowych nakładów i może „poczekać”. Lokale mogą za to przynieść szybszy zysk – czy to z najmu, czy ze wzrostu wartości. Pamiętajmy, że ten rynek szybko się odbije, mamy ponad dwa miliony uchodźców, część z nich zostanie tutaj na stałe.

Aneta Nagler: Wyzwaniem będą ceny surowców i kłopoty z łańcuchem dostaw?

Dorota Dymyt-Holko: Tak, łańcuchy dostaw już zostały przerwane. Zaczynamy ściągać materiały z Włoch i Niemiec. Taka sytuacja na pewno zastopuje rynek, bo jeśli nie mamy dostępu do materiałów, nie możemy kontynuować inwestycji.

Aneta Nagler: Łańcuch dostaw został przerwany, ceny surowców idą do góry, robotnicy z Ukrainy wyjeżdżają. Ale czy to nie jest tak, że duzi gracze, dla których Ty pracujesz, zabezpieczają się kontraktacją wcześniej i mają w magazynach przygotowane zapasy?

Dorota Dymyt-Holko: Oczywiście, mamy przygotowane zapasy, ale nie na długi okres. Możemy powiedzieć, że dysponujemy materiałami na jeden etap do przodu. Nikt z nas nie robił zakupów w takiej ilości, inwestycje były obsługiwane na bieżąco. Obecna sytuacja zaskoczyła wszystkich.

Aneta Nagler: Na koniec zapytam: czy Twoim zdaniem to będzie trudny rok, czy raczej rok pełen wyzwań?

Dorota Dymyt-Holko: Deweloperzy lubią wyzwania, praca w tym zawodzie nie należy do najłatwiejszych. Nadchodzący rok będzie trudny dla nas wszystkich. Zdajemy sobie sprawę z problemów, ja- kie nas czekają, i odpowiedzialności, jaka na nas spoczywa. Harmonogramy, ceny, wprowadzanie ustaw, kontrola kosztów i bieżący monitoring sytuacji. Kto chce pracować w tej branży, musi przygotować się na rok pełen wyzwań.

Dorota Dymyt-Holko – absolwentka Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie, prawnik, specjalizujący się w przygotowaniu inwestycji deweloperskich oraz obsłudze posprzedażowej. Doktorantka prawa zajmująca się nową ustawą deweloperską na Uczelni Łazarskiego. Współpracuje z dużymi spółkami inwestycyjnymi.

Potrzeba matką dobrych rozwiązań. O adresie do eksmisji przy umowach najmu okazjonalnego

Materiał Partnera

Redakcja: Od jak dawna i w jaki sposób związani jesteście z rynkiem nieruchomości?

Michał Łukaszewski: Mam wrażenie, że od zawsze. Z rynkiem nieruchomości czynnie związany jestem od ponad 18 lat. Od 2004 roku posiadam licencję pośrednika w obrocie nieruchomościami, a od 2008 roku jestem właścicielem biura pośrednictwa w obrocie nieruchomościami LCM Nieruchomości w Toruniu, które prowadzę wspólnie z Agą. Od początku istnienia biura z sukcesami pomagamy klientom uczestniczyć w transakcjach kupna-sprzedaży oraz najmu nieruchomości na rynku toruńskim.

Agnieszka Łukaszewska: Tu warto wspomnieć, że w 2020 roku LCM Nieruchomości zostało uznane za najlepsze biuro nieruchomości w województwie kujawsko-pomorskim w prestiżowym konkursie LIDER NIERUCHOMOŚCI OTODOM, organizowanym przez portal Otodom.pl.

Dbałość o jakość świadczonych przez nas usług, śledzenie trendów na rynku oraz ciągły rozwój – to elementy towarzyszące nam od zawsze w codziennej pracy. Rynek nieruchomości znamy od podszewki. To właśnie doskonała orientacja w realiach i sytuacji rynkowej, a także spore doświadczenie pozwoliły nam na zidentyfikowanie potrzeby rynkowej, dzięki czemu powstała nasza druga firma.

M.Ł.: Od stycznia 2017 roku jesteśmy także właścicielami firmy Najem Okazjonalny, do której należy marka Okazjonalny.info. Usługa, którą oferuje nasza firma, jest ściśle związana z rynkiem nieruchomości i wspiera podpisywanie umów najmu lokali mieszkalnych.

Redakcja: Michale, wiem, że jesteś autorem tej usługi. Na czym dokładnie ona polega?

M.Ł.: Najpierw krótko opowiem, na czym polega umowa najmu okazjonalnego i

czym istotnie różni się od zwykłej umowy najmu. Zawarcie umowy najmu okazjonalnego ma tę przewagę nad zwykłą umową najmu, że pozwala na szybsze przeprowadzenie eksmisji lokatora, który nie chce opuścić lokalu po wygaśnięciu umowy. Nie dość, że szybsze, to przede wszystkim legalne.

W praktyce wygląda to tak:

– Zawierając zwykłą umowę najmu, na wyrok eksmisyjny możesz czekać nawet kilka lat, a potem kolejnych kilka lat na lokal zastępczy dla najemy.

– Jeśli zawierasz umowę najmu okazjonalnego, sąd rozpatruje wniosek w trybie zaocznym (czekasz maksymalnie kilka tygodni, czasem nawet kilka dni), ponieważ najemca musiał poddać się egzekucji z art. 777 kpc. i dobrowolnie zobowiązał się do opróżnienia i wydania mieszkania.

Aby jednak móc skorzystać z możliwości szybkiej i zgodnej z prawem eksmisji lokatora, do umowy niezbędne są określone załączniki. Po podpisaniu umowy najmu najemca musi złożyć oświadczenie u notariusza, w którym dobrowolnie poddaje się rygorowi egzekucji na podstawie art. 777 kpc. w którym zobowiązuje się do opróżnienia i wydania lokalu używanego na podstawie umowy najmu okazjonalnego. W przypadku umowy najmu okazjonalnego najemca musi także wskazać adres nieruchomości, w której będzie mógł zamieszkać w razie eksmisji. Jednocześnie właściciel wskazanej przez najemcę nieruchomości musi złożyć oświadczenie, w którym wyraża zgodę na zamieszkanie najemcy w swoim lokalu w razie jego eksmisji z lokalu wynajmowanego. Dla uwiarygodnienia tego oświadczenia podpis właściciela może być poświadczony przez notariusza. Nasza firma, Najem Okazjonalny, udostępnia adres do umów najmu okazjonalnego. Najemca może wskazać jeden z naszych adresów jako ten, pod który przeprowadzi się w razie eksmisji. Jednocześnie my jako właściciele wskazanej nieruchomości oświadczamy, że wyrażamy zgodę na przyjęcie tego najemcy pod nasz dach w razie jego eksmisji.

Redakcja: Skąd wziął się pomysł na taką usługę?

M.Ł.: Pomysł narodził się z potrzeby ludzi. Kiedy w 2010 roku wprowadzono do ustawy zapisy o najmie okazjonalnym, zaczęliśmy zachęcać naszych klientów, właścicieli mieszkań i domów na wynajem, do podpisywania ze swoimi najemcami umów najmu okazjonalnego. Z czasem jednak okazało się, że znaczna część najemców nie ma możliwości wskazania adresu do eksmisji, i były to powody prozaiczne, a zarazem bardzo życiowe. Jednym z najemców był wychowanek domu dziecka, który nie miał kogo poprosić o poświadczenie adresu. Kolejna najemczyni była pokłócona z rodzicami, a znajomych nie chciała prosić o przysługę udostępnienia adresu do najmu okazjonalnego, ponieważ (jak sama twierdziła) wolała nie mieć tego typu długów wdzięczności. Jeszcze jeden przypadek: babcia zgodziła się poświadczyć adres wnuczkowi, ale kiedy okazało się, że musi się stawić u notariusza, ze wszystkiego się wycofała. Zaczęli się również pojawiać obcokrajowcy, którzy pracują w naszym kraju, legalnie zarabiają pieniądze i muszą gdzieś mieszkać. To tylko nieliczne z przypadków, kiedy transakcje najmu w naszym biurze nieruchomości „rozsypywały się”. Dla naszych klientów, wynajmujących, musieliśmy znaleźć innego najemcę, który będzie w stanie wskazać adres do eksmisji. Natomiast najemca musiał poszukać sobie innej oferty, gdzie nie wymagano podpisania umowy najmu okazjonalnego. Zauważyliśmy, że skoro jest problem ze wskazaniem adresu do eksmisji niezbędnego do umów najmu okazjonalnego, to my taki adres zapewnimy. Postanowiliśmy kupić nieruchomość, której adres zaczęliśmy udostępniać do umów najmu okazjonalnego. Obecnie w zasobie naszej spółki posiadamy już kilka takich nieruchomości.

Redakcja: Do kogo skierowana jest ta usługa?

A.Ł.: Pierwotnie usługa została stworzona do wewnętrznego użytku naszego biura. Była skierowana do najemców, którzy nie mieli możliwości wskazania adresu do eksmisji. Z czasem okazało się, że coraz częściej zgłaszają się do nas właściciele nieruchomości na wynajem, traktując nasz adres jako zabezpieczenie swoich interesów. Trzeba tu wyraźnie zaznaczyć, że ADRES DO EKSMISJI, który najemca wskazuje osobiście na potrzeby podpisania umowy najmu okazjonalnego, MOŻE BYĆ ULOTNY. Przyczyny mogą być różne, często prozaiczne, takie jak konieczność sprzedaży wskazanej nieruchomości lub po prostu zmiana zdania i wycofanie zgody. Jeśli więc w momencie ewentualnej eksmisji okaże się, że podany adres jest nieaktualny, komornik nie może wykonać eksmisji, a najemca będzie musiał zaczekać na lokal zastępczy od gminy. W sytuacji braku adresu do eksmisji cała istota najmu okazjonalnego upada, ponieważ okazuje się, że to, co miało zabezpieczać właściciela nieruchomości na wynajem, jest zarazem NAJSŁABSZYM OGNIWEM umów najmu okazjonalnego. Mając tego świadomość, właściciele nieruchomości na wynajem wolą sami wskazać najemcy adres do ewentualnej eksmisji. Korzystając z naszej usługi, mają pewność, że zgoda na zamieszkanie najemcy pod naszym dachem nie zostanie cofnięta. Ostatnią grupą odbiorców naszej usługi są biura nieruchomości z całej Polski, które tak jak my zauważyły potrzebę skuteczniejszego domykania transakcji najmu. Biura nieruchomości proponują naszą usługę zarówno najemcy, gdy ten nie ma możliwości wskazania adresu do ewentualnej eksmisji, jak i właścicielowi domu lub mieszkania, by skuteczniej zabezpieczyli oni swoje interesy, podpisując umowę najmu okazjonalnego.

Redakcja: Jakie korzyści daje ta usługa każdej ze stron?

A.Ł.: Najemcom – rozwiązuje problem braku możliwości wskazania adresu do ewentualnej eksmisji. Właścicielom – daje poczucie bezpieczeństwa i gwarancję, że adres „nie zniknie”. Biurom nieruchomości – pozwala skuteczniej „spinać” transakcje.

Redakcja: Co trzeba zrobić, żeby skorzystać z Waszej usługi i otrzymać od Was oświadczenie niezbędne do umowy najmu okazjonalnego?

M.Ł.: Wystarczy skontaktować się z nami telefonicznie lub drogą mailową. W wiadomości zwrotnej odsyłamy instrukcję dalszego postępowania. W ciągu 48 godzin od momentu otrzymania przez nas niezbędnych informacji zamawiający usługę otrzymuje od nas poświadczenie adresu wraz z kompletem dokumentów. Opłata uiszczana jest u kuriera dostarczającego przesyłkę z zamówionymi dokumentami.

Redakcja: Czy macie jakieś plany związane z Waszą usługą?

A.Ł.: Oczywiście, że tak. Ciągły rozwój mamy we krwi. Chcemy, aby nasza usługa była jeszcze bardziej dostępna, dlatego już niebawem nasze oświadczenie o adresie będzie można zamówić drogą online. Szczegóły wkrótce, a tymczasem zapraszamy na naszą stronę internetową www.okazjonalny.info.

Agnieszka Łukaszewska
+48502559070
agnieszka@okazjonalny.info

Michał Łukaszewski
+48883625360
najem@okazjonalny.info

Michał Łukaszewski
Z rynkiem nieruchomości związany od ponad 18 lat. Od 2004 roku licencjonowany pośrednik w obrocie nieruchomościami, a od 2008 właściciel biura pośrednictwa LCM Nieruchomości w Toruniu, które z sukcesami pomaga klientom uczestniczyć w transakcjach kupna, sprzedaży oraz wynajmu nieruchomości na rynku toruńskim. W 2020 roku LCM Nieruchomości zostało uznane za najlepsze biuro nieruchomości w województwie kujawsko-pomorskim w prestiżowym konkursie LIDER NIERUCHOMOŚCI OTODOM organizowanym przez portal otodom.pl. Autor i twórca innowacyjnej usługi na rynku nieruchomości polegającej na zabezpieczeniu adresu przy umowie najmu okazjonalnego. Od stycznia 2017 roku właściciel firmy Najem Okazjonalny, do której należy marka okazjonalny.info. Firma NAJEM OKAZJONALNY jest właścicielem nieruchomości w Polsce, w których będzie mógł zamieszkać najemca, gdyby doszło do procedury wykonania egzekucji opróżnienia i opuszczenia lokalu mieszkalnego. Doskonale zorientowany w realiach i bieżącej sytuacji na rynku nieruchomości. Zawsze przygotowany, zawsze dokładny, zawsze punktualny. Prywatnie ojciec trójki dzieci, miłośnik spacerów z psami, entuzjasta wycieczek rowerowych, dobrego kina i piłki nożnej.

Agnieszka Łukaszewska
Zawodowo marketerka, nieruchomościowa coolhunterka i trendsetterka dla biura LCM Nieruchomości. Współwłaścicielka w firmie Najem Okazjonalny. Zaangażowana w budowanie i rozwój obydwu marek #Okazjonalny.info i #LCMnieruchomości. Bacznie śledzi trendy na rynku nieruchomości, analizuje potrzeby i wyznacza kierunki działania w obydwu firmach. Z jednej strony entuzjastka porządkowania, usprawniania i optymalizacji działań (zarządzanie jakością). Z drugiej strony artystyczna dusza – fotografka wnętrz, operatorka drona i autorka wirtualnych spacerów w LCM Nieruchomości. Jej drugie imię to „Intuicja”. Prywatnie mama trójki dorastających dzieci i dumna żona Lidera Nieruchomości. Właścicielka trzech psów, kota, dwóch żółwi i stada świnek morskich. Miłośniczka swojego ziołowego ogródka. Biegowa amatorka.

Remontowe rewolucje

Materiał Partnera

Od agencji nieruchomości po własną firmę i wejście na giełdę – a to wszystko w 10 lat! Tomasz Laskowski nie boi się przyszłości, głównie dlatego, że wyciąga lekcje… z przeszłości. Czego żałuje najbardziej i dlaczego pokochał właśnie kamienice?

Redakcja: Panie Tomaszu, skąd zamiłowanie do kamienic? To dość oryginalne hobby.

Tomasz Laskowski: To prawda. Nieruchomościami zajmuję się od 15 lat. To zabawne, ale od zawsze marzyłem o żonie, która będzie architektem, i chyba to trochę zwizualizowałem, bo dokładnie tak się stało. Moja żona, Alicja, jest fantastycznym dekoratorem wnętrz. Łączą nas wspólne działania i praca, ale i wspólny sukces, a także zakupy – w tym pierwsza kamienica zakupiona pod inwestycję dokładnie 7 lat temu, w 2015 roku.

Redakcja: Swoją firmę, Inside Park, założył Pan w 2017 r. Pamięta Pan swoje początki?

Tomasz Laskowski: I to doskonale! Właśnie obchodzimy 5-lecie istnienia Inside Park, a jednocześnie 10-lecie prowadzenia biznesu. Początkowo działaliśmy pod szyldem sieciowej agencji nieruchomości, co ogromnie dużo mnie nauczyło. To właśnie tam dowiedziałem się między innymi o tym, jak skalować biznes, oraz poznałem wszystkie standardy i procedury, co poskutkowało tym, że już od 5 lat funkcjonujemy jako marka Inside Park, gdzie zawodowo zajmujemy się inwestycjami w nieruchomości.

Redakcja: Porozmawiajmy chwilę o kamienicach. Jak wygląda proces inwestycyjny i ile potrafi kosztować?

Tomasz Laskowski: Ciężko odpowiedzieć na to pytanie, bo wszystko zależy od konkretnej nieruchomości. Przykładowo – nakłady remontowe na kamienice o powierzchni ok. 700 mkw. to koszt około 2 milionów złotych. Pamiętajmy jednak, że te wartości mogą być wyższe lub niższe, w zależności od sposobu prowadzenia prac czy galopujących na rynku cen. Sam proces inwestycji trwa mniej więcej 24 miesiące, ale bywało i tak, że kupowaliśmy nieruchomość, którą negocjowaliśmy przez, bagatela, 8 lat!

Redakcja: A największe wyzwanie, z którym Pan się spotkał podczas swojej 10-letniej przygody w tej branży?

Tomasz Laskowski: Początkowo prowadziliśmy agencję nieruchomości, w którą dużo inwestowaliśmy – nie tylko pieniędzy, ale i czasu. Nadszedł jednak taki moment, że w końcu podjęliśmy z żoną odważną decyzję i skupiliśmy się tylko na jednej specjalizacji, a co za tym idzie – musieliśmy odciąć jedną z nóg biznesu (było to dla nas nie tylko trudne, ale przede wszystkim ryzykowne). W każdym razie to właśnie ta decyzja była naszą trampoliną w rozwoju działalności i cały czas żałuję, że tak długo z tym zwlekałem.

Redakcja: Wróćmy zatem do czasów obecnych – ceny nieruchomości, również tych na rynku wtórnym, od wielu lat nieustannie rosną. Nie boi się Pan bolesnego krachu?

Tomasz Laskowski: Paradoksalnie ceny w kamienicach nie wzrosły tak bardzo, jak chciałbym tego jako inwestor. Nie zmienia to jednak faktu, że skoro rosną ceny materiałów budowlanych oraz usług, a zatem deweloperzy nie będą w stanie wybudować nic taniej niż obecnie – to nie należy się spodziewać tańszych nieruchomości. Co więcej, przewiduję wzrost cen na rynku wtórnym. A to może oznaczać, że ludzie zaczną się przenosić do kamienic. Warto również zwrócić uwagę na osoby, które inwestują w nieruchomości, aby zapewnić sobie dochód pasywny. Wzmożone zainteresowanie wynajmem nieruchomości automatycznie powoduje wzrost zainteresowania gotowymi lokalami do zamieszkania już teraz.

Redakcja: Jak Pan myśli, co przekonuje ludzi do zamieszkania w kamienicach?

Tomasz Laskowski: Musimy pamiętać, że każda kamienica to historia, do tego obiekt najczęściej ulokowany w świetnym punkcie (blisko centrum miasta). Jest to również ogromny potencjał architektoniczny – wielu ludzi to odstrasza, ale efekt końcowy zachwyca nawet największych sceptyków. Nie zapomnijmy o ogromnej przestrzeni i wysokich oknach, idealnych dla fanów np. stylu paryskiego. Co ważne, mieszkania w kamienicach wciąż są w bardzo atrakcyjnych cenach, a jeśli wiemy, jak i z kim je remontować, sukces finansowy jest w zasięgu naszej ręki.

Redakcja: Pomówmy zatem o przyszłości. Jakie ma Pan plany na rozwój Inside Park w najbliższych latach?

Tomasz Laskowski: Naszym celem numer jeden jest stanie się liderem pod kątem liczby sprzedanych nieruchomości w Polsce…

Redakcja: …a na świecie?

Tomasz Laskowski: Polska północna to dopiero początek, potem celujemy w centralną i resztę kraju. Dlatego też tworzymy specjalną aplikację mobilną, która pozwoli wynajmować i kupować nieruchomości z dowolnego miejsca na świecie. Jest to prawdziwie przełomowa infrastruktura technologiczna dla branży nieruchomości. Na ten projekt uzyskaliśmy specjalne wsparcie z Urzędu Marszałkowskiego w kwocie 499 800 tysięcy, a jeszcze wcześniej opinię o innowacyjności tego projektu w skali całego świata. Tak że jeśli mowa o świecie, to wszystko jest możliwe.

Redakcja: Powróćmy zatem do bliższych planów. Jakie cele na najbliższe lata?

Tomasz Laskowski: W spółce, którą zarządzam i której jestem głównym akcjonariuszem, czyli Inside Park SA, zamierzamy w tym roku udostępnić naszym nabywcom minimum 3500 mkw. Chcemy też przeprowadzić pierwszą emisję akcji przed planowanym debiutem na giełdzie i wejść na NewConnect najpóźniej w 2024 roku.

Redakcja: Pozostańmy jeszcze chwilę w temacie giełdy. Co Was na nią sprowadza?

Tomasz Laskowski: Od zawsze byliśmy jedną z najbardziej transparentnych firm w branży nieruchomości. Nasze wyniki finansowe są jawne i publiczne, co sprawia, że już dzisiaj widzimy same korzyści. Zamierzamy jeszcze bardziej uwiarygodnić działania Inside Park SA i jednocześnie dotrzeć do nowych możliwości finansowania naszych przyszłych inwestycji. Traktujemy to jako naturalny etap rozwoju firmy.

Redakcja: Panie Tomaszu, czego zatem Panu życzyć?

Tomasz Laskowski: Na pewno akcjonariuszy, którzy będą chcieli wpływać ze mną na rozwój Inside Park. Wierzę, że ludzie to największy kapitał każdego biznesu i bez nich na pewno nie byłbym w tym miejscu, w którym aktualnie jestem.

Tomasz Laskowski
Założyciel, główny akcjonariusz oraz Prezes Inside Park S.A. Certyfikowany doradca nieruchomości, szkoleniowiec oraz vicelider Stowarzyszenia Mieszkanicznik. Doświadczony przedsiębiorca, wizjoner widzący szczyty oraz znający drogę pod górę. Autor książki Coś o nieruchomościach.

Projektujesz budynek na nieaktualnej mapie? Nie pomijaj sprawdzenia na etapie due diligence

Adrian Hołub, CRE Advisor, Geodetic Board Member, Investor, Lecturer, Court Expert

Aktualność map zasadniczych i wykonywanych na ich podstawie map do celów projektowych (mdcp) to ciągle lekceważony element w procesach inwestycyjnych. Opierając się na tych danych, oblicza się parametry zabudowy, projektuje budynek i liczy ROI, PUM/GLA planowanej inwestycji. Weryfikacja danych na mapach powinna być zatem priorytetem każdego inwestora. Świadomi dokonują sprawdzenia już na etapie analiz due diligence (DD) czy analiz chłonności działki, jeszcze przed jej zakupem. Znam jednak wiele przypadków, gdzie stare mapy otrzymują świeższe daty i podpisy geodetów uprawnionych i tym samym udają nowe, aktualne. To, czym grozi projektowanie na nieaktualnej mapie, powinno być jasne, jednak zbyt często procesy związane z pozwoleniami na budowę (PnB) muszą ruszać od nowa. Co należy sprawdzić na etapie DD przed zakupem nieruchomości? Czy urzędnik może wychwycić nieaktualność mapy? Poznaj błędy i nie popełniaj ich w swoich inwestycjach.

Po co weryfikować dane na mapach?

Praca na nieaktualnych mapach jest najbardziej powszechnym błędem, jakiego dopuszczają się inwestorzy. Fenomen ufności do dokumentów z urzędowymi pieczątkami jest niebywały. W poprzednim artykule wspomniałem, że średnio na 1 ha przypada 50 błędów na mapie zasadniczej. Mowa

tu o niewykazanych lub niezaktualizowanych danych, takich jak: obecność przyłączy, liczba kondygnacji budynków, samowole budowlane, powierzchnie utwardzone, urządzenia podziemne, drzewa, ogrodzenia, rowy itd. Dopiero w 2020 r. skończyło się przetwarzanie map z wersji analogowych na cyfrowe. Aktualnie jako uczestnicy procesu inwestycyjnego doświadczamy hurraoptymizmu, bo wreszcie mamy czytelne mapy. Czy jednak czytelne znaczy to samo co aktualne? Proces przetwarzania map był zlecany na podstawie przetargów licznym firmom, które dawały różne standardy opracowania i liczne błędy pomiarowe. Niewiarygodność treści map polega również na tym, że znajdują się na nich np. budynki, które zostały wkreślone na mapie numerycznej w wyniku wektoryzacji map analogowych, a nie na podstawie pomiarów. W inwestycjach pomija się pomiar urządzeń podziemnych i budynków, które na mapach znalazły się p przez wektoryzację. Dokładność położenia takich elementów na mapach wynosi nierzadko ponad metr. W podobny sposób na mapy trafiły granice nieruchomości. Granice przyjmowano też, spoglądając na stan władania, czyli istniejące ogrodzenia, a nie na podstawie współrzędnych granic. Przy ustalaniu granic jeszcze kilka lat temu nakazywano ich dociągania nawet do 15 cm, gdy rzeczywistość odbiegała od stanu na mapach. Cieszymy się zatem z czytelności map, ich kolorystyki, a jednocześnie jesteśmy nieświadomi jakości tego, co wydają nam urzędy.

Na mapach zasadniczych nie ma obowiązku nanoszenia linii rozgraniczeniowych pasa drogowego, linii odsunięcia od przewodów energetycznych i innych istotnych elementów (słupy, maszty), a są to aspekty, które należy wziąć pod uwagę w procesie projektowym. Zlecenie kontroli położenia tych elementów leży w interesie inwestora. Architekci bowiem, nie znając rzeczywistego położenia tych linii, zachowają bufor bezpieczeństwa i zmniejszą budynek, na czym finalnie inwestor straci.

Załóżmy, że na działce zaznaczony jest hydrant i gaz. Jednak w terenie nie ma tych instalacji albo są nieczynne, ale nie odnotowano tego na mapie. Architekt projektuje galerię handlową, opierając się na danych na mapie, a urzędnik niekoniecznie wychwyci ten błąd i wyda PnB. Problem ujrzy światło dzienne na etapie budowy, co będzie wiązało się z pozwoleniem zamiennym, dodatkowymi kosztami i wydłużeniem procesu. Jeśli hydrantu nie ma odpowiednio blisko, to konieczne będzie jego podprowadzenie lub wybudowanie zbiornika przeciwpożarowego na działce, a więc generujemy kolejne koszty.

Wykorzystaj potencjał nieruchomości

Na mapach zasadniczych wykonuje się również analizy chłonności, a potem mdcp. Jest to zatem priorytetowy dokument projektowy, szczególnie istotny, gdy PnB uzyskuje się na podstawie decyzji o WZ. Istotny jest też obszar wybierany do analizy mapy zasadniczej w celu negocjacji WZ z urzędnikiem. Czasami dodanie do zakresu analizy 8-kondygnacyjnego bloku mieszkalnego znajdującego się na skrajni wybieranego obszaru pozwoli np. uzyskać wyższą średnią wysokość budynków rozpatrywanego obszaru albo większą powierzchnię zabudowy. Finalnie parametr naszego planowanego budynku może być lepszy.

W Warszawie kilkukrotnie przeprowadzałem proces aktualizacji wysokości budynku na mapach przy procedurach uzyskiwania WZ. Jednemu inwestorowi dało to szansę wybudowania o jedną kondygnację więcej, niż planował. Nie muszę wspominać chyba o zyskach, które z tego tytułu płyną do inwestora. Zabieg wygenerował comiesięczne profity liczone w dziesiątkach tysięcy złotych z tytułu najmu. W jednej z ostatnich analiz chłonności, jaką wykonał architekt, wykazaliśmy 10 poważnych błędów, m.in. zawyżył on powierzchnię analizowanego terenu o 2200 mkw. i zaprojektował 30 działek z domami, gdzie faktycznie można było wcisnąć 28. Inny z deweloperów mieszkaniowych po kilku latach zaangażowania dużego kapitału i zespołu osób musiał uruchomić procedury od początku. Mimo licznych ostrzeżeń, że projekt niesie błędne linie rozgraniczające tereny o różnym przeznaczeniu i należy je sprawdzić – robili swoje, bo architekt upierał się, że wie lepiej. Finalnie, po kilku latach projektowania i przygotowywania dokumentów do PnB, wyszło, że linia za- projektowana dla całego blisko 100-metrowego budynku została wrysowana z kilkumetrowym błędem (zaprojektowano za duży budynek). Architekt poniósł odpowiedzialność, ale to inwestor stracił kilka lat pracy i musiał uruchomić procedurę projektów i PnB od początku.

Treść i ważność map

Zakres i obszar analizy mdcp określają przepisy. Trzeba aktualizować nie tylko obszar, którego dotyczy przedmiotowa inwestycja, ale również obszar wokół działki. Przed rozpoczęciem prac w terenie należy wiedzieć, do jakich celów będzie służyć mdcp. Utarło się, że mdcp jest ważna do pół roku. Traci ona ważność w momencie, gdy niesie informacje nieaktualne i odmienne od stanu rzeczywistego w terenie, tj. gdy nastąpiły zmiany w zagospodarowaniu terenu. Urzędnik w toku weryfikacji dokumentów przedkładanych do PnB może poprosić o bardziej aktualną mapę. Czy możliwa jest aktualizacja mdcp? Niestety nie. Mdcp może wykonać geodeta uprawniony w zakresie pierwszym i odpowiada on za ewentualne błędy i braki. Niestety zdarza się notorycznie, że mdcp są wykonywane bez wychodzenia w teren, podbijane pieczątkami i podpisywane przez geodetów jako pomierzone i aktualne ze stanem w terenie. Wydział architektury wydający PnB może podważyć aktualność danych na mapie. Z oczywistych względów lepiej, aby stało się to na etapie uzyskiwania PnB. Inwestor zostanie wezwany do aktualizacji wniosku o PnB. Wtedy należy wykonać nową mdcp. Zdarza się jednak, że urząd znajduje nieścisłości na etapie budowy lub przy odbiorze budynku. To najczarniejszy scenariusz dla inwestora.

Podałem tylko kilka z dziesiątek przykładów dotyczących błędów map zasadniczych. Wykonujemy 100 mdcp rocznie i właściwie w każdym przypadku trzeba coś aktualizować. Kładzenie na jednej szali czasu i kosztów niezaktualizowania mapy zasadniczej, a na drugiej czasu i kosztów całego procesu inwestycyjnego jest nierozsądnym posunięciem. Wieloletnia praktyka pokazuje, że mapa zasadnicza przedstawia stan, który ostatnio został tam wprowadzony. Mogło to być rok temu albo 10 lat temu i nierzadko ten stan bywa daleki od rzeczywistości w terenie.

Adrian Hołub
15-letni praktyk, biegły sądowy, niezależny doradca ds. inwestycji w nieruchomości komercyjne i mieszkaniowe, wykładowca akademicki na 4 uczelniach, inwestor nieruchomości, członek zarządu GEODETIC – firmy świadczącej szereg usług inżynieryjnych i doradczych w zakresie due diligence nieruchomości, pomiarów powierzchni (najem, podatki, sprzedaż), inwentaryzacji architektonicznych, skaningu i modelowania 3D. Obsłużył ~8 mln m2 powierzchni w tysiącach obiektów, wygłosił ponad 150 prelekcji i napisał ponad 150 publikacji.

Mamy niski poziom kultury planistycznej

Marta Kubacka

Miejscowe plany zagospodarowania przestrzennego obejmują nieco ponad 30 proc. Polski. Dostępne w naszym kraju instrumenty planowania są nieszczelne i chaotyczne. Są miasta, w których gminy traktują ład przestrzenny priorytetowo. To jednak kropla w morzu potrzeb, na których spełnienie Polska zasługuje.

Główne problemy, z którymi borykamy się w Polsce w zakresie ładu przestrzennego, to nieszczelne rozwiązania prawne i niska kultura planistyczna. W takich sytuacjach nie dziwią tendencje

deweloperów do ignorowania priorytetów polityki przestrzennej. Najbardziej zauważalnym problemem jest wszechobecna „betonoza”. Niestety, obecnie budynki powstają zbyt blisko siebie, a tereny zielone ograniczają się do niewielkiego trawnika. Przepisy prawa, które zmieniały te wytyczne, często

spotykały się z dezaprobatą inwestorów. Pożądanym kierunkiem (również z uwagi na zagrożenia w zakresie zmian klimatu) jest promowanie zielonych inwestycji, zwłaszcza błękitno-zielonej infrastruktury w miastach.

Trendy planistyczne

Głównymi trendami przy wyznaczaniu świadomego planowania przestrzennego powinny być: przeciwdziałanie malejącym zasobom wody i zajmowania obszarów zieleni oraz projektowanie z punktu widzenia potrzeb człowieka. Skutecznym sposobem na „odbetonowanie miast” jest zmiana funkcji terenów na bardziej zielone. Takie walory doceniają przyszli użytkownicy, czego deweloperzy mają świadomość. Dlatego inwestorzy coraz częściej pochylają się nad zmianą dotychczasowego myślenia, w którym priorytetem było maksymalne wykorzystanie każdego metra kwadratowego działki. Pomysły zaskakują niekiedy samych klientów. Przykładów można wymieniać wiele: oczka wodne, zielone tarasy, zadrzewione alejki czy współpraca z dendrologami i ornitologami. Powszechnie wykorzystywane są też panele słoneczne, deszczówka i ekologiczne materiały.

Wzory do naśladowania

Nie należy kopiować kompleksowych rozwiązań z jednych miast do innych, ale warto je wdrażać częściowo. Wzorem planowania przestrzennego może być Kopenhaga, w której szczególną uwagę zwraca się na rozwój infrastruktury błękitno-zielonej. W Polsce takim miastem jest Wrocław – tam władze szczególnie mają na uwadze potrzeby mieszkańców. Ich celem jest ograniczenie rozprzestrzeniania się zabudowy i podejście „komplementarne”. Starają się zapobiegać realizacji ekologicznych i inteligentnych struktur osiedlowych zlokalizowanych poza strukturą urbanistyczną miasta, niezwiązanych funkcjonalnie z obszarem miejskim, bez uwzględnienia dostępu do sieci ciepłowniczej, transportu publicznego, ogólnodostępnej przestrzeni publicznej itp.

Warto pamiętać, że miasto to przede wszystkim społeczeństwo, a infrastruktura powinna służyć jego celom. Więcej na ten temat można dowiedzieć się z jakże interesującej książki pt. Miasto szczęśliwe autorstwa Charlesa Montgomery’ego.

Na bakier z kulturą

O tym, jak wyznaczyć kierunek, który polepszyłby jakość życia w dużym mieście, porozmawialiśmy z dr. hab. prof. ZUT Maciejem J. Nowakiem.

mamy niski poziom kultury planistycznej

Czy w Polsce władze same decydują o zasadach planowania przestrzennego, czy musimy się stosować do innych, np. unijnych zasad? To dobrze czy źle?

Wpływ Unii Europejskiej na planowanie przestrzenne w Polsce jest znikomy. Może trochę szkoda, że tak jest. Polska należy do tych krajów w Europie (a na pewno w samej Unii Europejskiej), w których stwierdza się największy chaos przestrzenny. Dostępne w Polsce instrumenty planowania (plany zagospodarowania przestrzennego, decyzje o warunkach zabudowy)

są bardzo nieszczelne. W konsekwencji zbyt często wola zabudowy konkretnej nieruchomości w określony sposób jest ważniejsza od licznych innych względów. W takiej sytuacji sami, z perspektywy krajowej, musimy nie tylko kształtować przestrzeń, ale także odpowiadać na kolejne wyzwania, chociażby związane z ochroną klimatu. Możemy również korzystać z pewnych szerszych pomysłów wypracowywanych na szczeblu Unii Europejskiej. Nie są one jednak bezpośrednio wiążące. Często to pewne koncepcje strategiczne, czasem pewne projekty badawcze. Można również zakładać, że mimo wszystko będziemy stwierdzać coraz silniejszą „europeizację planowania przestrzennego”. Już obecnie część dokumentów UE (np. Agenda Terytorialna Unii Europejskiej 2030) określa bardzo precyzyjne wytyczne dla krajowych systemów. Obejmują one zarówno zagadnienia środowiskowe, jak też związane z hasłem „sprawiedliwej Europy”, sprowadzające się również do zapobiegania suburbanizacji.

Co w takim razie powinno być wyznacznikiem mądrego planowania przestrzennego w Polsce?

Jest wiele takich kierunków. Można się odwołać do koncepcji „prawa do miasta”. Zgodnie z nią każdy mieszkaniec miasta powinien mieć szerokie prawo do korzyści, które miasto daje. Dostęp do tych korzyści (przestrzenie publiczne, parki, tereny zielone) może być ograniczany przez niekontrolowane inwestycje. Planowanie przestrzenne nie może blokować ważnych, również opłacalnych ekonomicznie inwestycji. Niemniej jednak musi określać ich lokalizację w taki sposób, aby nie zaszkodzić innym mieszkańcom. Władze gminy powinny przede wszystkim spróbować udzielić sobie odpowiedzi na pytanie, na czym polega w przypadku ich lokalnych uwarunkowań interes publiczny: jakie szczególne walory terenu ważne dla całej społeczności należy chronić. Kolejnym krokiem powinny być pogłębione analizy uwarunkowań przestrzennych, w trochę szerszym wymiarze, niż wynika to z treści ustawy o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym. Analizy te przynajmniej w częściowym zakresie powinny przełożyć się na stosowanie konkretnych instrumentów planistycznych.

Jakie są obecnie największe wyzwania w kwestii planowania przestrzennego w Polsce?

Wbrew pozorom takich wyzwań jest sporo i w najbliższej przyszłości mogą one odgrywać coraz istotniejszą rolę. O ile dyskusja o ładzie przestrzennym wydaje się być czasowo uniwersalna, o tyle niezależnie od niej polski system musi odnieść się do kolejnych zagadnień. Większość z nich wiąże się z ochroną klimatu. Jest to cel coraz bardziej priorytetowy. Przekłada się zarówno na wspieranie rozwoju odnawialnych źródeł energii, rozwój zielonej infrastruktury w miastach, jak też na wielofunkcyjność części terenów miejskich (związaną z możliwościami elastycznej reakcji na pojawiające się zagrożenia). Wdrażanie odnawialnych źródeł energii wiąże się z poważnymi barierami: wiele gmin boi się w to szerzej włączyć. Nawet jeśli podejmują tego rodzaju próby, nie zawsze prawidłowo określają to w dokumentach strategicznych oraz regulacyjnych. Sposoby ujęć elektrowni wiatrowych, a nawet paneli fotowoltaicznych w polskich planach są zupełnie przypadkowe i chaotyczne.

Magazyny potrzebne na już!

Aleksandra Zalewska-Stankiewicz

– Perspektywy dla rynku magazynowego w Polsce cały czas są korzystne – mówi Dariusz Sroka, Head of Industrial Department z warszawskiej agencji nieruchomości MAXON. W budowie jest ponad 4,5 mln mkw. powierzchni magazynowej. Na rynku pojawiają się kolejni gracze, a inwestorzy szukają gotowych obiektów, które mogliby kupić lub wynająć „od ręki”.

Aleksandra Zalewska-Stankiewicz: Na długo przed pandemią agencja nieruchomości MAXON miała silną pozycję na rynku magazynowym. Czy Państwa plany na rozwój zakładały, że sektor e-commerce rozwinie się tak intensywnie, jak tego doświadczyliśmy w erze koronawirusa?

Dariusz Sroka: Strategia działania naszej firmy jest dokładnie sprecyzowana i obejmuje wszystkie sektory nieruchomości. Jesteśmy obecni na rynku magazynowym, biurowym i mieszkaniowym już od ponad 30 lat. Dzięki doświadczeniu naszego zespołu obsługującego nieruchomości magazynowe i logistyczne nie mieliśmy problemu, aby odnaleźć się w pandemicznej rzeczywistości. Gdybyśmy nie byli odpowiednio przygotowani, nie mielibyśmy szansy, aby szybko zareagować na dynamicznie zmieniającą się sytuację w branży. Rynek magazynowy jest dość wymagający, a wdrażanie pracowników do pracy w tym obszarze to długotrwały proces. Na szczęście my mogliśmy w pełni wykorzystać potencjał zespołu, który został stworzony na długo przed pandemią.

A.Z.S.: Rynek magazynowy w 2021 odnotował spektakularne wzrosty. Z uwagi na to, że stanowi on bardzo duży obszar Państwa działalności, chciałabym zapytać: czy Państwo również zanotowali rekordowe wyniki w tym segmencie?

Dariusz Sroka: W 2021 roku pośredniczyliśmy w wynajmie powierzchni na ponad 200 tys. metrów kwadratowych. Jedną z transakcji, jakie przeprowadziliśmy w ubiegłym roku, było wynajęcie ponad 10 000 metrów kwadratowych chińskiej firmie logistycznej Cainiao, odpowiadającej za dostarczanie przesyłek z AliExpress. Przy naszym udziale Cainiao na swoje pierwsze centrum dystrybucyjne w Polsce wybrała powierzchnię magazynową w Panattoni Park Łódź West.

A.Z.S.: Jak dużymi powierzchniami magazynowymi dziś Państwo operują?

Dariusz Sroka: Współpracujemy ze wszystkimi deweloperami i funduszami, więc dysponujemy tym, co oferuje rynek. A w tym momencie oferuje bardzo dużo. Nasze portfolio zawiera zarówno małe powierzchnie magazynowe, jak i big boxy o powierzchni ponad 100 tys. metrów kwadratowych, dedykowane dla jednego najemcy lub oferowane w formule multitenant. Dzięki tak kompleksowej ofercie jesteśmy w stanie dopasować rozwiązanie do potrzeb i oczekiwań finansowych klienta.

A.Z.S.: A na co jest największe zapotrzebowanie?

Dariusz Sroka: Jeżeli popatrzymy na zestawienie transakcji najmu z 2021 roku, to oczywiście najbardziej zauważalne są te największe transakcje BTS dla e-commerce. Poza nimi mamy jednak bardzo dużo mniejszych transakcji, gdzie najemcami były firmy z sektora e-commerce, logistyki czy klienci produkcyjni, także ci prowadzący tzw. ciężką produkcję.

A.Z.S.: Jakie są najbardziej topowe lokalizacje powierzchni magazynowych?

Dariusz Sroka: Magazyny już od dawna nie są tylko domeną największych ośrodków miejskich. Właściwie w każdej części w kraju istnieją miejsca, które cieszą się zainteresowaniem inwestorów. Deweloperzy mają zabezpieczone grunty pod nowe projekty, starając się być tam, gdzie rynek zmierza. Ale gdybym miał wskazać miejsce, które zyskuje na atrakcyjności, powiedziałbym o ścianie zachodniej, od Szczecina po Jelenią Górę.

A.Z.S.: Jaki klient najczęściej poszukuje powierzchni magazynowych w parkach przemysłowych?

Dariusz Sroka: Większość stanowią klienci e-commerce, ale oczywiście każdy klient może ulokować swoją produkcję w parku przemysłowym. Pod warunkiem że będą mu odpowiadać warunki finansowe. Kolejną ważną kwestią jest potencjał danej lokalizacji, to, czy firma będzie w stanie znaleźć odpowiednich pracowników.

A.Z.S.: Jakie są nowe potrzeby klientów?

Dariusz Sroka: W 2021 roku na pierwszy plan wysunęły się takie kwestie jak ekologia i społeczna odpowiedzialność biznesu. Ze względu na znaczący wzrost kosztów prądu i gazu, klienci są zainteresowani nie tylko wysokością czynszu, ale również opłatami za media. Próbują oszacować, jakie będą sumaryczne koszty funkcjonowania magazynu. Czasem jest to trudne do określenia ze względu na charakter działalności najemcy. Myślę, że takie tematy będą przodować. Sądzę, że będą pojawiać się pytania o to, co można zrobić, aby koszt utrzymania magazynu był jak najniższy. W ubiegłym roku działania deweloperów zaczęły zmierzać do tego, aby ich budynki posiadały certyfikację ekologiczną na poziomie BREEAM. Spełnienie wymogów BREEAM pomaga w osiągnięciu niższych kosztów użytkowania i ograniczeniu negatywnego wpływu na środowisko. Coraz częściej deweloperzy wzmacniają konstrukcję dachów pod ewentualny montaż fotowoltaiki. W parkach logistycznych i przemysłowych powstają stacje do ładowania samochodów elektrycznych i łąki kwietne. Te wszystkie przykłady pokazują, że klienci wkomponowują w swój w budżet ekologię. Sądzę, że to dopiero początek i w kolejnych latach możemy oczekiwać jeszcze odważniejszych rozwiązań.

A.Z.S.: Pojawia się coraz więcej magazynów wybudowanych w nowym standardzie wysokościowym, wynoszącym 12 m. Klienci pną się do góry.

Dariusz Sroka: Rzeczywiście, coraz więcej deweloperów przygotowuje inwestycje w standardzie nie 10-metrowym, lecz 12-metrowym. Powód jest oczywisty – chodzi o oszczędności. Jeśli w budynku można dołączyć dodatkowy rząd z regałami, to na tej powierzchni możemy zaoszczędzić nawet 30 procent. Ten trend pojawia się nie tylko w magazynach miejskich, ale i w magazynach ulokowanych poza miastem.

A.Z.S.: A inne potrzeby, których wcześniej nie było?

Dariusz Sroka: Z pewnością jest to oczekiwanie ze strony klienta, że magazyn musi być „na już”. Wcześniej nie mieliśmy aż tak często do czynienia z podobnymi sytuacjami. Teraz zgłaszają się do nas firmy, które tu i teraz potrzebują wynająć magazyn o powierzchni kilkudziesięciu tysięcy metrów. Oczywiście nie zawsze jesteśmy w stanie spełnić takie oczekiwania natychmiast. Więc albo klient znajduje projekt, który go zadowala, albo jest zmuszony zmienić swoje założenia, albo ulokować magazyn w innym miejscu w Polsce lub poza jej granicami. Ale na tę sytuację już teraz reagują deweloperzy, budując coraz więcej powierzchni spekulacyjnej.

A.Z.S.: Czy jacyś nowi gracze pojawili się na rynku?

Dariusz Sroka: Zdecydowanie jest ich więcej niż w latach poprzednich. Do budowania wrócili deweloperzy, którzy przez kilka ostatnich lat wykazywali mniejszą aktywność. Obserwujemy też pojawianie się nowych graczy, którzy od ubiegłego roku budują parki przemysłowe i centra logistyczne w Polsce. Powierzchnie magazynowe cieszą się też zainteresowaniem ze strony inwestorów – magazyny są bardzo popularnym produktem inwestycyjnym. Obserwujemy bardzo duże zainteresowanie ze strony podmiotów spoza Polski.

A.Z.S.: Czy te inwestycje spełnią potrzeby, czy jednak przewidują Państwo, że zainteresowanie najemców nieruchomościami przemysłowo-logistycznymi będzie wciąż rosło?

Dariusz Sroka: W 2021 roku popyt na powierzchnię magazynową wyniósł 7,3 mln metrów kwadratowych, co oznacza, że liczba transakcji wzrosła o 40 procent. W budowie jest ponad 4,5 mln mkw. nowych powierzchni, a do tego współczynnik pustostanów spadł poniżej 4 procent. Mimo że bardzo dużo się buduje i wynajmuje, to współczynnik dostępności wciąż maleje. A to oczywiście oznacza, że powierzchni wciąż brakuje. Wydaje się, że wszystko zmierza w dobrym kierunku. W tej chwili mamy w Polsce 24 mln mkw. powierzchni magazynowej, a w budowie jest kolejnych 5 mln. Powierzchnia jest, możliwości są, pozostaje kwestia stabilności sytuacji geopolitycznej na świecie oraz tego, jak długofalowo będzie się rozwijać gospodarka.

Dariusz Sroka – zawodowo związany jest z rynkiem nieruchomości od 15 lat. Swoją karierę zaczynał od rozwoju oprogramowania CRM dla biur nieruchomości. W kolejnych latach zajmował się rozwojem autorskich rozwiązań dedykowanych dla sektora B2B. Z MAXON Nieruchomości zawodowo związany od 2016 roku. Od 2018 roku pełni funkcję szefa Działu Industrial, gdzie wraz z dedykowanym zespołem ekspertów wspiera firmy z całego świata w transakcjach najmu i zakupu powierzchni magazynowych i produkcyjnych na terenie Polski i Europy. Pasjonat metodologii Customer Development oraz Big-Data.

Ujarzmić smoka, czyli zimne telefony w pracy pośrednika

Basia Domarus

Jeśli jesteś początkującym pośrednikiem, to czekają Cię zimne telefony. I nie ma tu drogi na skróty. Jeśli chcesz być pośrednikiem i sprzedawać nieruchomości, to musisz tę umiejętność posiąść.

Z doświadczenia swojego, jak i moich kolegów po fachu wiem, że jest to jedna z najbardziej stresujących czynności w pracy początkującego pośrednika. Ba, bywa i tak, że pomimo wielu lat pracy i doświadczenia w branży wykonanie zimnego telefonu wyprowadza z równowagi nawet najtwardszych zawodników. Strach przed wykonaniem zimnego telefonu bywa tak wielki, że świadomie prokrastynujemy, w nieskończoność odkładając na potem to, co i tak nieuniknione. Lęk przed porażką oraz niewiara w skuteczność przyszłej rozmowy sprawia, że robimy tysiące zastępczych czynności, byleby jak najdalej odsunąć w czasie ten przykry obowiązek.

Jak zatem zmierzyć się z tym smokiem – jak go ujarzmić raz a dobrze? Jak go pokonać na tyle efektywnie, aby już nigdy nie zepsuł Ci dnia, nie obniżył Twojego morale, nie wyhamował Twojego zapału do pracy? Czy istnieje dobra metoda na to, aby nauczyć się wykonywania zimnych telefonów i podniesienia ich skuteczności do takiego poziomu, że Twój kalendarz wypełni się terminami umówionych spotkań, a Ty sam będziesz czuł radość i ekscytację na myśl o tym, do niedawna przykrym, obowiązku? Otóż tak, jest na to sposób. Można się tego nauczyć. Możesz posiąść tę umiejętność i cieszyć się z każdego skutecznego zimnego telefonu. Jeśli tylko dasz sobie szansę ujarzmić tego smoka, który jedynie z daleka wydaje się taki straszny. Gdy spojrzysz mu w oczy z bliska, zrozumiesz, że… nie taki smok straszny, jak go malują.

Wierzę, że wielu handlowców ma swoje osobiste metody na wykonywanie skutecznych zimnych telefonów. I przypuszczam, że dla różnych ludzi będą skuteczne różne metody. Chcę się dzisiaj podzielić z Tobą tym, co zadziałało u mnie. Oto jedna z autorskich metod na to, jak ujarzmić smoka. Przedstawię w pigułce kilka najważniejszych kroków tego jednego systemu. Po pierwsze: nastawienie. Możesz myśleć, co chcesz, ale wszystko zaczyna się w głowie. Czy w to wierzysz, czy nie, działa zasada samospełniającej się przepowiedni. Jeśli z góry nastawiasz się na porażkę, to takowej możesz oczekiwać. Jeśli wykonujesz zimny telefon tylko po to, aby odhaczyć go z listy obowiązków, bez przekonania, bez wiary w skuteczność, to efekt będzie podobny do oczekiwanego.

Wyświetl w głowie slajd, w którym osiągasz sukces. Wyimaginuj sobie sytuację, kiedy pewny siebie wykonujesz rozmowę

telefoniczną, która skutkuje umówionym spotkaniem. Bo przypominam, że celem zimnego telefonu jest ni mniej, ni więcej – umówienie spotkania. W trakcie rozmowy nie przedstawiasz oferty, nie negocjujesz warunków, nie opowiadasz o zaletach firmy, a jedynie umawiasz spotkanie.

Po drugie: przeczytaj dokładnie ogłoszenie. Zastanów się, czy naprawdę chcesz pozyskać tę ofertę do swojego portfolio. Czy jesteś pewien, że chcesz być opiekunem tej oferty, czy jesteś gotowy podjąć się sprzedaży danej nieruchomości? Nie działaj jak desperat. Miej swój plan, swoją strategię, nie bierz wszystkiego jak leci.

Jeśli jesteś już pewny, że chcesz pozyskać daną nieruchomość, pomyśl, jakich informacji brakuje w ofercie. O co możesz zapytać właściciela nieruchomości? Gdybyś rzeczywiście był zainteresowany nabyciem lokalu, o co chciałbyś zapytać? Być może w ogłoszeniu zabrakło informacji na temat ekspozycji okien albo odległości miejsca parkingowego od wejścia do klatki schodowej, a może nie ma rzutu i nie do końca rozumiesz, jaki układ ma to mieszkanie? Jaki jest widok z okna, jak duża jest piwnica… Informacje, których nie znalazłeś w ogłoszeniu, są dobrym początkiem do rozmowy oraz do zaproponowania spotkania w mieszkaniu lub domu. Najlepiej spotkać się na miejscu, rozejrzeć się i wypytać o szczegóły dotyczące nieruchomości oraz warunków sprzedaży.

Jest jeszcze druga metoda – w której przedstawiasz się jako pośrednik i używając języka korzyści, wyjaśniasz pokrótce, że warto się spotkać, by omówić możliwości. Każdy może wybrać, z którym stylem się utożsamia, w której wersji lepiej się czuje. Na warsztatach Z ZIMNYCH TELEFONÓW uczestnicy dzwonią na zajęciach, od razu wykorzystując w praktyce pozyskane umiejętności, i osiągają fenomenalne rezultaty – 6 wykonanych telefonów i 6 umówionych spotkań. Taki wynik mówi sam za siebie, tym bardziej, że dotyczy osoby początkującej.

Myślę, że w ten sposób szkoli się armia doskonałych pośredników, którzy wprowadzają na rynek nowy, jednolity standard. Właśnie tak wspólnie edukujemy polski rynek nieruchomości i odczarowujemy branżę. Już nie demonizuje się zimnych telefonów – stają się one po prostu narzędziem pracy. Są pierwszym krokiem do pracy w pośrednictwie, a z czasem zlecenia będą się brać z rekomendacji. Ale to już temat na kolejny artykuł… Zimne telefony mogą być satysfakcjonujące, a nawet przyjemne. Wszystko zależy od Twojej umiejętności przyswojenia nowych nawyków oraz gotowości do zmiany mentalności. „Zbuduj relacje, a nie będziesz musiał sprzedawać” – jak mówi Tatiana Mindewicz-Puacz. Jeśli się otworzysz i będziesz chciał nauczyć się czegoś nowego, zmienić swoje nawyki zawodowe oraz zacząć zarabiać godne pieniądze – to warto wziąć udział w warsztatach.

Dzień z życia pośrednika

Wysłuchała: Aleksandra Zalewska-Stankiewicz

To nieprawda, że każdy dzień pracy pośrednika nieruchomości wygląda podobnie. Czasem jedno zdarzenie może całkowicie zmienić Twój plan. – Nawet jeśli masz tysiąc spraw na głowie, nie odpuszczaj wykonania telefonów pozyskowych – radzi agentka Natalia Drysiak, której „Strefa Nieruchomości®” towarzyszyła przez cały dzień pracy.

Poranek – plan jest najważniejszy!

Budzik dzwoni o 7:15. Wstaję zawsze prawą nogą – to mój obowiązkowy rytuał! Zanim wpadnę na najwyższe obroty, zerkam do kalendarza. Sprawdzam, jak kształtuje się lista moich zadań do wykonania i jakie spotkania zaplanowałam. Zwykle spraw jest mnóstwo, dlatego dzielę je na bardziej i mniej pilne. Kolejne 3 godziny poświęcam na pracę przy komputerze. Odpisuję na maile, wystawiam faktury, przygotowuję umowy przedwstępne, kompletuję dokumenty dla klienta lub notariusza. W Internecie sprawdzam też, co nowego dzieje się w branży. Potem przechodzę do najważniejszego elementu, jakim jest pozyskiwanie ofert. To priorytet w pracy pośrednika, niezależnie od tego, ile masz zadań do wykonania! Każdego dnia na budowanie swojej oferty trzeba poświęcić przynajmniej dwie, trzy godziny. To ważne, ponieważ każda nowa oferta zbliża nas do kolejnej transakcji. Zwłaszcza jeśli ktoś jest początkujący w branży. W tej chwili, kiedy jestem już doświadczonym pośrednikiem, pozyskiwanie ofert przybiera różne formy. Poza wykonywaniem tradycyjnych zimnych telefonów (choć w moim przypadku nigdy nie są „zimne”), publikuję posty w social mediach, przygotowuję ulotki promujące moje usługi, robię

live’y czy udzielam wywiadów do „Strefy Nieruchomości®”. Ale podstawą wciąż pozostają telefony pozyskowe – każdego dnia agent powinien wykonać ich około trzydziestu!

Nieobliczalny środek dnia

Po godzinie 11 ruszam w teren, aby około południa rozpocząć spotkania z klientami. Planując je, zawsze biorę pod uwagę odległości, jakie muszę pokonać, aby przejechać z jednej strony miasta na drugą. Logistyka jest bardzo istotna, zwłaszcza w erze korków. Dlatego z tyłu głowy mam zakodowane, że jeden klient może się spóźnić, a drugi przyjść kwadrans wcześniej. Takie sytuacje trzeba przewidywać, aby nie dać się zaskoczyć. Przed każdym spotkaniem dzwonię do klienta, aby sprawdzić, czy nasze ustalenia są aktualne. Potwierdzam godzinę i miejsce, w którym mamy się zobaczyć. Niektórym wystarcza wysłanie wiadomości SMS. Ja uważam, że to za mało.

Kiedy nie jestem pewna, czy o czymś nie zapomniałam, zerkam w kalendarz. Ten sposób tylko raz mnie zawiódł – kilka lat temu zapomniałam o umówionym spotkaniu z klientami. Do dziś ten koszmar śni mi się po nocach!

Mimo przyjętego planu jestem gotowa na nieoczekiwane zdarzenia. Dzień pracy pośrednika bardzo dynamicznie się zmienia. Klient może nas zaskoczyć telefonem w każdej sytuacji. Dlatego nawet jeśli nie mogę odebrać, zawsze oddzwaniam. Nigdy nie wiadomo, czy po drugiej stronie słuchawki nie czeka ktoś, kto chce zrealizować supertransakcję.

Nie wychodzę z domu bez notesu i długopisów. Kiedy nie mam możliwości, aby sporządzić notatkę w tradycyjnej formie, korzystam z dyktafonu w mojej komórce. Skrzynkę mailową aktualizuję w telefonie, nie przemieszczam się z komputerem.

Chillout w środku dnia

W środku dnia, między prezentacjami i spotkaniami, zdarza mi się wygospodarować nawet dwie godziny. Ten czas wykorzystuję na kawę z przyjaciółką, na wykonanie telefonu do rodziców, na zrobienie zakupów czy czytanie ulubionych kryminałów. Zawsze mam przy sobie książkę – czytanie jest dobrym sposobem na rozładowanie korków i nerwów. Dzięki temu nie nudzę się, kiedy muszę dłużej poczekać na klienta. Nie lubię tracić czasu. Wolne minuty przygotowuję na organizowanie dni otwartych, home staging czy kontakt z moimi fanami na Instagramie – udało mi się tam zgromadzić bardzo zaangażowaną społeczność.

Popołudniowy maraton

Po godzinie 16 znów wchodzę na najwyższe obroty. Większość klientów po południu kończy pracę, więc jest to dla nich odpowiedni czas na spotkanie. Kiedy oni są zmęczeni, ja tryskam energią. Dużą wagę przywiązuję do nawiązania i podtrzymania relacji, zarówno podczas rozmów telefonicznych, jak i tych face to face. Notatki w CRM-ie pomagają mi zapanować nad chaosem. Robię je po to, aby pamiętać, o czym wcześniej rozmawiałam z klientami. Jeśli klient był chory, na początku spotkania pytam o jego zdrowie. Jeśli wrócił z urlopu, wykazuję zainteresowanie, czy jest wypoczęty. Najpierw buduję relację, później przechodzę do sedna rozmowy. Zawsze daję z siebie 100 procent. Uważam, że nie ma złych i dobrych dni. Powinniśmy w taki sposób dbać o swoje samopoczucie, abyśmy dla klientów zawsze byli uśmiechnięci. Nawet jeśli oni będą mieć zły dzień, a my zaskoczymy ich pozytywnie, to nie tylko załatwimy swoją sprawę, ale i poprawimy klientom humor.

Co robić, gdy klient odmawia?

Na pewno w pracy pośrednika potrzebne są cierpliwość i samodyscyplina. Ale też trochę luzu i świadomość, że klient ma prawo nam odmówić. Słowem„nie”warto się bawić, a nie zniechęcać. Poza tym rozmowy trzeba prowadzić w taki sposób, aby klient sam zechciał z nami współpracować. Jeśli będziemy działać sztampowo i bez werwy, nasza skuteczność spadnie już na starcie. Ale odmowy są też elementem naszej pracy. Gdyby każdy klient na wszystko się zgadzał, praca pośrednika nie byłaby takim dużym wyzwaniem, jakim jest dzisiaj.

Kiedy solo, kiedy w teamie?

Lubię pracować solo, w samotności, ponieważ wtedy łatwiej mi się skupić. Nie mam biura stacjonarnego – z agentami spotykamy się głównie po to, aby wymienić doświadczenia. Poza tym raz na jakiś czas wskazana jest burza mózgów. Na co dzień jesteśmy w stałym kontakcie telefonicznym i przez aplikacje: WhatsApp czy Messenger.

Wieczory poświęcam na prezentację mieszkań. Pracę kończę około godziny 19. Po powrocie do domu czeka na mnie chillout i mój stęskniony kot. Zdarza mi się też wyskoczyć do knajpy z przyjaciółmi.

Jak zapanować nad chaosem?

Pośrednik musi być dobrym organizatorem, żeby w jego życie nie wkradł się chaos. Nie można popełnić błędu polegającego na tym, że w 100 procentach skupiamy się na jednej transakcji. Bo jeśli na boczny tor odstawimy pozostałe elementy, jak np. pozyskiwanie nowych ofert, to po finalizacji transakcji zostaniemy z niczym.

Nie zapominajmy o tym, że branża nieruchomości jest dynamiczna. Trzeba śledzić zmiany w przepisach, czytać prasę branżową. Edukacja to postawa! Poza tym dużo czasu warto poświęcać na to, aby poznać nieruchomości, które się prezentuje. Rzetelne przygotowanie wymaga czasu, ale zawsze procentuje. Trzeba być otwartym na nadzwyczajne sytuacje. Np. pokazujesz mieszkanie klientowi i opowiadasz o pięknym widoku z okna, po czym widzisz sąsiada w slipkach robiącego sobie herbatę. Aby wybrnąć z tej sytuacji, musisz wykazać się kreatywnością. Zasypiam około północy. Wieczorem zerkam na moją checklistę i sprawdzam, czy zrealizowałam plan. Jeśli nie, następnego dnia wracam do zaległych spraw. Chyba że jest weekend, wtedy muszą one poczekać do poniedziałku. Soboty i niedziele poświęcam na prowadzenie szkoleń. I na odpoczynek!

Natalia Drysiak – od 2008 roku pośrednik w obrocie nieruchomościami (NR Licencji 22249), członkini Warszawskiego Stowarzyszenia Pośredników w Obrocie Nieruchomościami (WSPON). Pasjonatka nieszablonowych rozwiązań. Szkoleniowiec z technik sprzedaży nieruchomości i negocjacji oraz nawiązywania relacji pośrednik-klient. Wykładowca i prelegent największych wydarzeń branży nieruchomości. Związana z branżą rozwoju osobistego. Przedsiębiorca, menadżer grup sprzedażowych ds. nieruchomości. Nieruchomościowa influencerka – Instagram @natalia_drysiak. Od 4 lat głównie specjalizuje się we współpracy z inwestorami/flipperami, dostarcza perełki i gotowe piękne flipy sprzedaje w wysokich cenach.

Współpraca dewelopera z pośrednikiem – zysk dla obu stron

Aleksandra Zalewska-Stankiewicz

Właściciele marki Kraft Estate wciąż są nienasyceni. Z coraz większym rozmachem zaczynają współpracę z kolejnymi deweloperami. – Naszych klientów obsługujemy kompleksowo, począwszy od pomocy przy znalezieniu gruntu, poprzez marketing, a skończywszy na sprzedaży – mówią Ilona Szyja, Mateusz Kasak i Karolina Burawska. To rozmowa o tym, co na współpracy dewelopera z pośrednikiem mogą zyskać obie strony.

Aleksandra Zalewska-Stankiewicz: Czas to pieniądz – to wiemy. Co jeszcze poza zaoszczędzonymi godzinami daje deweloperowi współpraca z biurem nieruchomości?

Mateusz Kasak: Ten czas jest kluczem do wszystkiego. Jeśli deweloper zleci sprzedaż podmiotowi zewnętrznemu, może się bardziej skupić na samym procesie budowy i na finalizacji kolejnych etapów inwestycji. Mówiąc w skrócie: deweloper może skierować swoją uwagę na inne obszary działalności firmy. Korzystanie z usług biura nieruchomości jest dla niego bardzo korzystne, także pod względem finansowym. Współpracując z podmiotem zewnętrznym, nie musi ponosić kosztów związanych z prowadzeniem własnego biura sprzedaży.

Karolina Burawska: Poza tym doświadczenie i znajomości, które posiadają pośrednicy, są bezcenne. Przecież to doradcy mają relacje z klientem. Dlatego delegowanie zadań na biuro pośrednictwa to najlepsze z możliwych rozwiązań.

A.Z.S.: Mali czy duzi deweloperzy – kto może więcej zyskać na tej współpracy?

Mateusz Kasak: Z naszych doświadczeń wynika, że więksi deweloperzy bardzo chętnie podejmują współpracę z pośrednikami. Nie chodzi tylko o współpracę na wyłączność, ale też o zwykłe pośrednictwo. Poważni inwestorzy coraz chętniej korzystają z usług biur nieruchomości, ponieważ dzięki temu nie muszą np. poświęcać zasobów na tworzenie od postaw struktur sprzedażowych. Z drugiej strony mamy małych deweloperów, u których posiadanie własnego biura jest nieuzasadnione ekonomicznie. W przypadku mniejszych graczy koszty, które poniósłby deweloper, mogłyby przekroczyć zyski z inwestycji. Pomiędzy wspomnianymi deweloperami są też ci z tzw. średniej

półki, którzy mają swoje biuro i sprzedają mieszkania na własną rękę. Moim zdaniem nie jest to dobre rozwiązanie, ponieważ rzadko zdarza się, aby biuro dewelopera świadczyło tak wysoką jakość usług jak zewnętrzne biuro nieruchomości.

A.Z.S.: Poza usługą sprzedaży obsługujecie deweloperów kompleksowo. Co to znaczy?

Ilona Szyja: Usługi Kraft Estate wybiegają daleko poza pośrednictwo. Pochylamy się nad całością inwestycji – od momentu poszukiwań odpowiedniego gruntu, poprzez marketing, aż po sprzedaż. Już na etapie projektowania doradzamy klientom, jaka inwestycja przyjmie się najlepiej. Rozmawiamy o rozkładzie lokali, o ich powierzchni, o zagospodarowaniu terenu. To doradcy wiedzą, na co aktualnie jest największe zapotrzebowanie na rynku. Tworzymy historię osiedli, wymyślamy ich nazwę.

Karolina Burawska: Na współpracy z nami mogą zyskać także deweloperzy z ogromnym doświadczeniem. Każda inwestycja to oddzielny byt. Świeże spojrzenie osób z zewnątrz zawsze działa na plus.

Mateusz Kasak: I znów wrócę do pojęcia czasu. Przy każdej inwestycji deweloperzy są zobligowani do sprzedaży określonego procentu mieszkań, aby otrzymać kolejne transze finansowe. Wtedy liczy się każdy dzień. Współpraca z podmiotem zewnętrznym wydaje się idealnym rozwiązaniem. I w ostatecznym rozrachunku wpływa na zwrot z inwestycji.

A.Z.S.: Podobno ci deweloperzy, którzy choć raz zlecą sprzedaż biurom nieruchomości, potem nigdy nie robią tego sami?

Ilona Szyja: Zdecydowanie tak. Relacja z deweloperem funkcjonuje jak relacja z osobą prywatną. Tutaj też trzeba zbudować zaufanie do klienta, nieważne, czy jest duży, czy mały. Jeśli jakiś system dobrze funkcjonuje, nie ma sensu go zmieniać.

A.Z.S.: Czym – z punktu widzenia pośrednika – ta współpraca różni się od pracy z tzw. zwykłym klientem?

Karolina Burawska: Współpraca z deweloperem przebiega zupełnie inaczej niż z osobą sprzedającą nieruchomość z rynku wtórnego. Od razu dysponujemy większą liczbą mieszkań, rozlokowanych w jednym miejscu. Dzięki temu możemy potencjalnemu klientowi zaproponować więcej niż jeden lokal w danej inwestycji. A to działa na plus dla klienta.

Mateusz Kasak: Gdy sprzedajemy nieruchomości indywidualnie, podpowiadamy klientom, w jaki sposób mogą ulepszyć mieszkanie, aby podnieść jego wartość i przyspieszyć inwestycję. Pracujemy na gotowym produkcie, który można ewentualnie poprawić. W przypadku współpracy z deweloperem tworzymy produkt od nowa, od dziury w ziemi. Czyli często sprzedajemy obietnicę.

A.Z.S.: Jakie oczekiwania mają deweloperzy przy współpracy z pośrednikiem?

Mateusz Kasak: Ważna jest dla nich elastyczność i jak najszybsze działanie. Oraz skuteczność pośrednika, ponieważ dewelopera interesują rezultaty współpracy. Na pierwszym miejscu zawsze jest Excel. Chodzi o to, aby inwestycja generowała zyski.

Ilona Szyja: Deweloper chce mieć pewność, że biuro będzie w stanie sprzedać jego inwestycję. Po prostu chciałby spać spokojne. Poza tym zwraca uwagę na systematyczność i na dotrzymywanie terminów.

Karolina Burawska: Pośrednik powinien zawsze na bieżąco śledzić, co się dzieje na inwestycji – czy czas odbioru będzie przyspieszony, czy opóźniony, czy cena się nie zmieniła. To my jesteśmy na pierwszej linii kontaktu klienta z deweloperem. Deweloper też chce być poinformowany o tym, jakim zainteresowaniem cieszy się jego inwestycja, ile zrobiono rezerwacji, ile umów już podpisano.

A.Z.S.: Co jest ważne w ustalaniu współpracy?

Ilona Szyja: Ważne jest, aby na samym początku ustalić sobie pewne priorytety. A później obie strony powinny te założenia respektować. Trzeba dobrze znać biznesplan dewelopera. Przychodzi taki moment, kiedy pośrednik nie ma bezpośredniego kontaktu z deweloperem, tylko z osobami, którym te zadania zostaną oddelegowane.

Mateusz Kasak: Na samym początku trzeba określić, co dla obu stron oznacza „kontakt z deweloperem” i kto będzie osobą kontaktową ze strony dewelopera. Pamiętajmy, że ta relacja zawsze będzie miała charakter biznesowy. W przeciwieństwie do rynku wtórnego, gdzie poznajemy klientów i historie ich mieszkań.

A.Z.S.: Trudno jest przekonać dewelopera do inwestycji na wyłączność?

Karolina Burawska: Na początku tak, ponieważ większość deweloperów wychodzi z założenia, że nawiązanie współpracy z większą liczbą pośredników przekłada się na lepsze efekty sprzedażowe. Jednak zwykle kończy się to miszmaszem. Dochodzi do chaosu cenowego, do rezerwowania tych samych mieszkań. W przypadku umów na wyłączność przepływ informacji jest dużo łatwiejszy.

Mateusz Kasak: Chciałbym zaznaczyć, że nie zamykamy się na współpracę z innymi pośrednikami. Jak najbardziej jest ona możliwa, umowa na wyłączność wcale jej nie ogranicza. Deweloperowi trudno jest powierzyć wszystko jednemu podmiotowi. Przecież na szali jest jego inwestycja! Dobrym rozwiązaniem jest przeprowadzenie testu, polegającego na tym, że na początek biuro zobowiązuje się sprzedać 20 czy 30 procent mieszkań. Jeśli to się uda, nic nie stoi na przeszkodzie, aby biuro przejęło całość inwestycji. Jestem zwolennikiem takiego rozwiązania.

A.Z.S.: Kompleksowa współpraca, którą oferujecie, to rozwiązanie, do którego wciąż trzeba długo przekonywać klientów?

Mateusz Kasak: Niestety tak. Wielu myśli, że mieszkania same się sprzedają. Że wystarczy wywiesić banner i pojechać na targi mieszkaniowe. Ale w dzisiejszych czasach chodzi nie tylko o to, aby sprzedać mieszkanie. Dzięki odpowiednim zabiegom marketingowym możemy sprawić, że zwykły blok będzie odbierany jak osiedle premium. Poza tym marketing jest bardzo ważny i wpływa na końcową cenę sprzedaży.

Karolina Burawska: Kompleksowa obsługa jest niezwykle istotna przy deweloperach, którzy nie mają wyrobionej marki. Dzięki pomocy profesjonalnych pośredników mogą zyskać na renomie. Obecnie zajmujemy się dwiema inwestycjami deweloperskimi. Jedna prowadzona jest w Warszawie („Zielonka”), a druga w Krakowie.

Ilona Szyja: Wszystkim pośrednikom i deweloperom polecamy taką współpracę. Gdy po obu stronach są profesjonaliści, wszystko przebiega bardzo sprawnie. I obie strony mogą dużo zyskać.

Ilona Szyja
prezes zarządu Kraft Estate

Mateusz Kasak
członek zarządu Kraft Estate

Karolina Burawska
dyrektor Biura Regionalnego w Warszawie www.kraftestate.pl